CHCĘ ZASTRZEC!!!
Miniaturka jest tylko dla osób powyżej 18 roku życia. Zawiera drastyczne opisy. Cała historia w dużej mierze opiera się na faktach. Proszę powstrzymać się od głupich komentarzy.
PS To nie musi być dobre. To jest po prostu prawdziwe.
Na przedmieściach Londynu hulał wiatr, wznosząc w powietrze stronice codziennie wydawanego brukowca. Ludzie chowali się w domach czy przydrożnych lokalach przed przejmującym zimnem i wichurą, która z minuty na minutę przybierała na sile. Zapanowała wszechobecna panika. Ktoś nawet stwierdził, że widział postacie w czarnych pelerynach miotające zielonym światłem. Nikt nie zamierzał opuszczać ciepłego miejsca, dopóki apokaliptyczna pogoda za oknami nie ucichnie.
W jednym z domów przy Aurum Alley 23 chowała się dwójka młodych czarodziei. Dziewczyna mocno płakała, chowając twarz w dłoniach. Przed oczami wciąż miała widok swoich martwych rodziców leżących w ogromnej kałuży krwi na środku granitowej podłogi. Za cholerę nie mogła wymazać tego ze swojej pamięci. Z każdą chwilą docierało do niej mocniej, że już nigdy nie usłyszy ciepłego głosu matki, nigdy nie poczuje jej waniliowych perfum, nigdy więcej nie wtuli się w nią, nigdy więcej nie zwierzy jej się, leżąc głową na jej kolanach. Wiedziała, że ojciec nigdy więcej nie opowie żadnego kawału, nigdy więcej nie ubierze na święta szaty w renifery, nigdy więcej nie urządzi pokazu sztucznych ogni w Sylwestra. To były drobiazgi, z których składało się jej życie, jej wszystkie wspomnienia. Po raz kolejny gorzko zapłakała i skryła się w silnych ramionach chłopaka. Rude włosy poprzyklejały się do jej twarzy, a makijaż z każdą łzą żałośnie się rozmywał, zostawiając smugi na bladych policzkach.
Chciał ją pocieszyć, ale nie umiał. Nim również wstrząsnął ten widok. Znał państwa Addamsów zaledwie od trzech lat, ale traktował ich, jak rodzinę, której tak naprawdę nigdy nie miał. Ich bezwładne ciała leżące w nierealnych pozycjach na zimnej posadzce, skąpane we krwi, nie pozostawiały żadnych złudzeń. Mroczny Znak widniejący nad domem powinien odpędzić ich od tego miejsca jak najdalej. Emily chciała wejść myśląc, że może będzie w stanie pomóc rodzicom. Nie mogła. Było parę chwil za późno.
Oboje drgnęli, słysząc głośne huki na zewnątrz i szatański śmiech. Spojrzeli na siebie ze strachem. Wstał.
- Powinniśmy być zabezpieczeni, nie mogli nas tu znaleźć! - jego poddenerwowany szept rozerwał ciszę. Dziewczyna nawet nie podniosła głowy. Zastanawiała się, jak stąd uciec. Przede wszystkim, gdzie.
- Syriusz, oni nas znaleźli. Musimy się stąd wydostać!
- Nie panikuj. Stąd nie ma wyjścia, jedyne jest obstawione teraz przed śmierciożerców.
Pomieszczenie wypełnił hałas wyłamywanych z zawiasów drzwi. Emily przybliżyła się do chłopaka i wyciągnęła różdżkę. Nie potrafiła w tym stanie wykonać jakiegokolwiek czaru nie wymawiając go. Była zbyt roztrzęsiona i za cholerę nie potrafiła się skupić.
- Drętwota! - krzyknął Syriusz, celując w ciemność przed sobą. Błąd. Złe posunięcie.
- Expelliarmus! - obie różdżki podążyły w nieznanym kierunku. Zostali bez niczego, całkowicie bezradni. Świetnie.
- Proszę, proszę. Trzeba było tak się ukrywać? My znajdziemy każdego. - głos Lucjusza rozbrzmiał w piwnicy. Jednym ruchem dłoni wyczarował pochodnię ledwo oświetlającą ponure pomieszczenie. Oprócz niego w domu byli jeszcze Regulus, Avery, Snape i Crouch. Wszyscy z wyjątkiem Severusa mieli w oczach obrzydliwy blask.
- Nie mówiłeś, że ta suka jest niczego sobie. - powiedział Barty, oblizując popękane usta.
- Nie waż się o niej tak mówić, pomyłko natury! - Syriusz starał się rzucić z pięściami na Śmierciożercę, lecz Lucjusz skutecznie mu to udaremnił, wysyłając go w drugi kąt piwnicy, gdzie stracił przytomność. Pisnęła głośno i wystraszyła się nie na żarty. Wolałaby jedno proste zaklęcie, niech to wszystko się skończy.
- Widać zbyt długie przebywanie w towarzystwie szlam wypaczyło mózg czarnej owcy rodu Blacków. - wycedził blondyn, a grupka mężczyzn zaśmiała się obrzydliwie. - Severus, pilnuj go skutecznie. - Snape skinął jedynie głową i podszedł do nieprzytomnego Gryfona.
Atmosfera w piwnicy stawała się bardziej napięta. Dostali bardzo konkretne polecenie, ale postanowili trochę je zmodyfikować na własne potrzeby, które w tamtym momencie sięgały zenitu. Otoczyli ją w małym kręgu. Nie próbowała nawet uciekać, stała, jak sparaliżowana. Wyglądała, jakby nawet nie oddychała. Nikłe światło oświetlało jej smukłą figurę i sterczące pod cienką bluzeczką sutki. Było przeraźliwie zimno, a uciekając nie zabrała ze sobą nic więcej, prócz różdżki. Liczyła w myślach, ile jeszcze zniesie. "Jeden..." - Avery dotknął tłustą łapą jej kształtnej pupy. Miała odruch wymiotny. "Dwa..." - mocne uderzenie w twarz.
- Nawet nie waż się teraz rzygać, dziwko! - krzyknął i spojrzał na swoją dłoń. - Zabryzgałaś mi rękę!
"Trzy..." - kopniak w brzuch. Syknęła głośno z bólu. Chyba właśnie złamano jej żebra. Upadła na podłogę. Usłyszała gromki śmiech. "Cztery..." - ktoś szarpnął ją za włosy i podniósł jej głowę w górę.
- Patrz, suko. On już Ci tego nie zapewni. - powiedział Regulus, rozpinając rozporek. W jej gardle zebrała się ogromna gula, ale nie miała siły teraz nawet płakać. Była bezbronna, pozbawiona jakiejkolwiek możliwości walki. Przykład z niego wziął Avery i Crouch. Jedynie Lucjusz i Severus nie zamierzali dołączyć do odbierającego jej godność gwałtu.
"Pięć. " - pierwsze uderzenie śmierdzącym, brudnym przyrodzeniem w twarz. Łza spadła na podłogę.
- Wąchaj, szmato. Tak pachną prawdziwi faceci. - wychrypiał Barty. "Sześć." - nadział jej usta na swojego penisa. Docisnął jej głowę do samego końca. Czuł, jak się krztusi, ale sprawiało mu to przyjemność. Nosem wyleciała jej ślina, a dłońmi starała się go z całej siły odepchnąć. Wyrwała mu się. "Siedem." - kolejny kopniak. Ciszę przerwał jej przeraźliwy wrzask, próbowała wybiec. "Osiem." Regulus przytrzymał rudowłosą za bluzkę, jednocześnie rozdzierając ją jednym ruchem. W tym samym momencie obudził się Syriusz. Udało mu się jedynie wstać, bo po chwili znów leżał na podłodze. Tym razem spętany, zakneblowany i świadomy tego, co się wokół niego dzieje. Spojrzała na niego, to nie trwało dłużej niż sekundę. Tyle bólu nie widział nigdy w niczyich oczach. Płakał, jedynie tyle mógł zrobić.
"Dziewięć." - poczuła mocne uderzenie głową o blat, kiedy siłą ją tam położono. "Jedenaście." - ściągnęli z niej spodnie i zdarli bieliznę. Trzęsła się z zimna. Była naga. Obdarta z godności.
- Patrz, jaka sztuka! Nic, tylko rżnąć! - zaśmiał się Avery. "Dwanaście." - rozchylił jej uda. "Trzynaście." - przywiązał ją do stołu. "Czternaście." - włożył w nią penisa gwałtownie, mocno, dociskając jej miednicę do zimnego, twardego blatu. Od drugiej strony podszedł Regulus. "Piętnaście." - znów w gardle poczuła obrzydliwy smak, młody Black pieprzył ją w gardło. Krztusiła się własną śliną i wymiocinami gromadzącymi się w jej przełyku.
- Zamień się! - powiedział Crouch. Poczuła ogromny ból w dole brzucha. Przed sobą miała tylko widok owłosionych ud. "Szesnaście." - teraz gwałcił ją Barty. Dyszał, a pot z jego czoła spadał kroplami na jej piersi. "Siedemnaście." - uderzał je i tarmosił, zostawiając na nich sine ślady. Całe jej ciało było sztywne, jakby była martwa. "Osiemnaście." - ugryzł ją szyję.
Syriusz płakał coraz mocniej. Nie mógł nic z siebie wydobyć. Żadnego głosu, żadnego jęku. Nie mógł nawet mrugać oczami. Jedynie łzy lały się na podłogę. Strasznie bolało go to, co widział. Ona była w ciąży. W trzecim miesiącu ciąży... Mieli powiedzieć dziś jej rodzicom. Chcieli się pobrać. Nigdy nic tak go nie bolało. Nigdy nikt tak go nie skrzywdził. Lucjusz i Snape przyglądali się tej scenie z wyraźnym rozmarzeniem, jakby nie był to pierwszy zbiorowy gwałt, jaki widzą.
"Dziewiętnaście." - śmierdząca, gęsta sperma wylądowała z członka Avery'ego tuż na jej twarzy. Zaśmiał się gorzko i wciągnął spodnie. Regulus i Crouch wciąż ją pieprzyli. Wiedziała, że traci dziecko. Czuła to. Było jej już wszystko jedno. Chciała tylko umrzeć. Tylko to ją teraz obchodziło. Wszystkie jej marzenia, całe jej życie rozpadło się w ciągu jednego dnia. Wszystko, na co pracowała latami. Zniknęło. Rozprysło się, jak bańka mydlana. Przestawała odczuwać ból fizyczny. Po prostu wiedziała, że zbliża się koniec. "Dwadzieścia." - jej gardło znów wypełniła obrzydliwa ciecz. Tym razem Regulus dokończył dzieła i oparł się o ścianę, spluwając dziewczynie na twarz.
- Nawet niezła byłaś, dziwko.
To zabolało.
Pomieszczenie wypełniło sapanie Croucha. "Dwadzieścia jeden." - poruszał się coraz szybciej, jedyne, co poczuła, to jak twardnieje w jej wnętrzu. Po chwili leżała sama na zimnym, twardym blacie. Zgwałcona, obdarta z godności, brudna i śmierdząca. Trwało to zaledwie parę minut, czuła, jakby minęła cała wieczność. Podszedł do niej Lucjusz i spojrzał na jej twarz z pogardą. Pod nosem zasyczał jedynie "suka".
"Dwadzieścia dwa." - odwiązał ją, znalazła się twarzą tuż przy Syriuszu. Patrzyła martwo w jego zapłakane oczy. Kochała go nad życie, tak samo, jak rodziców i dziecko, które w sobie nosiła. Nie umiała nic powiedzieć. Wiedziała, jeszcze tylko chwila. Jeszcze chwila i przestanie cierpieć. Najprawdopodobniej miała złamane żebra, właśnie poroniła, została zgwałcona i strasznie bolał ją tył głowy. Podniosła lekko dłoń i położyła mu ją na policzku.
- Przepraszam. - szepnęła ledwo słyszalnie, a jej wargi wygięły się w grymasie.
- Bo się popłaczę... Severus. - Malfoy uśmiechnął się wrednie do Śmierciożercy. - Twoja kolej, na dzisiejszy wieczór.
Ślizgon wstał i podszedł do rudowłosej, która uparcie wpatrywała się w Syriusza. Wyciągnął różdżkę w jej stronę.
- Avada kedavra! - "dwadzieścia trzy."