piątek, 27 marca 2015

9. Księga, jako dziedzictwo rodu Blacków.

Dziękuję za wszelkie nominacje i komentarze, jednak napiszę wprost - nie wiem, jakie blogi JA mogłabym nominować. Te, które chciałam, już zostały włączone do gry. ;) Może następnym razem się uda. 
Wzięłam sobie do serca rady a propos akapitów. Trochę z tym roboty na blogspocie, ale dałam radę. :) 
Wasze blogi odwiedzę już niedługo, tęsknię za nimi. A ostatnie dwa dni byłam odcięta od świata. Same egzaminy, apokalipsa...
                                                                         ~*~
     Londyn pokryty był grubą warstwą śnieżnego puchu. Wczesnym rankiem, gdy wszystkie latarnie zaczęły powoli gasnąć, Walburga Black siedziała w salonie domu przy Grimmauld Place 12. Przez całą noc nie mogła spać. Była podekscytowana dzisiejszym dniem. W ich posiadłości miał zjawić się bardzo ważny gość - Sami-Wiecie-Kto. Przygotowania szły pełną parą, zaproszono ważne osobistości. Ponadto po powrocie Narcyzy z Hogwartu miały nastąpić jej zaręczyny z Lucjuszem. Podjęto decyzję, że dadzą jej wolną rękę w stosunku przyłączenia się do grona Śmierciożerców. Nie chciano wywierać na niej presji, skoro jej przyszły mąż oficjalnie wszedł do ich kręgów.
     Zadbano o odpowiednią ochronę domu, skrzaty wysprzątały każdy kąt i wszędzie unosił się zapach przygotowywanych potraw. "Cóż, w końcu idą święta, psia mać" - pomyślała Walburga i skrzywiła się ohydnie. Lata jej  świetności już minęły, jednak ona mało się tym przejmowała. Nigdy nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, który z roku na rok stawał się mniej atrakcyjny. Zawsze zależało jej tylko na bogactwie i prestiżu. Chciała, by jej synowie kontynuowali ich tradycję i kulturę, jednak z ich dwojga tylko Regulus wyszedł na ludzi. Mieli co do niego plany, dlatego tak bardzo denerwowała się dzisiejszym spotkaniem. Chciała, by Czarny Pan wcielił go do swoich szeregów, dlatego musiała dziś porozmawiać z nim w cztery oczy, choć nie będzie to łatwe. Takie spotkania zawsze są krótkie i treściwe, a Voldemort nie chce i przeważnie nie przeprowadza z kimś rozmów sam na sam, jeśli nie jest to konieczne. Jednak Orionowi i Walburgii bardzo zależało, by Regulus wrócił do Hogwartu jako Śmierciożerca. Doświadczyli by takiej łaski! Skoro niejaki Severus Snape, którego również zaproszono ze względu na jego dobrze zapowiadającą się karierę, mógł - jej syn też może!                                                                      
     Wstała z fotela i podeszła do małego kuferka znajdującego się w rogu salonu. Wypowiedziała parę zaklęć i mebel otworzył się. W środku leżała zakurzona księga - dziedzictwo rodu Blacków. Czarnomagiczne zaklęcia stworzone przez czarodziei ich rodu. Dziś będzie pełniła bardzo ważną rolę na przyjęciu. Czarnemu Panu bardzo zależało na opanowaniu potężnych czarów znajdujących się w opasłym tomisku. Kolejny krok, by uczynić go wielkim!
~*~
     Emily pakowała swoje rzeczy do kufra. Mimo tego, że na dobrą sprawę machała tylko różdżką - zmęczyła się. Nie spała pół nocy. Uśmiechnęła się na wspomnienie tego, co robiła z Blackiem. Była szczęśliwa, choć momentami ustępowało to powątpiewaniu. Przyjęła swoją misję i nie może już jej porzucić. Nie może nikomu o niej powiedzieć. Czuła się tak, jakby została spętana przez diabelskie sidła i nie mogła się z nich wydostać.
- Wracasz do domu, czy wyjeżdżasz gdzieś na święta? - spytała Narcyza, siadając na krześle pod oknem. Musiała się do kogoś odezwać, ta cisza była już nie do zniesienia.
- Wracam do domu na tę parę dni.
- Ja też. - odpowiedziała blondynka i spojrzała się na zegar, który wybijał 12. Za godzinę pociąg odjeżdżał do Londynu.
- Domyśliłam się.
- Regulus o Ciebie pytał. - Narcyza zignorowała ironiczną zaczepkę. - Chciał wiedzieć, czy może z Tobą porozmawiać.
- Nie chcę go widzieć. I przez pewien czas na pewno tak zostanie, możesz mu to przekazać. - Emily skrzywiła się pod nosem na samo wspomnienie o chłopaku. Strasznie ją zranił, a nie zasłużyła sobie na to. Już zapominała o istnieniu jego osoby i o tym, jak się w stosunku do niej zachował.
- Jeśli jeszcze raz zapyta, to najwyżej tak mu odpowiem. Jak sobie chcesz. Nie było mnie wczoraj na balu, według mnie to rozrywka dla ubogich, jednak po Hogwarcie znów krążą plotki a propos Ciebie i Syriusza. To prawda, co mówią?
- A co mówią? - zapytała zdawkowo Addams, ale w środku zagotowała się. Nienawidziła, kiedy ktoś żył jej życiem. Mogła się tego jednak spodziewać, wiążąc się z największym playboyem w szkole.
- O Waszym rzekomym związku. To jak, prawda to?
- A dlaczego Ciebie nagle obchodzi moje życie prywatne?
- Wiesz, jeśli mój kuzyn związał się z Tobą, to znaczy, że zaczął wychodzić na ludzi. - przez twarz Narcyzy przebiegł ledwo zauważalny uśmiech. - Może nawet moja ciotka zechciałaby go znów widzieć. Chyba, że on o niczym nie wie?
- Pomyśl trochę, nie wolno nam rozpowiadać o naszej działalności. - Emily zdenerwowała się, wiedziała, do czego dąży blondynka. - To chyba dość logiczne. Poza tym na takim etapie znajomości nie warto dzielić się z kimś swoimi planami. Jeśli zaraz nie wyjdziemy, spóźnimy się na pociąg.
~*~
     Na stacji w Hogsmeade były tłumy. Wszyscy uczniowie cieszyli się na powrót do domu, chociaż na tę parę dni. Na tory wjechała duża, czerwona lokomotywa. Wokół rozległy się piski radości. Grupka przyjaciół z siódmego rogu szybko zajęła cały przedział. Ulokowali się wygodnie i zaczęli rozmawiać o nadchodzących świętach. Wszystkich zaprosiła Lily. Najbardziej na tę wieść ucieszył się James, nie będzie musiał spędzać świąt w szkole.
     Syriusz zauważył przez szybę Emily idącą przez korytarz z Narcyzą. Miała głowę dumnie zadartą do góry, wyglądała śmiesznie, w opinii Łapy. Stwierdził, że jak pociąg ruszy, znajdzie ją i oswobodzi od towarzystwa jego świrniętej kuzynki. Nie wiedział tylko, jak zareagują jego przyjaciele na wieść o jego nowej relacji z Addams, szczerze, trochę się tego obawiał.
- Syriusz, halo! - Mary machała ręką i uśmiechała się durnowato. - Na co się tak gapisz?
- Zamyśliłem się.
- Ohoho, a co to się stało? Nowa dziewczyna? - spytał Peter. Black wysłał mu spojrzenie śmierci.
- Dziewczynę to co najwyżej Ty możesz mieć, ja mam kobietę. - wszyscy w przedziale wytrzeszczyli na niego oczy. Jedynie James i Lily ucieszyli się na tę wieść. Wczoraj na balu nikt nie zarejestrował, z kim przyszedł Syriusz. Wszyscy byli zbyt zajęci sobą, by zwrócić na to uwagę.
- Kogo? - Remus uśmiechnął się pod nosem, chociaż znał odpowiedź. Nikt nie musiał nic mówić. 
- Później Wam ją przedstawię. Na razie idę się przejść. - wstał z siedzenia i wyszedł na korytarz. Chciał już wziąć ją w objęcia.
~*~
     Narcyza wertowała zaciekle nowe wydanie "Czarownicy". Kupiła je w sklepie przy stacji w Hogsmeade. Jej uwagę zwrócił wielki napis "Wymarzone zaręczyny! Jak się zachować, kiedy wybranek poprosi Cię o rękę?". Wiedziała, że nic mądrego tam nie wyczyta, jednak ciekawość była silniejsza.
"Miłość Twojego życia zadała Ci najważniejsze pytanie? Czy zechcesz być Panią jego serca? Mimo Twojej pewności mogą najść Cię wątpliwości, które są całkowicie normalne! Dotyczą prawie każdej dorosłej czarownicy, a nawet, tu Cię zaskoczę - mugolki! W sferze miłości wszyscy zachowujemy się podobnie. Dobrze, uznajmy, że nadszedł wieczór. Rodzina przygotowała wystawną kolację, nagle podchodzi on, zadaje TO pytanie, a wszyscy się na Was gapią. I myślisz sobie pytanie, co dalej? Spróbujemy Ci w tym pomóc. Jeśli zamierzasz przyjąć oświadczyny, wystarczy po prostu odpowiedzieć twierdząco, nie zwracać uwagi na docinki rodziny, która czasem naprawdę potrafi być wredna, byleby się pośmiać. Oszczędzisz sobie stresów i od razu będziesz to miała za sobą. Jeszcze małe buzi, buzi i możecie zająć się konsumpcją! Ewentualnie poproś wybranka, by na oficjalnej kolacji oświadczył się Twojej matce - to stary, prawie zapomniany zwyczaj. Przynajmniej będziesz miała to z głowy i wszystko spadnie na nich. Co jeśli mężczyzna ubiegający się o Twe serce nie jest Ci przeznaczony? Tu odpowiedź jest chyba najprostsza. Każesz mu spadać na drzewo! Musisz pamiętać, że małżeństwo, które nie jest zawarte z miłości, jest największym błędem w życiu kobiety, można podać wiele przykładów, ale po co? Ważne tylko, byś wiedziała o  tym, że nie możesz zgodzić się na coś, na co nie masz ochoty. Trzeba tylko w odpowiedni sposób dać znać absztyfikantowi, aby oddalił się od Ciebie i Twej cnoty, bo..." - Narcyza cisnęła gazetą w kąt. Cholerne bzdury! W życiu niestety liczy się coś więcej, niż to, czego MY chcemy! Emily spojrzała się na nią pytająco. Pierwszy raz zauważyła, by blondynka okazała jakiekolwiek emocje.
- Stało się coś? - usiadła obok koleżanki. Ta spojrzała na nią załzawionymi oczami. Addams praktycznie była w szoku. Nigdy nie widziała, żeby Narcyza płakała. Położyła jej dłoń na ramieniu.
- Po prostu czytając jeden artykuł dotarło do mnie, jak wielka jest skala ludzkiej głupoty. - blondynka wytarła oczy i uśmiechnęła się blado.
- Jakoś Ci nie wierzę. Jeśli chciałabyś... - ich krótką, acz emocjonalną rozmowę przerwał Black, który wpadł niczym burza do ich przedziału.
- Puka się. - syknęła Cyzia i znów odwróciła wzrok w stronę okna.
- Owszem, ale ładniejsze, Kuzynko. - dobitnie podkreślił ostatnie słowo. - Chodź ze mną, Emily. - dziewczyna spojrzała na niego tak, jakby spadł co najmniej z księżyca.
- Najpierw przeproś Narcyzę. Ten tekst był chamski, powinieneś się hamować z takimi odzywkami do kobiet, zwłaszcza w MOJEJ obecności. - Addams spojrzała na niego z wyrzutem, zapomniała, jak potrafił się zachowywać.
- Oszczędź sobie płuc, nie potrzebuję wymuszonej skruchy od kogoś takiego, jak Ty.
- Chodź. - powiedziała Emily do Blacka.  - Porozmawiamy sobie.
~*~
     Lokomotywa podjechała na stację w Londynie. Z pociągu tłumnie zaczęli wysypywać się uczniowie. Na dworcu czekali zatroskani, stęsknieni rodzice wypatrujący swych pociech. Grupka siódmoklasistów z Gryffindoru stanęła pod kolumną.
- Gdzie ten Syriusz?! - pytała zniecierpliwiona Lily. - Za pół godziny odjeżdża autobus do mojej miejscowości. 
- Tam stoi z Addams. - powiedział James. - To chyba jego nowa wybranka.
- Nie żartuj tak nawet, wydaje mi się, że jest niebezpieczna. - Mary pokręciła głową. - W co on się wpakował, to ŚLIZGONKA.
- Nie każda osoba ze Slytherinu musi podzielać poglądy Voldemorta. - stwierdziła twardo Lilyanne, obcinając wzrokiem przyjaciółkę. Nie lubiła, gdy ktoś stereotypowo podchodził do ludzi. Nauczyła się tego w mugolskiej szkole, gdy wszyscy przezywali ją "marchewką" przez jej pomarańczowy odcień włosów. Mary zamilkła i zacisnęła usta w cienką linię.
     Black odgarnął niesforny kosmyk z czoła dziewczyny. Czuł, że to będą długie dni, dlatego, że bez niej. Nie chciał wcale jechać do Evans, wolił ten czas spędzić ze swoją kobietą.
- Szkoda, że nie jedziesz z nami. Chciałbym być z Tobą w te święta. - powiedział, ujmując czule jej dłoń.
- To pojedź do mnie. - wypaliła bez zastanowienia rudowłosa. W sumie mogłaby przedstawić go rodzicom. Jej też byłoby raźniej, gdyby ktoś był przy niej. W ich domu panowała pewnie smutna atmosfera ze względu na zniknięcie babci.
- Zapraszasz mnie?
- Tak, jeśli nie obawiasz się tego, że może być dość smętnie. Opowiadałam Ci o tragedii, która nam się przydarzyła parę dni temu. - Black uśmiechnął się, był szczęśliwy, że nie musi jechać do Lily.
- To idź wytłumacz się, czemu nie jedziesz do Lily. Czekam. - Emily pogłaskała chłopaka po policzku i odwróciła się w poszukiwaniu Narcyzy, chciała zamienić z nią parę słów. Zauważyła, jak dziewczyna znika wraz z kufrem. Było już za późno.
     Gryfoni nie byli zadowoleni z decyzji Syriusza. Podejrzewali, że tak może potoczyc się jego rozmowa z Addams. Wynegocjowali jednak, by przyjechał z rudowłosą na sylwestra. Lily wyjaśniła, że mugole świętują nadejście kolejnego roku i to dosyć ważna impreza, na której chce, by byli oboje. Black zgodził się, choć nie był przekonany, czy plan wypali. Pożegnali się i rozeszli w swoją stronę.
~*~
     W domu przy Grimmauld Place 12 skończono wszelkie przygotowania do dzisiejszej uroczystości. Narcyza ubrała się i poprawiła kwiaty stojące w wazonie. Była zdenerwowana. Powiedziano jej, że na zaręczynach zjawi się bardzo ważna osobistość. Ponadto zauważyła, że ciotka wyciągnęła księgę z dziedzictwem ich rodziny z kufra. Nikt nie otwierał go już kilkanaście lat. Bellatrix cały dzień nie mówiła o niczym innym. Bardzo chciała mieć dostęp do zaklęć, by móc je wypróbować na swoich kolejnych ofiarach. W jej oczach pojawiła się niezdrowa żądza krwi, która warunkowała jej dotychczasowe zachowanie. Tortury i śmierć uzależniły ją bardziej, niż papierosy, których tak wiele wypalała w ciągu dnia. W szafie gromadziła trofea swych męczenników. Zgromadziła ich już całkiem sporo, jak na swój młody wiek. Jednak nie zamierzała na tym poprzestawać.
    Wszyscy zasiedli do długiego, bogato zastawionego stołu. Pokój opanowała absolutna cisza. W tle było słychać jedynie przesuwające się wskazówki zegara. Czekali. Wiedzieli, na kogo. Walburgia denerwowała się, żyła pulsowała jej prawie niezauważalnie na skroni. Spojrzała na księgę, którą położyła na honorowym miejscu. Była z niej dumna. Mogła bardzo pomóc Czarnemu Panu i chełbiła się tym przez cały dzisiejszy dzień. W sali zjawił się Voldemort. Wszyscy wstali i ukłonili się mu, witając go w milczeniu. Zasiadł przy stole. Walburgia jako gospodyni domu powitała go.
- Czarny Panie, chcielibyśmy wyrazić słowami to, jakie szczęście  i łaskę przynosi nam Twoja dzisiejsza wizyta. Cała nasza rodzina i nasi najdrożsi przyjaciele są tutaj na Twoje  rozkazy, by Tobie służyć. - pochyliła się lekko w jego stronę. Po twarzy Sami-Wiecie-Kogo przebiegł cień odrazy, kiedy spojrzał na purpurową twarz Bellatrix. - Przygotowaliśmy dla Ciebie księgę, nasze najdroższe dziedzictwo, by mogło być użyteczne w Twojej drodze na szczyt.
- Dziękuję, Walburgio. Jestem zaszczycony, że mogę ucztować dziś w tak zacnym gronie. Chciałbym wyrazić swoją wdzięczność, iż mogę skorzystać z tajemnej wiedzy Waszych przodków, którzy uparcie, w pocie czoła spisywali odkrytą przez siebie dziedzinę najczarniejszej magii. Dzięki Wam będę mógł odważniej stawiać czoła mugolakom i ich  wielbicielom, których tak wielu w kręgach czarodziejów. Musimy pamiętać o tym, że oni plugawią naszą krew, chcą, byśmy się ukrywali, a to wcale nie jest konieczne. My możemy być potęgą tego świata. To nam ludzie składać będą pokłony i oddawać hołd. Bóg, w którego wierzą odejdzie w niepamięć i my zastąpimy jego miejsce. Z Waszą pomocą będę niezwyciężony i zgładzę konsekwentnie każdego, kto stanie nam na przeszkodzie. Dziś chciałbym z Wami porozmawiać na temat Szkoły Magii i Czarodziejstwa. Mój oddany sługa, Severus, prowadzi selekcję uczniów. Kilku do nas dołączy już wkrótce. Chcę, byście wiedzieli, że najważniejsze to dotrzeć do młodych umysłów i zasiać ziarno, by kiełkowało. Wiedzą o tym też nasi wrogowie. I tutaj zaczyna się nasz temat. Zakon Feniksa. Oni też działają, by zwerbować jak najwięcej zdolnych uczniów w swe szeregi. W święta wielu z nich jest w domach wraz ze swymi pociechami. Chciałbym tu skierować się w Twoją stronę, Bellatrix. - Voldemort spojrzał na nią. Kobieta wciąż miała purpurowe plamy na policzkach i dekolcie. Była niesamowicie podekscytowana, że zwrócił się bezpośrednio do niej, spośród wszystkich osób obecnych na sali. - Odwiedzisz Potterów w Dolinie Godryka. Złożysz im propozycję nie do odrzucenia a propos odstąpienia od działania Zakonu. Muszą się zgodzić. Ich syn wraz z przyjaciółmi przebywa u szlamy, niejakiej Lilyanne Evans. Mieszka przy Bordeaux Alley 23. To Twoja karta przetargowa. - Bella zrozumiała całkowicie instrukcję. Kiwnęła głową i ucieszyła się, że będzie miała swoją misję na najbliższe dni. I to od samego Czarnego Pana.
~*~
     Emily stanęła w drzwiach. Była nieco podenerwowana. Nigdy nie przyprowadzała chłopaka do domu, bo nigdy takowego nie posiadała, mimo swej urody. Spojrzała na Blacka i rozwiała wszelkie wątpliwości. Weszli do środka. Podbiegł do niej skrzat domowy.
- Panienko, zanieść kufry do pokoju?
- Tak, na razie oba. - mrugnęła do Syriusza. - Nie wiem, gdzie Cię umieszczą.
- Wszędzie dobrze, byle obok Ciebie. Niezła chata. - rozejrzał się po ogromnym holu, biała, marmurowa podłoga była idealnie czysta. Wielkie obrazy na ścianach przedstawiały członków jej rodu. W jednym z nich rozpoznał pradziadka Jamesa. - Jesteś spokrewniona z Rogaczem? - zmarszczył brwi.
- Tak, jego pradziadek i mój dziadek to bracia. Obaj bardzo zasłużyli się dla świata czarodziejskiego. Przeszkadza Ci to?
- Nie, po prostu o tym nie wspominał...
- Najwyraźniej uważa, że nie ma się czym chwalić. W końcu nie zapominaj, że jestem ze Slytherinu, prawda? - zaśmiała się gorzko pod nosem. Łapa chwycił ją w talii i pocałował w usta. Był nią ogromnie zauroczony, nie przeszkadzało mu to, w jakim jest domu.
- Emily? - w stronę nastolatków szła zgrabna, wysoka blondynka, ubrana w nieco ekscentryczną szatę w renifery. Rudowłosa zaczerwieniła się, zapomniała wspomnieć, że jej mama jest nieco... dziwna.
- Witaj, zaprosiłam na święta...
- Chłopaka? Wow... - zmierzyła go od stóp do głów. Zauważył, że miały z Em identyczne oczy i dołeczki w policzkach. Sam nie wiedział czemu, ale rozczuliło go to. - No, no. Przystojny. Masz gust, córeczko.
- Mamo!
- Wiem, po prostu się cieszę, już myślałam, że chcesz złożyć śluby czystości. - przewróciła oczami i zwróciła się do chłopaka. - Armina Addams, miło Cię poznać. - wyciągnęła do niego rękę.
- Syriusz Black, mnie również miło. Nie spodziewałem się, że Emily ma tak przesympatyczną mamę.
- Black? - oczy kobiety rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Mamo, to przyjaciel Jamesa, ten, o którym opowiadali Ci jego rodzice ostatnio, pamiętasz na pewno... - Emily zrobiło się głupio za reakcję rodzicielki.
- Ach, tak, tak. Pilnuj mi córki. Żeby się nie rozmyśliła i nie zechciała zostawić nas bez gromadki wnuków. - Armina uśmiechnęła się radośnie. - Ten dom jest tak wielki, że spokojnie starczyłoby miejsca dla...
- MAMO! Przestań, powiedz lepiej, gdzie tata?
- Za Tobą. - usłyszała męski, donośny głos. Mężczyzna spojrzał badawczo na Łapę. Podniósł córkę i okręcił się z nią wokół własnej osi. - Witaj, Księżniczko. Stęskniliśmy się za Tobą.
- Tato, to jest Syriusz Black. - Emily wskazała chłopaka. Współczuła mu, miała bardzo ekscentryczną rodzinę. Wysoki czarodziej zwrócił się w jego stronę. Miał krótkie, czarne włosy i wielkie, miodowe oczy. Był ubrany w identyczną szatę, co Armina.
- Miło mi Ciebie poznać, Młodzieńcze. Alastor Addams. Kim jesteś dla mojej córki?
- Jestem jej chłopakiem. - odparł grzecznie Syriusz. - Przepraszam, że zjawiłem się tak bez uprzedzenia, to trochę nie na miejscu.
 - Nie przejmuj się, dla nas to świetna nowina! Oboje z żoną myśleliśmy, że Emily po szkole dokona ślubów czystości. Miła odmiana. Pokój obok Twojej sypialni - zwrócił się do rudowłosej - jest pusty. Zaprowadź tam swojego przyjaciela. I zejdźcie za godzinę na kolację.
     Dwójka nastolatków odeszła speszona i słyszeli tylko śmiechy rodziców i to, jak przeżywają, że córka przyprowadziła osobnika płci męskiej do domu. Było to jednak miłe zaskoczenie. Syriusz lubił tak otwartych ludzi. On nie miał takich wspomnień. Widać było, że państwo Addams bardzo kochają córkę.
- To tutaj. - dziewczyna otworzyła drzwi do jego sypialni.
- Ale wielkie łóżko! - zachwycił się Syriusz. - Na pewno wygodne! Wolę jednak, byś pokazała mi swój pokój, bo tu spędzę trochę czasu sam.
- To chodź. A później oprowadzę Cię po domu. 
- Masz fortepian, umiesz grać? - spytał Black.
- A jak myślisz, Durniu, że stoi tu dla ozdoby? - Emily  pokręciła głową. Nie pomyślała o tym, że Łapa chłonął wszelkie informacje o niej, był ich żądny, chciał wiedzieć, jak najwięcej o jej życiu, by mógł stać się w pełni jego częścią. Przeszedł wzdłuż regałów z książkami. Zaniepokoił go jeden tytuł "Czytanie w myślach - poziom dla zaawansowanych". Postanowił jednak, że na razie nie będzie o to pytał. Ma dużo czasu, w końcu spędzą ze sobą parę dni.
- To zagraj coś, specjalnie dla mnie. - mruknął jej do ucha. Przeszedł ją dreszcz. Nie mogła mu odmówić.
- Dawno tego nie robiłam...
- Na pewno umiesz. - uśmiechnął się do  dziewczyny. Usiadła przy fortepianie. Szybko rozgrzała palce. Lekko dotknęła klawiszy, usłyszała słodki dźwięk wydobywający się z instrumentu. Zaczęła grać jedną z sonat Schuberta. Poczuła się lekka. Karmiła swoją duszę. Przelała wszystkie emocje na pasjonującą grę. Syriusz przyglądał jej się z zaciekawieniem. Minę miała zaciętą, co chwila odrzucała włosy do tyłu. Zniknęła. Po prostu jej nie było. Zatopiła się we własnym świecie, który kreowała subtelnymi dźwiękami wydobywającymi się z fortepianu. Podszedł do niej i pocałował ją lekko w szyję. Emily położyła całe dłonie na klawiszach. Odwróciła się do chłopaka i zaczęła go całować tak gorąco, jak jeszcze nigdy. Uwolniła się. 

poniedziałek, 23 marca 2015

8. Pomieszane z poplątanym.

 Zastanawiam się, czy nie zawiesić bloga. Nie wiem, co mam zmienić w tym, co piszę. A może w ogóle przestać pisać...
~*~
Minęły dwa dni. Hogwart obiegła wieść o śmierci Syriusza, a zaraz potem o jego cudownym ozdrowieniu. Tak, udało mu się wyjść z ciężkiego stanu i mógł już nawet się poruszać i rozmawiać, jednak nie chciał. Przez głowę przechodziło mu wiele różnych myśli. Godzinami leżał w łóżku, wpatrując się w padający deszcz za oknami skrzydła szpitalnego. Pluł miksturami pani Pomfrey, wstawał, kiedy mu kazano. W środowe popołudnie Emily przygotowywała się do wyjścia. Dowiedziała się od Lily, że Black nie chce nikogo widzieć. "Trudno, muszę spróbować" - pomyślała. Rozmowa z Lilyanne była krótka i mało przyjemna. Czuła się podczas niej, jak człowiek gorszej kategorii. Jednak nie miała teraz czasu na rozmyślanie, dlaczego tak jest. Domyślała się, że chodzi o jej stosunki ze Ślizgonami. Mało kto pomyślałby parę miesięcy temu, że Emily mogłaby zmienić towarzystwo i poglądy. Teraz jednak mało kogo dziwił już jej widok z Narcyzą. Można stwierdzić, że zaczęła wytwarzać się między nimi dziwna więź. Addams rozmawiała z dyrektorem o swojej misji. Wiedziała już o Zakonie, chciała pomóc, narażając siebie na ogromne niebezpieczeństwo. Dumbledore próbował odwieść ją od tego irracjonalnego pomysłu, jednak koniec końców dogadali się. Gra na dwa fronty. Mało kto umiałby tak żyć. Emily ubrała się cieplej, wzięła zapakowany z kuchni kawałek ulubionego ciasta Syriusza i ruszyła do Skrzydła Szpitalnego. Cała drżała w środku. Wmawiała sobie, że robi to wbrew sobie, że to część jej misji, jednak w sercu cieszyła się, że w końcu go zobaczy. Bardzo się bała przez te parę dni. Spokojnym krokiem mijała korytarze. Jej rude włosy były perfekcyjnie ułożone. Podkreśliła swoją urodę lekkim makijażem. Wiedziała, że wygląda dobrze. Mimo wszystko nie dodawało jej to pewności siebie. Nie była pewna, jak Syriusz zareaguje na jej osobę. Poza tym musiała na spokojnie wyjaśnić z nim sytuację dotyczącą plotek krążących po Hogwarcie odnośnie ich wieczoru spędzonego w Pokoju Życzeń. Stanęła przed Skrzydłem Szpitalnym, pod którym obrażone nastolatki całą zgrają odpuściły czekanie, by móc odwiedzić Gryfona i tłumnie zaczęły się rozchodzić. Emily prychnęła z pogardą pod nosem i pchnęła wielkie drzwi. Zobaczyła go w rogu sali wpatrującego się w sufit. Podeszła do pani Pomfrey.
- Dzień dobry, ja chciałam odwiedzić Syriusza. Emily Addams. - pielęgniarka spojrzała na nią badawczym wzrokiem. Wiedziała, że to była ta dziewczyna, przez którą rozpoczęło się całe starcie.
- Proszę, o ile Cię nie wygoni. Ale nie na długo! - zastrzegła i odeszła do kantorka. Rudowłosa mniej pewnym krokiem szła w stronę chłopaka. Dostrzegł ją. Wpatrywał się w nią nieprzerwanie cały czas. Już myślał, że nigdy nie przyjdzie.  Nie wiedział tylko, co nią do niego kieruje. Wyglądała pięknie. Czuł, że się za nią stęsknił. Całe lata bycia naczelnym podrywaczem rozmywały się, gdy tylko miał ją w zasięgu swojego wzroku. Kto by pomyślał, że przez jedną noc i długie miesiące ignorowania go tak to wszystko się potoczy.
- Cześć. Chciałam Cię odwiedzić, chyba, że nie masz ochoty, to...
- Cześć. Miło Cię widzieć. Wszystkich bym się spodziewał, tylko nie Ciebie. - Emily uśmiechnęła się lekko i usiadła przy jego łóżku wpatrując się intensywnie w jego oczy. - Możesz zostać.
- Dzięki. Coś Ci przemyciłam. Nie wiem, czy możesz wszystko jeść, czy nie... Byłam w kuchni i przyniosłam Ci kawałek ciasta czekoladowego. - mrugnęła do niego okiem. - Lepiej się już czujesz?
- Tak, dużo lepiej. Skąd wiedziałaś, że to moje ulubione? Nie wiem, czy mogę, ale zostaw, i tak zjem. Tylko w nocy, bo ta nawiedzona baba nie daje nikomu odporu, póki nie pójdzie spać. - Black przewrócił oczami i próbował usiąść, słabo to wyglądało, ale w końcu mu się udało.
- Uparty, jak osioł jesteś. Nawet gorzej.
- Wiem, taki już mój urok. - uśmiechnął się perliście. - Słuchaj, chciałem z Tobą o czymś porozmawiać.
- Ja też.
- To zacznij w takim razie pierwsza.
- Nie, Ty zacząłeś, ja wcięłam Ci się w zdanie, przepraszam. Taki już MÓJ urok. - uśmiechnęła się do niego i zamilkła.
- Okay, w takim razie... Przed moim, uznajmy to, niefortunnym wypadkiem mówiłaś, że ktoś Cię wyzywał rzekomo z mojego powodu. Nie przerywaj mi, proszę. Nie wiem, co to oznacza, chcę na wstępie wyjaśnić, że ja nie miałem z tym nic wspólnego, cokolwiek się nie wydarzyło. Nawet James nie wie, co robiliśmy tamtej nocy. Nikomu się nie zwierzyłem. Może byś się po mnie tego nie spodziewała, ale potrafię trzymać język za zębami. Nie chciałem z Ciebie zrobić kolejnego trofeum i nadal nie chcę. - Emily poczuła, że zalewa ją fala gorąca. - Jesteś jedyną kobietą w moim życiu, a poznałem ich wiele, czego teraz żałuję, do której mam zupełnie inne  podejście. Coś się we mnie zmieniło. Dużo myślałem przez ten czas, kiedy tu leżę, prawie w ogóle nie śpię. - dziewczyna przyjrzała mu się, teraz bardziej niż przedtem dostrzegła znikające już krwiaki na skórze, sińce pod oczami. Zabolało ją to w środku i poczuła się odpowiedzialna za jego tragedię. - Em, ta jedna noc zmieniła we mnie wszystko. Przepraszam Cię, jeśli masz przez to kłopoty, ale mogę Ci nawet złożyć wieczystą przysięgę, że to nie  ode mnie ktoś się dowiedział.
- Wierzę Ci. - odparła i położyła dłoń na jego dłoni. Ulżyło jej. Głaskała kciukiem jego nadgarstek, tęskniąc coraz bardziej za ciepłem jego ciała, a był tak blisko. - Wiesz, tak pomyślałam, że przyjmę Twoją ofertę złożoną w dość dziwnych okolicznościach a propos pójścia razem na bal w tę sobotę. Pod warunkiem, że wyzdrowiejesz.
- Ja nie wyzdrowieję? - zaśmiał się w głos. - Już jutro stąd wyjdę, zobaczysz. - przeczesał palcami jej miedziane włosy, przysunął się bliżej, poczuł intensywnie jej słodki zapach. Tak, był pewien, że trzymał w rękach to, czego chciał najbardziej. Dystans między nimi zmniejszał się coraz szybciej, aż w końcu oboje poczuli swoje gorące, miękkie wargi. Całowali się delikatnie, tak, jakby jedno nie chciało zranić drugiego, jakby chcieli, by ta chwila trwała jak najdłużej. Ich języki igrały ze sobą, podczas gdy dłonie Emily pieściły kark Blacka. Wyglądali pięknie. Jak para, która spotkała się po tygodniach rozłąki, a od ich ostatniej bliskości minęło zaledwie kilka dni. Nie mogli się od siebie oderwać, całując się zachłanniej. Nie usłyszeli skrzypiących drzwi, nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuje.
~*~
W Pokoju Wspólnym Gryfonów na kanapie przed kominkiem siedziała para nastolatków. Śmiali się i wygłupiali zwracając na siebie uwagę wszystkich. Nie przeszkadzało im to, zachowywali się tak, jakby świat wokół nie istniał. Jednak po paru minutach zaciętej bitwy na poduszki opadli z sił.
- Lily, jesteś szalona. - powiedział Rogacz wybierając jej pierzę z włosów. Wyglądała ślicznie, nawet czerwona, jak piwonia i mokra od potu.
- Wiem, czasem nawet bardziej niż Ty. Kurde, ciągle pada ten cholerny  deszcz. A mamy połowę grudnia! Zaraz bal, święta, a pogoda jest bardziej żałosna niż życie Smarka. - Gryfon na te słowa zaśmiał się w głos. Podobała mu się taka  Lilyanne. Przy bliższym poznaniu była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażał.
- Wyostrzył Ci się humor, widzę. - powiedział Potter z uśmiechem na twarzy.
- Stwierdziłam tylko fakt. - mrugnęła do niego i zasępiła się trochę. - Ciekawi mnie, co z Syriuszem.
- Jeśli chcesz, możemy iść i sprawdzić. - zaproponował Rogacz.
- Nie, on nie chce z nikim rozmawiać.
- Zawsze można spróbować. - dwójka nastolatków wstała z kanapy i bez słów skierowała się ku wyjściu. Korzystając z mapy Huncwotów i skrótów pod Skrzydłem Szpitalnym znaleźli się w mniej niż pięć minut.
- Dobry wynalazek. - mrugnęła Lily.
- Wiem, pomysł nasz, wykonanie Remusa, jak zawsze, zresztą. Wchodzimy? - spytał, dziewczyna  kiwnęła potwierdzająco. Pchnęli wielkie drzwi, zawsze był z nimi problem. Ich oczom ukazała się niecodzienna scena. Wręcz szokująca. Przy łóżku Blacka zobaczyli Emily, co gorsza, całującą chłopaka. Stali, jak wryci kilkadziesiąt sekund, a dwójka nastolatków zaczęła sobie odważniej poczynać. James przeszedł parę kroków do przodu, chciał wiedzieć, co tu się, do cholery, dzieje. Jednak Lily złapała go stanowczo za rękę i odciągnęła, pokazując palcem, że ma być cicho. Skierowali się do wyjścia.
- Widziałaś to? - krzyknął Potter. - Mnie nie chce widzieć, a ją całuje, jakby nigdy nic!
- Ciszej! - zganiła go. - Chodź, schowamy się, poczekamy, aż wyjdzie. Ty pójdziesz do Syriusza, ja pogadam z Emily. Tak będzie chyba najrozsądniej. Chociaż z nią ostatnio prawie nie da się rozmawiać... Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Nie podoba mi się cała ta sytuacja. - za drzwiami usłyszeli nagle donośny głos pani Pomfrey.
- Co to ma być! Przed tą młodzieżą nie ma już żadnej świętości! Tu leżą chorzy! Proszę wyjść, koniec odwiedzin! A pan, panie Black, dobrze się już czuje? Bo miksturkę już niosę! - drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z impetem i na korytarz wyskoczyła zarumieniona dziewczyna. Kręciło jej się w głowie z wrażenia i zaczęła się śmiać. Mina pielęgniarki była bezcenna. Czuła się, jak nastolatka wymykająca się na papierosa. Poprawiła sweter i skręciła w stronę Lochów. Poczuła, jak ktoś łapie ją za łokieć, odruchowo wyciągnęła różdżkę.
- Spokojnie, to ja, Lily. Musimy pogadać, nie sądzisz?
- O czym?
- O Tobie i Blacku. Chodź do kuchni na herbatę. - Emily westchnęła ciężko, chciała zostać sam na sam z pięknymi wspomnieniami sprzed chwili i wziąć długą, relaksującą kąpiel. Z jej planów nie zostało nic. Rozwiała je Lilyanne z miną nie znoszącą sprzeciwu.
~*~
Narcyza Black rozczesywała swoje piękne włosy przed lustrem i z zadumą wpatrywała się w swoją twarz. Musiała przyznać, że wyrosła na naprawdę atrakcyjną kobietę. Za parę dni stanie się pełnoletnia. W jej rodzinnym domu odbędą się jej oficjalne zaręczyny z Lucjuszem. Zjawią się same ważne osobistości. A co ona ma do zaoferowania? Będzie kulturalna i grzeczna, jak zwykle. Ale ile razy można w kółko gadać o tym samym? Chociaż... Teraz rozmowa zejdzie na inny temat. Na temat jej i Malfoya. Nie było jej to na rękę, nic do niego nie poczuła. Ma go cały czas za nadętego, zapatrzonego w siebie bufona. Wciąż chciało jej się śmiać na myśl, jak napinał się, opowiadając o swoich osiągnięciach w torturowaniu mugolaków. Sam Argus Filch mógłby brać z niego przykład! W końcu tak tęskno było mu do przywrócenia kar cielesnych... Próbowała wyobrazić sobie  swoje życie za parę lat i widziała przed sobą tylko pustkę. Nie wiedziała, czy będzie żyła, czy będzie szczęśliwa, czy może nawet będzie miała dziecko. Odkąd poznała swoją pierwszą i ostatnią miłość marzyła o córce. Pięknej, małej blondyneczce, której mogłaby ofiarować wszystko, czego jej nie dano. Jednak Cravey postradał zmysły. Zadbała o to jej niezastąpiona siostra - Bellatrix, gdy tylko dowiedziała się o jego plugawym pochodzeniu. Oczywiście sprawę zatuszowano tak, by nikt nie dowiedział się, że Narcyza miała cokolwiek wspólnego z osobą pokroju tego chłopaka. Jednak ona wiedziała, że ich związek był prawdziwy i jedyny w swoim rodzaju. Pamiętała o tym i nie potrafiła wybaczyć siostrze tego, co zrobiła rzekomo dla jej dobra. Nie kochała Bellatrix. Wiedziała, że zrobiła jej ogromną krzywdę, zresztą nie pierwszy raz i nie tylko ona w tej pieprzniętej rodzinie. Powinna być dumna z nazwiska. I fakt, była, ale tylko pozornie. Nie potrafiła już nawet się zaprzyjaźnić. Często miewała stany depresyjne, z których jednak zmuszona była szybko się otrząsać, by nie wzbudzać podejrzeń. Zawsze wyniosła, zimna i arogancka. Taki był prosty schemat każdego Blacka. Każdego, oprócz jej kuzyna. Czarnej owcy. Skrycie podziwiała go za jego odwagę i upór. Mało kto potrafiłby sprzeciwić się rodzinie z tak wielkimi wpływami. Jedyne, co mogła dla niego zrobić jego matka, to wyrzucić z drzewa genealogicznego, podobnie, jak Andromedę. Co działo się z jej drugą siostrą, tego nie wiedziała. Odeszła w zapomnienie, nie utrzymywała z nikim kontaktu. Po prostu zniknęła. Chodziły plotki, że wyszła za mąż, jednak nikt nie mógł tego potwierdzić. Nawet, jeśli tak było, nie wiedzieli, za kogo. Przykre było ich życie. W jej oczach po raz pierwszy od dawna pojawiły się łzy. Od razu je otarła i wstała z krzesła.
- Nie jestem słaba. Nie jestem słaba. Nie jestem słaba. - powtarzała na głos, chodząc w kółko po pokoju.
~*~
Czas do balu minął zaskakująco szybko. Od tygodnia nie mówiło się o niczym innym. Dziewczyny z podnieceniem opowiadały o kreacjach, które zakupiły na tę okazję, a chłopcy przechwalali się, kogo to nie zaprosili. Ponadto przyozdobiono choinki w Wielkiej Sali i zaczarowano sufit tak, że teraz padał z niego śnieg, jak na dworze. W końcu, po tylu dniach deszczu. W dormitorium dziewczyn z Gryffindoru wrzało. Lilyanne była ogromnie podniecona, ojciec wysłał jej bordową, krótką sukienkę wiązaną na szyi i złote pantofle. Nigdy nie nosiła takich rzeczy i nie mogła się doczekać, aż James ją zobaczy. Coraz bardziej podobały jej się komplementy płynące z ust przystojnego Gryfona. Zaczął się najszczęśliwszy czas w jej życiu. Pierwsza... miłość? Pogodziła się ze swoimi przyjaciółkami i na dodatek dostała w prezencie super-kieckę! Mary też tryskała radością, po bardzo długim czasie spotkała się ze swoim bratem, Victorem, który przyjechał wraz z zespołem, by zagrać na balu. Mniej optymistyczne było to, że wraz z nim w Hogwarcie pojawił się jej były chłopak - Greg. Jednak obiecała, że nie będzie zachowywała się niestosownie. Postanowiła całkowicie odpuścić ten temat. Umalowała mocno wielkie, niebieskie oczy i lekko podkreśliła szminką pełne, zmysłowe usta. Długie, kręcone włosy podpięła z jednej strony srebrną spinką. Miała na sobie przylegającą do ciała srebrną suknię i wysokie szpilki. Bez wątpienia wyglądała, jak gwiazda! Była jedną z najpiękniejszych dziewczyn w całej szkole, jednak ona nigdy w to nie wierzyła. Chciała tylko przeżyć ten wieczór spokojnie, bez kłótni, których ostatnio było tak wiele w ich kręgach. Miała nadzieję na relaks. Tylko czy będzie jej to dane przy tym cholernym gumochłonie, którym był Greg?! Znów musiała się uspokoić. Nie będzie łatwo. Zdawała sobie z tego sprawę.
~*~
Wielką Salę przyozdobiono w piękne, białe kokardy i unoszące się nad głowami uczniów lampiony. Srebrno-białe choinki nadawały pomieszczeniu klasy. Na podeście dla nauczycieli zrobiono miejsce na zespołu, a po obu stronach ustawiono stoły. Podekscytowani balem nastolatkowie tłumnie zaczęli się schodzić, była już prawie 20-ta. Dawno nikt nie zorganizował w Hogwarcie takiej imprezy. W okolicznościach nadchodzącej wielkimi krokami wojny było to coś, czym mogli odreagować. W drzwiach Wielkiej Sali czekał Syriusz Black ubrany w oficjalny, czarny frak. Większość damskiej części szkoły nie mogła skupić wzroku na innym obiekcie. Wiedział o tym, lecz teraz denerwował się, że Emily nagle coś odbije i nie przyjdzie. Bał się, że go wystawi i wyjdzie na kompletnego durnia. Ledwo doszedł do siebie po ataku Snape'a, ale chciał tu być dla niej. Miał zaplanowany cały wieczór, co do godziny. Zaczął skubać skórki przy paznokciach i przygryzać wargę. "To słodkie." - pomyślała Emily, krocząc dumnie korytarzem. Długa, zielono-srebrna suknia powiewała za nią. Gorset idealnie podkreślał jej spory biust, a rozkloszowany dół jej kobiece biodra. Dobrała do tego srebrną kolię i skromne, srebrne kolczyki. Zauważył ją. Zaparło mu dech w piersiach. Zwrócił uwagę na jej spięte włosy, które odsłaniały smukłą szyję. Była piękna. W mocnym makijażu wyglądała bardziej kobieco, niż dziewczęco. Podnieciło go to. Podszedł do niej.
- Madame... - wyciągnął ramię, które złapała drobną dłonią. - Cudownie wyglądasz.
- Dziękuję, Pan również, Monsieur. - uśmiechnęła się do niego. Weszli do Wielkiej Sali nie bacząc na to, że połowa szkoły wpatruje się w nich ze zdziwieniem. Siedzący w rogu sali Regulus również ich dostrzegł. Uderzył z całej siły pięścią w stół. To wszystko nie tak miało być! Nie po to  powiedział jej o wszystkim, żeby teraz... Ale był głupi. Był bezdennie głupi, zresztą nie pierwszy raz. Właśnie tracił kobietę swojego życia.
~*~
Lilyanne Evans tańczyła w objęciach Jamesa Pottera. Wdychała zapach jego męskich perfum. Jak zwykle, znów lekko kręciło jej się przy tym w głowie. Lubiła, jak głaskał ją lekko po włosach. Był przy tym tak delikatny. Nie posądzała go o to, że posiada drugą, lepszą stronę. Nie żałowała, że dała mu się bliżej poznać. Nie żałowała ani jednej chwili z nim spędzonej. Ba! Cieszyła się, jak nastolatka z tych spotkań, które dawały jej nie lada satysfakcję. James był dumny. Czuł, że trzyma w ramionach najpiękniejszą kobietę na świecie. Wiedział od wielu lat, że to ta jedyna. Parę innych dziewczyn przewijało się przez jego życie, ale żadna nie dorastała jej w żadnym aspekcie nawet do pięt. Chwycił ją za podbródek i spojrzał w migdałowe, intensywnie zielone oczy. Widział w nich radość. Pochylił się lekko i dotknął jej warg swoimi. Po raz kolejny w tym tygodniu cały świat wokół przestał się dla nich liczyć, a dla Lilyanne - nawet szkolny regulamin!
- Lily, już jakiś czas chciałem się Ciebie o coś zapytać.
- Tak? - spytała z powagą i pozornym spokojem, choć w środku cała trzęsła się ze strachu. Nie wiedziała, jak powiedzieć mu, że to nie ten moment. Nie chciała go spławić. Nie chciała zniszczyć tego pięknego wieczoru.
- Chciałbym wiedzieć, czy zechciałabyś być ze mną? - nadzieja w jego oczach była w tym wszystkim przytłaczająca.
- James, chcę, ale jeszcze nie teraz. Musisz wiedzieć, że już prawie wszystko ułożyłam sobie w głowie, jednak potrzebuję jeszcze troszkę czasu. Człowiek powinien być pewien swoich wyborów. Nie chcę żadnego z nas skrzywdzić. Chyba to rozumiesz?
- Jasne, że tak, Liluś. Tak tylko spytałem. - wtulił się w jej włosy. Mimo wszystko był zawiedziony. Nie do końca tak wyobrażał sobie jej odpowiedź.
~*~
Mary MacDonald podpierała ścianę. Co rusz podchodził do niej jakiś chłopak i chciał z nią zatańczyć, lecz ona spławiała każdego, który się napatoczył. Oglądała bawiących się ze sobą przyjaciół i zakochane w sobie pary. Trochę było jej przykro, że ona tak nie potrafiła. Obserwowała swojego brata na scenie i to sprawiało jej jakąś tam radość. Widziała, że odnajduje siebie w tym, co robi i była z tego zadowolona. Zawsze tego mu życzyła. Miał niesamowitą charyzmę i niesamowity głos. Poza tym świetnie grał na gitarze i potrafił komponować muzykę. Wielki talent. Dobrze, że to się nie zmarnowało. Victor zresztą zawsze był ambitny. Zdziwiła się, że nie wylądował w Ravenclawie, jednak w jego życiu przyjaciele zawsze znajdowali się na pierwszym miejscu. Może dlatego, że od dziecka tylko na nich mógł liczyć. Nie do wiary, ile można było znaleźć poranionych psychicznie osób w tej szkole. I pomyśleć, że to przez jednego, chorego człowieka, który postanowił poselekcjonować magiczny świat... Z rozmyślań wyrwał ją głos Grega.
- Mamy przerwę, chciałbym z Tobą porozmawiać. - Mary zmierzyła go chłodno wzrokiem, nic nie odpowiedziała. Wróciła do oglądania przyjaciół. - Musimy porozmawiać, rozumiesz?
- Nic nie muszę, odpuść sobie i lepiej stąd idź, póki jeszcze jestem miła.
- Dlaczego przestałaś się do mnie odzywać?
- Pytasz poważnie? - zaśmiała mu się w twarz. Nie sądziła, że może być aż tak bezczelny! Co za typ! - Wiesz, sądziłam, że oficjalne rozstanie nie jest potrzebne w momencie, kiedy znalazłeś sobie nową dziewczynę, chciałam Ci to ułatwić.
- Ja z inną dziewczyną? Możesz mi przypomnieć, kiedy? - blondyn zmieszał się, a jego rozbiegane, brązowe oczy starały się znaleźć jakiś interesujący obiekt, na którym mogłyby się skupić.
- Jak odświeżysz sobie pamięć, wtedy porozmawiamy. Nie lubię, kiedy ktoś robi ze mnie idiotkę. A teraz idź stąd, nie chcę, żebyś oddychał moim powietrzem. - powiedziała twardo i spojrzała na niego z wrogością. Zauważył to Remus, który znajdował się parę metrów od nich.
- Jak możesz, po tak długim czasie? - spytał Greg z wyrzutem.
- A Ty, jak mogłeś? Ile razy mam Ci mówić, daj mi spokój, rozmawiam z Tobą tylko przez wzgląd na mojego brata, tak już dawno zarobiłbyś w twarz!
- No dalej, proszę, uderz mnie.
- Daj mi S-P-O-K-Ó-J!
- Zdaje się, że Mary grzecznie Cię prosi, abyś zostawił ją samą, zgadza się? - spytał Lupin zdecydowanym tonem. Chłopak zmierzył ich oboje.
- A więc to tak, nie myśl, że sobie odpuszczę.
- Dobrze zauważyłeś. - Remus objął dziewczynę w talii. - A teraz zostaw nas samych.
Greg poirytowany odszedł od pary. Nie mógł sobie wybaczyć, że tak świetna laska przeszła mu koło nosa na rzecz jakiejś irytującej groupie, której wyglądu nawet nie pamiętał. Pierwszy raz zdarzyła mu się zdrada w obecności Mary. Nigdy wcześniej nie dał się złapać. Głupiec.
- Dzięki, uratowałeś mnie od tego imbecyla.
- Nie ma za co. - Lupin uśmiechnął się i poprosił dziewczynę do tańca, gdy zespół zaczął znów grać.
~*~
Emily wychodziła z Syriuszem pod rękę z Wielkiej Sali. Bawili się świetnie, nie licząc paru incydentów, kiedy wymalowane dziewczyny chciały odbijanego albo odważniejsi po procentach faceci prosili ją do tańca. Mimo wszystko można było ten bal uznać za najbardziej udaną imprezę roku. Szli tak, jakby nie wiedzieli, gdzie nogi ich niosą, ale oboje wiedzieli - kierowali się do Pokoju Życzeń. Bez słów, chcieli tego samego. Chcieli znów się ze sobą połączyć w ogniu namiętności.
- Wejdź pierwsza. - powiedział Black otwierając dziewczynie drzwi. Jej oczom ukazała się piękna komnata z ogromnym łóżkiem, wypełniona palącymi się świecami, tak, jak ostatnio.
- Pięknie tutaj. - westchnęła, osuwając się na kanapę. Była nieziemsko zmęczona. Leniwie zdjęła pantofle z nóg. Syriusz schylił się i zaczął masować jej stopy. To było cholernie przyjemne, tak, jak jego pocałunki składane na gładkiej skórze. Mimowolnie przymknęła oczy, odlatywała. Chłopak zauważył to i wstał cicho z ziemi.
- Emily, śpisz?
- Nie. - szepnęła cicho i otworzyła zmęczone oczy.
- Słuchaj, znów dużo rozmyślałem i wiem, że to wszystko strasznie szybko... Wychodzę po prostu z założenia, że jak się czegoś chce, to się o to walczy od razu, a nie po stosownym czasie, rozumiesz? Zresztą, dla nas coś takiego nie istnieje... Chciałem wiedzieć, czy chciałabyś poświęcił najdłuższy rozdział swojego życia mojej osobie? - wyciągnął zza pleców najśliczniejszą różę, jaką widziała w życiu.
- Oczywiście, że chcę! Pod warunkiem, że jak opuścimy Hogwart, to Ty będziesz gotował i nie będziesz rozrzucał brudnych ubrań po domu!
- Nie obiecuję, ale... - widząc jej minę dokończył. - Ale się postaram. A propos tego kwiata... Jak zauważyłaś, różni się od wszystkich, które miałaś okazję w życiu spotkać. Sam go zaczarowałem. W każdym momencie, kiedy będzie Ci źle albo będziesz chciała czymkolwiek się ze mną podzielić, zacznij do niego mówić, a usłyszę Cię i znajdę w każdym możliwym miejscu na ziemi.
- Jak? - spytała zdziwiona.
- Nie pytaj, trochę musiałem się postarać. Dziękuję, że zgodziłaś się towarzyszyć takiej szalonej głowie, jak moja. - powiedział z uśmiechem. Zbliżył się do jej twarzy, była najpiękniejsza ze wszystkich istot w całej galaktyce. Zaczął ją całować, zsuwając na dół jej suknię. Odsunęła się od niego i pomogła zrzucić z siebie niepotrzebną garderobę, pozbywając się przy okazji jego ubrań. Podszedł do niej od tyłu i zaczął całować jej odsłoniętą szyję. Był to najbardziej zmysłowy widok, jaki widział w ciągu ostatnich paru miesięcy. Drżała pod wpływem jego pieszczoty. Czuł to i sprawiało mu to nie lada satysfakcję. Jednym ruchem rozpuściła włosy i stanęła przodem do niego. Znów ujrzał cudowne, pełne piersi i wzgórek łonowy, który posiadał parę włosków. Dotknął go dłonią i uśmiechnął się do niej.
- Kochaj się ze mną. - powiedziała poważnie. Nie musiała dwa razy powtarzać. Chciała tego najbardziej z całego serca. Dziś nie pamiętała o umowie ze Snapem ani o rozmowie z Dumbledorem. Dziś była tylko jego. Poczuła dłonie na swojej talii. Przeniósł ją na łóżko. Palcami pieścił jej łechtaczkę. Były tak zwinne, że każdym ruchem sprawiały jej niebywałą przyjemność. Wzdychała coraz głośniej, na jej policzki wstąpił rumieniec. Podnieciła się. Powoli doprowadzał ją do orgazmu napawając się tą chwilą... Cieszył się, że kobieta jego marzeń poddaje się jego grze. Cała sytuacja przepełniona była erotyzmem. Poczuł, że stała się mokra. Wsunął jeden palec do środka, poruszając miarowo. Jęknęła. Głośniej, głośniej i głośniej. Wbiła paznokcie w chłodną pościel. Jej ciało wygięło się w łuk. Szczytowała. Black był z siebie dumny, ale to nie było wszystko. Czuł napięcie w kroku. Nigdy w życiu nic nie doprowadziło go do takiego wzwodu. Zaczął całować ją po piersiach i starł kropelki potu z jej czoła. Oparł się nad nią na dłoniach. Zauważyła zarys mięśni na silnych ramionach. Spojrzała mu prosto w oczy. Ich usta złączyły się w pocałunku. Ręką rozsunął jej nogi i wszedł w nią delikatnie, ale zdecydowanie, wgniatając ją lekko w łóżko. Zakręciło jej się w głowie.
- To będzie długa noc, Em... - obiecał jej, przygryzając lekko jej ucho.

sobota, 21 marca 2015

7. Umowa.

Snape wszedł niezauważalnie do Pokoju Wspólnego i prześlizgnął się do swojego dormitorium. Wystraszył przysypiającego Avery'ego, który omal nie spadł z łóżka i upuścił na ziemię swoje okulary. Wszedł do łazienki i powoli zaczął oczyszczać różdżką szatę z krwi Gryfona.
- Cholera jasna! - krzyknął i uderzył otwartą dłonią w ścianę. Dał ponieść się emocjom. Ledwo rozmawiał z Addams na temat panowania nad sobą, a za chwilę stracił kontrolę nad własną osobą. Usprawiedliwiał się w myślach, że to wina tego przeklętego Blacka, to on sprowokował rozmowę o Lily. To on go upodlił. Przypomniał mu o największej i z pewnością o najbardziej bolesnej porażce swojego życia. Nikt nie powinien... Nikt nie mógł w jego obecności wspominać o Evans i tym dupku Potterze. Ganił siebie w myślach, że mógł użyć innego zaklęcia, a nie czarnomagicznego. Teraz wszystko się wyda, lata pracy na nic. Jak mógł być tak głupi! Uderzył w ścianę jeszcze raz. Z jego dłoni popłynęła cienka stużka krwi.
- Wszystko w porządku? - zapytał nieśmiało Avery. Długie blond  włosy przyklejały mu się do czoła, wielkie, niebieskie oczy przepełnione były strachem, a tłuste ręce pociły się. Zawsze, kiedy Snape obrywał, jemu się dostawało albo na nim wszystko się skupiało. Severus spojrzał na niego w lustrze. Twarz miał wykrzywioną w grymasie bólu. Jednak nie fizycznego. Cierpiała jego dusza i nie potrafił dłużej udawać. Nie chciał. Z czasem było mu coraz ciężej. - Chodzi o tę Evans?
- Zamknij się! Ani jednego, pieprzonego słowa o niej, bo łeb Ci urwę, Grubasie.
- Nie możesz tak do mnie mówić, nie wolno... - Avery zrobił parę kroków w tył. Wiedział, że przesadził. A mógł trzymać język za zębami i leżeć dalej na tym cholernym łóżku, udając, że śpi. Jak zawsze jednak był głupi. Jednak to prawda, że między Ślizgonami nie istnieje pojęcie przyjaźni. Prawdziwej przyjaźni. Snape odwrócił się w jego stronę i uniósł lekko brwi, dotykając różdżką jego nosa.
- Mi czegoś nie wolno? MI? Ja Cię stworzyłem, rozumiesz? Gdyby nie ja, Ty byś nie istniał. Dobrze Ci radzę, zastanów się na przyszłość, jakich słów w stosunku do mnie używasz. Dziś limit na popełnianie głupot zużyłem, ale następnym razem mogę być w dobrej formie i przetrącę Ci tą świńską twarz. Chyba wyraziłem się jasno?
- Chciałem Ci tylko pomóc. - w głowie Severusa pojawiła się myśl...
- Przyślij do mnie Emily. Natychmiast!
~*~
Lilyanne stała z przyjaciółmi pod drzwiami do Skrzydła Szpitalnego i gorączkowo rozmyślała o tym, co przydarzyło się Syriuszowi. Była w wielkim szoku w związku z zaistniałą sytuacją. Nigdy w życiu nie podejrzewałaby, że jej przyjaciel Snape dokona czegoś tak okrutnego. W tym momencie ważyły się losy Blacka. Wiadomo było jedynie, że użyto na nim zaklęcia  z dziedziny bardzo czarnej magii. Przerażała ją myśl, że zadawała się z człowiekiem, który był zdolny do tak bestialskiego czynu.
- Kurwa! - zaklął głośno James. - To moja wina, ja tam byłem, mogłem coś zrobić, a stałem, jak słup soli, nie podejrzewałem, że Smark potrafi TAKIE rzeczy...
- Uspokój się. - Remus wstał z ziemi i podszedł do przyjaciela. - Kto mógł się spodziewać, że on użyje czarnej magii w szkole? Musimy zebrać myśli, na zimno. Zaraz wyjdzie Dumbledore i będzie chciał z nami rozmawiać i znać szczegóły całej  sytuacji. Powiedz jeszcze raz  od początku, ale masz się skupić, okay? Skup się Potter, do cholery!
- Niech będzie, ale ciężko mi ogarnąć wszystkie myśli. - James złapał się za włosy i milczał przez chwilę. - Byliśmy na kolacji. Łapa narzekał, że Emily weszła w towarzystwie Smarka i  Narcyzy. - Lilyanne odwróciła głowę w  jego stronę. Co on wygadywał. Emily z nimi rozmawiała? Nawey nie zwróciła na to uwagi... Poczuła się tak, jakby nie znała swojej przyjaciółki. - Cały czas mówił, że musi z nią pogadać i to jak najszybciej. Wparował Regulus, chyba się poprztykał z Addams, nie wiem, w każdym razie zrobiło się spore zamieszanie, wyszliśmy za nią z Wielkiej Sali. Widzieliśmy, że idzie do Lochów, więc przeszliśmy skrótem, nie chcieliśmy jej zgubić, a gnała z prędkością światła. No i usłyszeliśmy z oddali, jak Snape na nią wrzeszczy, to przyspieszyliśmy, wtedy puścił jej ramię. A potem się zaczęło... - spojrzał na Evans i spuścił głowę, wiedział, że może ją przez to stracić, ale nie chciał, by coś, co mógłby przeinaczyć wpłynęło na Syriusza. Wiedział, że Dumbledore musi znać każdy szczegół. Mary, Remus, Peter i Lily wpatrywali się w niego z wyczekiwaniem.
- Okay, ale co się zaczęło?
- Chcieliśmy bronić Emily i zaczęliśmy robić to, co  zawsze... Tyle, że Emily zrąbała Blacka i uciekła, a potem Snape... - Jamesowi załamały się ręce. Nie chciał płakać. Nie przy nich wszystkich. Sam już nie wiedział, czy jest mu wszystko jedno. Ten dzień był straszny. Wszystko zaczęło się psuć.
- Mówiłam, że z tą dziewczyną jest ostatnio coś nie tak. - Lily wstała i podeszła do okna. Puściła mimo uszu znęcanie się nad Severusem, było jej już wszystko jedno, kto i co z nim robi. Nią nikt się nie przejmował, więc olała sprawę. - Przecież to widać na pierwszy rzut oka. Z wesołej, roześmianej nastolatki stała się cichą, przygaszoną osobą. I nikogo do siebie nie dopuszcza. Oprócz Ślizgonów, z tego, co widać...
- No właśnie w tym sęk, że ona ma coś wspólnego z Łapą, ale nie zdążył mi powiedzieć, o co chodzi... - stwierdził James. Rozmowę przerwał im dźwięk otwierających się drzwi. Stanął przed nimi dyrektor i spojrzał na każdego z osobna spod swoich okularów połówek.
- Macie mi coś do powiedzenia w związku z tym... Wypadkiem, prawda?
- James, Ty mów, Ty jesteś jedynym świadkiem. - Remus poklepał przyjaciela po ramieniu, by dodać mu otuchy.
- Ale czy z Syriuszem będzie wszystko w porządku?
- Opanowaliśmy sytuację, będzie żył. Rany nie były aż tak głębokie. Dobrze... Potter, pożegnaj się z kolegami, idziesz ze mną.
~*~
Narcyza wpadła do dormitorium dziewcząt klasy siódmej. Jej piękne, blond włosy były teraz potargane, a na jej twarz wszedł rumieniec.
- Em, Snape każe Ci NATYCHMIAST do niego przyjść. W Pokoju Wspólnym mówią, że Black nie żyje!
- Co? Co Ty gadasz? - rudowłosa usiadła na łóżku i poczuła, jak ogarnia ją fala chłodu ze zdenerwowania. Miała nadzieję, że to tylko niezbyt udany kawał i będzie musiała kogoś za to opieprzyć.
- No już, wstawaj i idź, to coś ważnego! - Emily zwlokła się z łóżka, narzuciła szlafrok na dość kusą, acz zabawną piżamkę w króliczki i pognała co tchu do dormitorium chłopaków. Nawet nie zapukała do drzwi, tylko otworzyła je z impetem tak, że Avery dostał nimi prosto w głowę.
- Cholera jasna, dziewczyno, uważaj, jak chodzisz! - Rudowłosa nie mogła powstrzymać śmiechu, przynajmniej jakiś śmieszny aspekt w całym szambie absurdów. - Mogłaś mi zrobić krzywdę!
- Zamknij się, gdzie  Snape? - spytała podśmiechując się pod nosem. Nie umiała utrzymać powagi patrząc, jak na czole Avery'ego rośnie dorodna śliwa.
- Zaraz przyjdzie...
- Addams, Ty tak urządziłaś tego durnia? - Severus zadał pytanie retoryczne i usiadł na łóżku, wskazując jej miejsce na wprost siebie. - No już, uspokój się. Wpadłem na  genialny plan.
- Zabiłeś Blacka? - spytała zimnym tonem.
- Nie, nawet nie było blisko. Uznajmy, że nastraszyłem. Do rzeczy. Otrzymujesz pierwsze zadanie.
- Chcesz już jej coś powierzyć?
- Chodzi o Zakon.
- Siedź cicho! - wykrzyczał szeptem Avery, wybałuszając oczy ze zdziwienia na kolegę. Nie spodziewał się, że Ślizgon podejmie tak absurdalną decyzję, by tak ciężko zdobytą wiedzą dzielić się z pierwszą lepszą Addams. - Ona nie powinna o tym wiedzieć!
- Już raz dzisiaj podpadłeś. Powierzono mi tę tajemnicę i mogę z nią zrobić, co chcę. - na jego twarz po raz kolejny w dzisiejszym dniu wstąpił wredny uśmieszek. Poprawił dłonią opadający na czoło kosmyk. Można było o nim powiedzieć, że był to ciekawie brzydki mężczyzna. W swojej brzydocie miał coś hipnotyzującego, Emily zauważyła to dopiero dzisiaj, kiedy miała okazję porozmawiać z nim parę razy. Poczuła respekt przed jego osobą, spostrzegła, iż jak na swój młody wiek jest potężnym czarodziejem. - Addams, uwiedziesz Blacka i odnowisz kontakty z Lily.
- Chyba Cię pogięło, jeżeli to jest to ważne zadanie, to odmawiam! - rudowłosa oburzyła się i wstała z łóżka. Poczuła się urażona propozycją Ślizgona. - Jaja sobie ze mnie robisz?
- Nie, to wbrew pozorom bardzo odpowiedzialne zadanie. Usiądź i wysłuchaj do końca. Znasz konsekwencje. - Emily prychnęła pod nosem i z miną obrażonej 5-cio latki usiadła na skraju łóżka. Wyglądała śmiesznie. Snape uśmiechnął się pod nosem, omiótł ją wzrokiem, w sumie był to nawet słodki widok. Addams zaczerwieniła się pod wpływem jego spojrzenia. - Z naszych kręgów tylko Ty możesz się do nich zbliżyć, a jest to świta, która bardzo prężnie rozwija swoją opozycję przeciw Czarnemu Panu.
- Severus... - Avery trzymał się za guza na czole i pokazywał na migi, by Snape zamilkł.
- Jak już mówiłem, istnieje pewna organizacja zrzeszająca coraz więcej czarodziei, nazywa się Zakon Feniksa. I właśnie do tej organizacji z końcem marca mają należeć Black, Potter i cała ich zgraja, rozumiesz? A działają przeciwko nam codziennie! O czym musisz wiedzieć. To nie są głupie wyrostki, które zajmują się tylko wymyślaniem nowych kawałów. To są ludzie prężnie działający w opozycji już na terenie Hogwartu, werbując potencjalnych członków. I tutaj Addams Twoje wielkie zadanie, uwiedziesz Blacka i znów zostaniesz najlepszą przyjaciółką Evans. Będziesz wyciągała jak najwięcej informacji się da, zrozumiano? W tym czasie nie będziesz się nigdzie pokazywała ze mną ani z żadnym z nas, by nie wzbudzać podejrzeń.
- Ach, więc te wszystkie ich tajemnice i nowe, dziwne znajomości...
- Słuchaj, to sobie poukładaj w głowie już sama, ok? Chcę wiedzieć, czy przyjmujesz zadanie. Będziesz składała mi co raporty.
- Niech będzie, tylko chcę wiedzieć, co z tego będę miała? - Emily uniosła brwi i spojrzała na Severusa z wyczekiwaniem.
- Mogę Ci obiecać, że możesz liczyć na moją przysługę w każdej sprawie, w dowolnym czasie. Nie wykręcę się.
- Niech będzie. - podali sobie ręce, choć Emily wiedziała, że udawanie nie będzie łatwe. Kogo bardziej oszuka, Snape'a czy Blacka?
~*~
Noc w wieży Gryffindoru wlokła się bardzo długo. Gryfoni mieli posępne humory i nie mogli spać. Na kanapach usadowiła się piątka przyjaciół. Nikt już nie zwracał uwagi na to, że Lily leżała wtulona w Jamesa. Teraz liczyło się to, co będzie z Syriuszem. Nikt ze sobą nie rozmawiał, ciszę przerywało tylko trzaskanie ognia w kominku. Mary przysunęła się bliżej Remusa. Płomienie oświetlały jej bladą cerę i nadawały dużym, jasnym oczom ciepły blask. Chłopak odwrócił się w jej stronę.
- Co się stało?
- Chciałam tylko posiedzieć z Tobą i pomilczeć. Lily jest w swoim świecie z Jamesem, Peter śpi...
- W porządku.
- Wiesz, boję się, nie sądziłam, że coś takiego może przytrafić się w Hogwarcie... I to tutaj, z ręki Severusa. Nie podejrzewałabym go o to. Przeszła mi głupia myśl przez głowę. Myślisz, że Emily może mieć z tym coś wspólnego?
- Nie sądzę, ona jest zakochana w Syriuszu. - odparł Remus, a Mary spojrzała się na niego, jakby postradał rozum.
- Co Ty mówisz? Ona w nim? Skąd wiesz?
- Rozmawiałem z nią kiedyś po pijaku. Poza tym widać to na pierwszy rzut oka. Ona zresztą bardzo mu się podobała, nie wiem, czy nadal tak jest, stał się zamknięty w sobie, odkąd zaczęła zadawać się z jego bratem.
- Było coś między nimi?
- Z tego, co wiem, to nie. Ale też Łapa nie zwierzał nam się już długo. Nie mogę powiedzieć na pewno. W każdym razie nie byłaby zdolna do tego, żeby zrobić mu krzywdę. On jest rozgoryczony stratą Lily, a wiesz, jak mogła tam potoczyć się rozmowa... Nie ma się co bać. Tak czy tak czeka nas walka, ale to my musimy wiedzieć, po której chcemy stanąć stronie. To nieuniknione.
- Wiem. Ja już zdecydowałam z moim bratem. Stanęliśmy przeciwko całej rodzinie. Zresztą, tylko my się wyłamaliśmy. Najpierw oboje trafiliśmy do innych domów, on do Hufflepuffu, ja tutaj... Nikomu się to nie podobało, tradycją był pobyt w Slytherinie. I teraz nie mogę liczyć na nikogo poza Hogwartem, nie mam nic... - uśmiechnęła się smutno.
- To jak widać mamy coś wspólnego...

poniedziałek, 16 marca 2015

6. Jeden błąd, tyle konsekwencji.

Emily czekała przy opuszczonej sali i przebierała nerwowo nogami. Cała drżała, ale podjęła decyzję. Chce być szpiegiem. Chce być szpiegiem w kręgach Śmierciożerców. Porwano jej babcię. Jedyną osobę, która przez całe życie okazała jej miłość i zabezpieczyła ją finansowo na przyszłość. Nauczyła ją bycia silną i odważną. A teraz zniknęła, pewnego ranka po prostu stwierdzono, że ktoś ją porwał. Oczywistym było, kto to zrobił, jednakże gorzej z udowodnieniem. Wzdrygnęła się, słysząc czyjeś kroki. Zza rogu wyłonił się Severus. Czarna peleryna powiewała za nim, niczym skrzydła nietoperza, a ciemne oczy roztaczały mroczny blask wokół jego osoby.
- No, jesteś Addams. - omiótł ją wzrokiem od góry do dołu, aż przeszedł ją zimny, nieprzyjemny dreszcz. Wyprostowała się automatycznie i spojrzała wyzywająco w jego oczy. - Czekamy jeszcze na Narcyzę Black i możemy zaczynać.
- Nie chcę tu tkwić całą noc. Chcę jasno i szybko dostać informację. - powiedziała rudowłosa zaciskając usta w cienką linię.
- Spokojnie, nikt nie będzie Cię tu trzymał ponad program. - weszli do ciemnej sali, po chwili dołączyła do nich Narcyza. Zamknęli drzwi.
Blondynka cała drżała. W końcu zaczęło się postępowanie inicjacyjne. Wcześniej były to tylko rozmowy, a teraz naprawdę się to dzieje. Będzie taka, jak reszta jej rodziny. Będzie siała zło, będzie po JEGO stronie. Po stronie... Człowieka? Który zniszczył życie setkom ludzi. W głębi duszy nie chciała w tym wszystkim uczestniczyć, ale nie miała odwagi przerwać farsy, która właśnie się rozpoczęła. Była zbyt słaba i wiedziała o tym. Ale miała na uwadze również to, że gdyby nie jej rodzina - byłaby nikim. Byłaby zwykłą, szarą jednostką, której życie skupiałoby się tylko na tym, by zarobić wystarczającą sumę galeonów, musiałaby sama gotować, nauczyć się sprzątać, urządzić dom. Wzdrygnęła się na samą myśl i uznała, że dzięki temu, co ma, jest jej wygodniej. Egoistyczne, ale prawdziwe.
- Dobra. Powiem raz, głośno i wyraźnie! Musicie być całkowicie posłuszne. To, co usłyszycie na zebraniach zostaje tylko między nami. Nie wysyłamy sów z wiadomościami, nie omawiamy w Hogwarcie spraw dotyczących Czarnego Pana. W weekendy wolne, kiedy możemy wyjść do Hogsmeade, spotykamy się we Wrzeszczącej Chacie. Jest szereg spotkań przygotowujących do inicjacji. To jest jedno z nich. Same-Wiecie-Kto potrzebuje wiernych i oddanych popleczników. Jeżeli chcemy zdobyć władzę i kontrolę nad światem magicznym i niemagicznym, musimy współpracować i bez zbędnych pytań robić to, o co nas poproszą. Nie możecie zrezygnować z członkostwa tak, jak zrezygnować można z dodatkowych zajęć. To musi być jasne. Odejście wiąże się z zabiciem Was i Waszej rodziny. Nie ma litości dla zdrajców. Ta rozmowa zostaje tylko między nami, nikt inny nie może się o niej dowiedzieć. W najbliższym czasie oznajmicie mi, jaka jest Wasza decyzja. Bardziej zależy mi na Tobie, Addams. Masz niezwykłe zdolności, potrafisz czytać w myślach, czy tak?
- Można tak powiedzieć, chociaż nie zawsze mi się udaje, zwłaszcza w przypływie emocji...
- To je wyłącz. Wszystko jest jasne?
- Jaki masz w tym wszystkim udział? - zapytała Narcyza, chciała wiedzieć, co potrafi Severus.
- Dowiesz się w swoim czasie. Powinno wystarczyć Ci to, że nikt nie wysyłałby mnie na spotkanie inicjacyjne, gdybym nie znajdował się na odpowiednio wysokim poziomie. - Ślizgon uśmiechnął się wrednie i skierował się w stronę wyjścia. Irytowały go głupie pytania blondyneczki. Widać było, w jak bardzo ignorancki sposób podchodzi do życia. Jego myśli skupiły się teraz na Lily. Widział ją przed parunastoma minutami. Dumną i szczęśliwą, przy boku Pottera. Odprowadzał ją... Stało się to, czego najbardziej się obawiał. Ten durny Gryfon zdobył serce Lily. Jego Lily.
- Nie wiem, jak Wy, ja idę na kolację. - powiedziała Emily, wyrywając go z  rozmyśleń o największej i jedynej miłości jego życia.
~*~
Lilyanne Evans weszła do Trzech Mioteł i rozglądała się po stolikach, by znaleźć burzę rozczochranych, czarnych włosów. Nagle ktoś zasłonił jej oczy. Poczuła jego zapach tak silnie, że prawie zakręciło się jej w głowie z wrażenia. Odwróciła się w stronę Jamesa i uśmiechnęła się nieśmiało. Wyglądała pięknie, choć coś nie grało... Zauważył to.
- Potter... - powiedziała słabym głosem.
- Lily, mogłabyś nie mówić już do mnie po nazwisku? Myślałem, że zakończyliśmy ten nieszczęsny rozdział.
- Tak, faktycznie. Przepraszam. - speszyła się lekko. - To już takie skrzywienie. Znajdziemy wolny stolik?
- Ja już o wszystko zadbałem, spokojnie. - mrugnął do niej i skierowali się w stronę ciemnego kąta z dala od wszystkich ludzi. Było ciszej. Gwar nie był tak uciążliwy. Ściągnął jej płaszcz, całując ją przy tym lekko w szyję. Niewinna, a jaka przyjemna pieszczota. Byli piękni. Pasowali do siebie, jak ulał. - Zamówić coś?
- Za chwilkę. Także... Co u Ciebie?
- Wiesz, wolałbym nie psuć nam wieczoru. - uśmiechnął się smutno. Dopiero zauważyła, że w jego oczach przygasł radosny blask. Co było nie tak? Co się wydarzyło? - Lepiej  powiedz, jak się czujesz po naszej ostatniej randce, ja nie mogłem doczekać się dzisiejszego dnia. Cały czas myślałem o Tobie. Zawróciłaś mi w głowie, Lilyanne. - syknęła cicho pod nosem, tak, nienawidziła, gdy ktoś zwracał się do niej tak oficjalnie, chociaż... Podobało jej się, jak on to wypowiadał. - No tak, zapomniałem. Jak już mówiłem wcześniej, zawróciłaś mi w głowie, Lily. Nie od dziś to wiadomo. Jednak teraz nasze relacje się zmieniły. I chciałem zapytać, czy to oznacza, że dajesz mi szansę?
- Pytasz mi się, czy chcę być z Tobą? - ruda wytrzeszczyła oczy na Pottera, na jej policzki wstąpił pokaźny rumieniec, zrobiło jej się gorąco. - James, bo...
- Nie, nie. - przerwał jej niemal od razu. - Miałem na myśli to, czy możemy spędzać ze sobą dużo czasu. Coś więcej, niż przyjaźń, ale jeszcze nie proponuję Ci związku. Wiem, że to dla Ciebie dużo znaczy i nie chcę naciskać. Już zrozumiałem, w jaki sposób mam postępować, Lily. Przy Tobie nie muszę nikogo udawać i nie chcę, więc może powiesz mi teraz, jak się czujesz po naszej randce?
- Wiesz, ja też wolałabym nie psuć nam wieczoru. Pokłóciłam się z Mary...
- O to, że wybrałem Ciebie? - zaśmiał się głośno, lecz widząc poważną minę Evans uspokoił się. - Przepraszam, chciałem uratować trochę sytuację, nie wyszło.
- Mary uważa, że jestem egoistką i myślę tylko o sobie. I wiesz, sądzę, że to prawda. Trochę na mnie nakrzyczała i zrozumiałam, że zachowuję się ostatnio, jak zołza.
- Nakrzyczała na Ciebie? Już ja sobie z nią porozmawiam! A to podła...
- Nie kończ, James! Przestań! Widzisz, nie potrzebnie rozpoczęłam temat. Nie znasz sytuacji między mną, a nią. Po prostu to zostawmy, O.K? Powiedz lepiej, co u Ciebie.
- Rozmawiałem z ojcem. Trochę się gubię w tym wszystkim. On twierdzi, że mamy przygotowywać się do wojny. Podobno znika coraz więcej mugoli, a w  Ministerstwie Magii dzieje się coś niedobrego. Wiesz, nie współgra mi to ze spokojem Hogwartu, tutaj wszystko jest takie proste, a wszelkie problemy przy tym, co dzieje się na zewnątrz to błahostki. Martwię się o moich rodziców. Stanowczo opowiedzieli się przeciw Sama-Wiesz-Komu. Nie każą mi wrócić za tydzień na święta do domu. Twierdzą, że w obecnej sytuacji to zbyt niebezpieczne. - głos mu się załamał. Pierwszy raz widziała, by Gryfon był przestraszony i smutny. - Cienias ze mnie. Ale to moi rodzice, nie chciałbym, żeby kiedyś... - pogłaskała go po policzku.
- James, nie powiem Ci, że wszystko będzie dobrze. Czekają nas trudne czasy. Twoi rodzice podjęli heroiczną decyzję. Chcą walczyć o lepszy świat, bez Voldemorta. Tak, nie boję się tego wypowiedzieć. Wiem, jak musi być Ci ciężko, ale przyjęli piękną postawę. My za parę miesięcy też będziemy musieli podjąć decyzję. Są trzy warianty: albo uciekniemy, jak tchórze albo opowiemy się po jego stronie albo zachowamy się odważnie, jak Twoi rodzice. Im też musi być ciężko.
- Lily, jesteś najwspanialszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznałem. Dziękuję. - pocałował ją delikatnie w usta, odgarniając jej włosy z twarzy. Cieszył się, że ma u boku swoją prywatną Evans, na którą może liczyć. Jednak w obliczu jego osobistej tragedii nie umiał się w pełni cieszyć marzeniem, które zaczęło się spełniać.
~*~
Emily usiadła z Narcyzą przy stole Ślizgonów. Ominęła tęskne spojrzenie Blacka szerokim łukiem i skupiła się na swoim talerzu. Nałożyła sobie frytki i nalała soku dyniowego.
- Jesz takie tłuste rzeczy? - zdziwiła się Narcyza, mieszając łyżką swój mus jabłkowy.
- Tak, jem takie tłuste rzeczy. - odpowiedziała rudowłosa, przewracając oczami. Gorączkowo rozmyślała nad słowami Snape'a i tego, czy dobrze zrobiła. Wiedziała jednak, że jej postępowanie było słuszne. W dobie panującego zła mało kogo stać było na tak heroiczny czyn.
- Podziwiam Cię, ja bałabym się o figurę.
- Ja jak widać nie boję się niczego. - Emily uśmiechnęła się wrednie. Wiedziała, że Narcyza dobrze zrozumiała aluzję dotyczącą ich potencjalnego członkostwa.
- Nawet Syriusza. - usłyszała za plecami głos Regulusa. Prawie zakrztusiła się sokiem dyniowym.
- No w końcu, gdzie się podziewałeś tyle czasu? Czekaj, coś powiedział? - dopiero zauważyła jego czerwone oczy, poza tym był brudny i śmierdział. Śmierdział błotem, alkoholem i krwią. Zaniepokoiła się nie na żarty.
- Masz rację, nie boisz się niczego, nawet Syriusza. Mogę usiąść? - wcisnął się między obie dziewczyny i spojrzał ironicznie na Emily.
- Co masz przez to na myśli, bo chyba nie rozumiem?
- Ja sądzę, że bardzo dobrze rozumiesz. - w oczach Regulusa pojawił się mroczny blask. Zacisnął usta, a na jego policzki wszedł pokaźny rumieniec. Rudowłosa poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Skąd on mógł wiedzieć? Czyżby Black coś wygadał? Postanowiła iść w zaparte.
- Nie wiem, o czym mówisz, ale najwyraźniej powinieneś odstawić picie Ognistej. Źle działa Ci na głowę.
- A Tobie na silną wolę i oziębłość.
- Co takiego? - Narcyza włączyła się do rozmowy. Z tego, co zrozumiała, coś łączyło Rudą z Blackiem i nie były to stosunki czysto koleżeńskie i niewinne. Nigdy by o tym nie pomyślała, zresztą. Co mogła wiedzieć o swojej współlokatorce. Jedyne, o czym rozmawiały, to o zajęciach, ale i na  ten temat nie udzielały sobie wyczerpujących odpowiedzi.
- Może Emily nam opowie. - założył ręce i odchylił się, uśmiechając się wrednie.
- Nie mam o czym Wam opowiedzieć, jeżeli Black coś nagadał, to nie radzę w to  wierzyć. Dałam mu kosza.
- A ja mu wierzę. No, to może nam opowiesz, jak to jest być naczelną dziwką Hogwartu, co? - spojrzał z wyrzutem prosto w jej oczy i wypuścił lekko powietrze z ust. Narcyza niemal nie upuściła kieliszka z sokiem na posadzkę, czym wywołała zamieszanie przy stole. Rudowłosa wstała szybko i opuściła Wielką Salę w zawrotnym tempie. Nie wiedziała, że podążył za nią Snape i Black.
~*~
- Jak chcesz z nią pogadać, to chodźmy skrótem do Lochów. Wtedy na pewno nam nie ucieknie. - rzucił Potter.
- Masz rację, musimy się pospieszyć. Nigdy nie widziałem, żeby tak gnała. Mój braciszek musiał jej coś nagadać. On każdego jest w stanie wyprowadzić z równowagi. - skręcili przy posągu Helgi Hufflepuff. Za Emily podążał Severus.
- Addams, ej, Addams! Stój do cholery. - dziewczyna odwróciła się, zobaczył w jej oczach łzy. - Musimy pogadać.
- Ty też chcesz mi powiedzieć, że jestem naczelną dziwką Hogwartu?
- Zadajesz się z Blackiem? No dalej, odpowiedz mi, czy zadajesz się z Blackiem! - krzyknął i złapał ją mocno za oba ramiona. Syknęła głośno.
- Puść mnie, Świrze. Co Was to wszystkich obchodzi!
- Wyobraź sobie, że obchodzi, bo Black opowiedział się po stronie przeciwnej, rozumiesz?! A jeżeli jesteś z nim w bliskich stosunkach, to wolałbym wiedzieć o tym TERAZ!
Gryfoni słysząc krzyki przyspieszyli kroku w kierunku dziewczyny.
- Nic mnie z nim nie łączy, nie wiem, kto rozpowiada te żałosne plotki, ale nie są one prawdą. Jeżeli miałabym kiedykolwiek się do niego zbliżyć, to tylko po to, żeby wydębić od niego jakiekolwiek informacje!
- To nie jest głupi pomysł, Addams. Pomyślimy o tym. - powiedział Severus i puścił dziewczynę, jednak trochę za późno. Zauważyła to dwójka chłopaków znajdujących się kilkanaście metrów od  pary.
- Smarkerusie, Ty szumowino! - krzyknął Black. Rudowłosa podskoczyła ze strachu. Dawno nie widziała Syriusza w takiej furii. Spojrzeli sobie przez sekundę w oczy. Zauważył, że płakała. Nie daruje temu gnojowi. - Nie wiesz, że kobiet się nie bije? Jasne, że nie wiesz, kto miałby Cię tego nauczyć w niskich kręgach, wśród których się obracasz!
- Smarku, założyłeś dziś nowe gacie? - zaśmiał się Potter. - Vingardium Leviosa!
- Przestańcie! - krzyknęła Addams.
- Nie wtrącaj się, Emily. To sprawa między mną, a nim. - Snape wisiał w powietrzu cały czerwony na twarzy.
- Może chcemy, zeby Snape zatańczył tak, jak mu zagramy? - zaśmiał się Syriusz. I machnął różdżką. Chłopak wylądował głośno na kamiennej posadzce. - Tarantallegra! - nogi Severusa zaczęły wykonywać niekontrolowane pląsy. - Ćwiczysz walca do balu? - Potter parsknął śmiechem.
- Jesteś chory! Finite! - Emily rzuciła czar cofający zaklęcie Gryfona. - Co, zdziwiony? Jesteś żałosnym dupkiem! Jeżeli chciałeś zniszczyć mi życie swoimi opowiastkami, to Ci się udało! Nie rób takiej zdziwionej miny, wiem, że to Ty! Nienawidzę Cię. - wycedziła przez zęby.
- Możesz mi to wyjaśnić, proszę? Trochę jestem tym zaskoczony, bo nie wiem, o co Ci chodzi.
- O Pokój Życzeń! Wszyscy opowiadają, że jestem naczelną dziwką Hogwartu, a to wszystko dzięki Tobie, Black. Powtórzę jeszcze raz, nienawidzę Cię. Niech Cię diabli! - przeklęła go i skierowała się w stronę Lochów. Pierś falowała jej ze złości, a w oczach pojawiły się łzy. W tym samym czasie Snape zdążył dojść do siebie. Zauważył to Potter.
- Nie masz dość? - James najwyraźniej chciał jeszcze pobawić się Severusem, ale Syriusz wyraźnie zmarkotniał. Gorączkowo zastanawiał się, o co mogło chodzić Emily. Przecież nic nikomu nie powiedział. Zresztą... Kto śmiał nazwać ją dziwką? Przypomniał sobie Regulusa... Nie zostawi tak tej sprawy. Postanowił sobie, że nie odpuści rudowłosej i tak się stanie, choćby nie wiem, jakie przeszkody stawały na ich drodze. - Umiesz mówić?
- Przestań, nie ma sensu gadać do czegoś, co ma ujemną inteligencję. - stwierdził z uśmiechem na ustach Black. - Poza tym on się Ciebie boi, odebrałeś mu kobietę, która nawet go nie wspomina, tak brzydzi się myślą o...
- Sectumsempra! - Snape rzucił klątwę na Syriusza nie pamiętając o konsekwencjach. Zabolało go to, co powiedział o Lily. Zasłużył sobie. Z jego piersi trysnęła krew i w zastraszającym tempie zaczęła zalewać posadzkę. Black stracił niemal natychmiast przytomność.
- Coś mu zrobił, Debilu! On umrze! - James był przerażony, nie wiedział, nie był świadom, do czego zdolny był Severus. Zawsze miał go tylko za małego, nic nie znaczącego Smarka. Jak bardzo się mylił. Usłyszał kroki wielu osób, to Ślizgoni wracali z kolacji. Snape zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu. - Dumbledora! Niech ktoś idzie po Dumbledora! - Potter nachylił się nad konającym przyjacielem i uderzył pięścią twardą podłogę. Bał się o rodziców, teraz boi się o niego. Na cholerę wdawali się z nim w gadkę, na cholerę poszli za tą przeklętą Addams. James liczył sekundy do przyjścia dyrektora, a każda wydawała się być wiecznością...

wtorek, 10 marca 2015

4. Błąd? + 5. Jest tylko władza i potęga.

Witam.
Czas na części napisane parę dni temu. 
Mam nadzieję, że będzie czytało się nieco lepiej. 
W tym poście wstawię od razu 2 notki, które na mylogu są podzielone.
Pozdrawiam.
Wzięła głęboki oddech i weszła do wanny. Jej nozdrza wypełnił słodki zapach cytrusów. Światło nagle stało się mniej natarczywe, a w łazience zapanował półmrok. Black stał naprzeciw niej i wpatrywał się w nią intensywnie królewskimi, błękitnymi oczami. Bez koszuli, z opadającym, czarnym kosmykiem na alabastrowe czoło wyglądał, jak dla niej, całkiem przystojnie. Wszelkie bariery i chęć zgrywania niedostępnej stopniały, gdy tylko dołączył się do kąpieli.
~*~
Regulus Black, uczeń Slytherinu krążył pod Pokojem Życzeń i mało co obchodziło go, że jeśli znów zostanie złapany przez woźnego - będzie układał przez dwa tygodnie dokumenty w jego kantorku. Pamiętał, że obiecał JEJ, iż będą tylko przyjaciółmi, że zapomną o ostatnim feralnym wieczorze, ale on wcale nie chciał. Widział ukradkiem, jak wchodziła z jego bratem do tego pokoju. Minęło już parę godzin. Co mogło zmienić się przez ostatnie dni? Przecież wcale nie uważała go za partię równą sobie. Dlaczego nagle postanowiła spędzić z nim  TYLE czasu? Regulus denerwował się coraz bardziej. Tak bardzo chciałby przeniknąć przez ścianę, mieć moc, by sprawdzić, co dzieje się parę metrów obok niego. Miał złe przeczucia. Poczuł przeszywający, niemiły dla ciała chłód. Właśnie po raz kolejny przeżył bliskie spotkanie z Krwawym Baronem. Otrząsnął się i prychnął z pogardą w jego stronę, nonszalancko odrzucając ciemne włosy z oczu. I nagle w jego głowie zaświtała jedna myśl. No jasne, przecież to takie łatwe! Czemu wcześniej o tym nie pomyślał!
- Baronie! Hej! Krwawy Baronie!
~*~
- Lilyanne Evans! Natychmiast wyłaź z tej łazienki, do cholery jasnej! - Mary stała tuż przy drzwiach, przestępując z nogi na nogę. Rudowłosa siedziała tam już ponad godzinę! - Lily, bo zaraz sama tam wejdę i Cię przegonię, a tego byś nie chciała!
- No już, chwila! Najpierw same mnie namawiałyście, żebym w końcu umówiła się z Potterem, a teraz żyć człowiekowi nie dajecie i wywalacie z łazienki, co to ma być? - drzwi otworzyły się. Stanęła w nich rudowłosa, wysoka dziewczyna. Miała na sobie prostą, choć chyba ciut krótką, zieloną sukienkę, świetnie pasującą do koloru jej oczu, które podkreśliła lekko delikatnym makijażem. Do czarnego plecaczka włożyła narzutę.
- Po co Ci to? - zdziwiła się Mary.
- Nie do końca wiem, Potter kazał wziąć, żebym nie zmarzła.
- W zamku?
- Podobno mamy iść na miasto. - zachichotała Lily.
- Evans, wychodzisz na miasto z huncwotem późnym wieczorem, łamiesz regulamin i masz z tego ubaw? Nie poznaję Cię. - Mary nie mogła nadal wyjść z podziwu, co stało się z jej współlokatorką. Jeszcze nie tak dawno syszała tylko, jaki to Potter nie jest beznadziejny.
- Ja siebie też, ale wiesz co? Podoba mi się to coraz bardziej. - zaszczerbiotała radośnie i wyszła, trzaskając drzwiami. Zapomniała, jak to denerwuje biedną  Mary, która ostatnio coraz częściej martwiła się tym, że Evans umykają pewne rzeczy pod wpływem kapitana drużyny Quidditcha.
~*~
- Co za frajer! Zniszczę go! - Regulus walił pięściami w ścianę, raniąc sobie dłonie o zimny kamień. W jego głowie echem odbijały się słowa Krwawego Barona. Jak mgła to okropne wspomnienie znów rozlało się w umyśle zazdrosnego nastolatka.
- I co, co robią?
- Leżą.
- Leżą? - zdziwił się Regulus. Zmartwił się, że Emily mogło się coś stać.
- Tak, leżą w wielkiej wannie wypełnionej po brzegi bąbelkami i najwyraźniej dobrze się bawią. - Krwawy Baron zachichotał ironicznie i odleciał w bliżej nieznanym kierunku, śmiejąc się pod nosem z osobistej tragedii chłopaka.
A Regulus miał w głowie najróżniejsze myśli i scenariusze. Od ośmieszenia Emily, aż po zabicie własnego brata. Tak bardzo go w tej chwili nienawidził...
~*~
Wpatrywali się w siebie z pożądaniem. Black bardzo powoli zmniejszał odległość między nimi. Oboje czuli narastające napięcie. Emily nie umiała się powstrzymać i wyciągnęła rękę, by odgarnąć mu niesforny kosmyk z czoła. Ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek. Jego usta błądziły coraz dalej. Rudowłosa odchyliła się mimowolnie i westchnęła.
- Robię coś nie tak? - spytał, patrząc na nią badawczo. W odpowiedzi dziewczyna pokręciła przecząco głową. Zbliżyła do niego swoją twarz i spojrzała głęboko w jego oczy. Poczuła mrowienie w dole brzucha. Przymknęła oczy, oddawała się delikatnym pieszczotom. Po chwili całowali się, najpierw powoli, subtelnie. Jednak z każdą sekundą byli wobec siebie bardziej zachłanni... Dłonie Syriusza błądziły po jej nagim, mokrym ciele. Oboje doskonale wiedzieli, do czego to prowadzi. Pragnęli jednak więcej i więcej.
- Chcę Ciebie. - wyszeptał jej do ucha. Emily przeszedł dreszcz. Czy tak miał wyglądać jej pierwszy raz? Z chłopakiem, z którym pozornie nic jej nie łączy? Po dużej dawce alkoholu? Wiedziała, że to jest to, czego chce w tej właśnie chwili. O nic siebie nie pytając wyszli z wanny. Black wziął ją w swoje silne, męskie ramiona i przeniósł do sypialni, której wygląd zmienił się diametralnie. Na środku stało wielkie łóżko, otoczone lustrami. W pokoju panował półmrok. Świece oświetlały nieznacznie ciała dwójki nastolatków. Ich języki igrały ze sobą, gdy stali naprzeciwko siebie. Syriusz podniósł Emily za pośladki i posadził na skraju łóżka. Zaczął całować jej nogi, skupiając się na wewnętrznej stronie ud. Dziewczyna szalała pod wpływem pieszczot i spragnionego spojrzenia chłopaka. Wtopiła długie, białe palce w jego czarne włosy, domagając się więcej. Jego usta przeniosły się na podbrzusze, wędrując coraz wyżej. Milcząc, podpierał się tuż nad nią, patrząc jej prosto w niewinne, przestraszone oczy. Wybiła go z tropu...
- A Ty, chcesz mnie? - w odpowiedzi pocałowała go. Chwilę później poczuła ból między udami, który jednak z każdą chwilą zamieniał się w coraz  większą rozkosz. Wchodził w nią wolno, delikatnie. Skupiał się tylko na niej i na jej ciele. Kochali się namiętnie bardzo długo. Pod wpływem emocji wbiła paznokcie w jego plecy...
-----------------------------------------------------

Promienie słońca próbowały przedrzeć się przez grube zasłony do Pokoju Życzeń, nieznacznym jednak udało się wpaść do środka i wplątać się w rude włosy Emily. Stary, drewniany zegar zaczął wybijać godzinę 7:00. Syriusz ani drgnął, jednak Addams przeciągnęła się leniwie, przecierając oczy. Ostatkami sił próbowała przypomnieć sobie poprzedni dzień, a przede wszystkim wieczór i noc. Odnotowywała w głowie kolejno dialogi, zdarzenia i TO,  co się stało. Jęknęła cicho... "To wszystko nie tak miało być... Wszystko popsułam..." Początkowo nie chciała pokazywać się nikomu na oczy, sądziła, że Black od razu rozpowie o zaistniałej sytuacji. Najgorsze w tym wszystkim było to, że dla chwilowej fanaberii poświęciła ostatnią rzecz, którą miała w sobie najcenniejszą. Oddała ją zwykłemu niedojrzałemu frajerowi. "Wróć! Przystojnemu frajerowi!" - sama siebie skarciła zaraz za tę myśl i zaklęła pod nosem. Już dłuższy czas była w nim zakochana, ale świetnie to ukrywała pod płachtą obojętności i wredoty. Nikt by się nie domyślił, nawet Lilyanne. A teraz... Teraz wszystko legło w gruzach. Cała jej opinia, całe jej dotychczasowe życie. Tłumaczyła siebie natłokiem problemów - z rodziną, z Czarnym Panem, z przyjaciółmi, z nauką... Ale wiedziała, że to nie ma nic wspólnego z tym, co zrobiła. Panicznie bała się konsewkencji swojego czynu. Podniosła się z łóżka, spojrzała na niego z czułością. Było jej tak dobrze, jedno musiała przyznać, nawet nie wyobrażała sobie, że mogło być jej z kimkolwiek aż tak cudnie. Zaczęła zbierać swoje rzeczy. "Będę udawać, że nic się nie stało!" postanowiła, zapinając jeansy. Przeczesała przed lustrem włosy. Zaczęła przynajmniej wyglądać, jak człowiek. Stanęła przed łóżkiem, pocałowała Blacka w ramię i zostawiła mu kawałek pergaminu, mrucząc pod nosem jakieś zaklęcie.
Hej! Dziękuję za miły wieczór i towarzystwo. Mam jednak nadzieję, że to, co się stało, zostanie tylko między nami i nic nie ulegnie zmianie. Całuję, E."
~*~
W pokoju wspólnym Ślizgonów na jednej z kanap siedziała blondynka, obgryzająca nerwowo paznokcie. Była bardzo ładna. Wysoka, szczupła, a wielkie, ciemne oczy hipnotyzowały przy pierwszym spojrzeniu. Nie miała jednak przyjaciół. Nie traciła na to czasu. Poświęcała go tylko tym, którzy w przyszłości będą mogli jej coś zaoferować, w czymś pomóc. Narcyza nigdy nie należała do osób bezinteresownych. Tak wychowywano ją i jej siostrę - Bellatrix. Wmawiano im, że coś takiego, jak uczucia wyższe nie istnieje. Nie mówiąc już o podziale na dobro i zło. Matka sióstr mawiała: "Powiem Wam to raz i lepiej zapamiętajcie, Czarny Pan twierdzi, iż nie ma dobra i zła. Jest tylko władza i potęga... I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę. My do nich nie należymy." Zazdrościła Belli, że bezkrytycznie i z pasją przyjmowała wszystko, co mówili rodzice i ich przyjaciele. Bardzo chciała dołączyć do ich świty. Podchodziła do tego z niezdrowym wręcz podnieceniem. Wczoraj nadszedł dzień, kiedy Bellatrix mianowano na Śmierciożercę, spełniło się jej największe marzenie. A Narcyza? Nie jest pewna swojej przyszłości i swoich pragnień. Robi to, czego od niej wymagają najbliżsi, bo sama nie ma żadnego planu. Całe życie wszyscy wokół podejmowali za nią wszelkie decyzje. Nie musiała nawet wybierać ubrań czy koloru ścian we własnym pokoju. O doborze towarzystwa nie wspominając. Nagle podskoczyła z przestrachem na kanapie. Na oparciu siedział dorodny puchacz. Odebrała od niego pocztę i natychmiast otworzyła list. "No, to cała  sobota z głowy, na wysłuchiwaniu opowieści Belli." - pomyślała ze znudzeniem. Jedyne, co przez chwilę ją zmartwiło, to to, że siostra ma dla niej kandydata na męża, zreflektowała się jednak i uspokoiła, przecież ona i tak nie wybrałaby sobie nikogo lepszego.
~*~
James Potter szykował się na trening Quidditcha. Długo walczyli ze Ślizgonami o boisko. Myślał już, że przegrają to starcie, ale miło się zaskoczył, gdy dostał pozwolenie na ćwiczenia. Od razu obwieścił to całej drużynie i od tej pory czekał na dzień, kiedy będzie mógł wsiąść na miotłę i trochę porozkazywać chłopakom. Stęsknił się za tym. Ostatnio wszystkim mało było beztroski wśród zła, które rozchodziło się w świecie magii w zawrotnym tempie. Spojrzał na siebie w lustrze i z dumą poprawił odznakę kapitana drużyny na piersi. Zmierzwił i tak już poczochrane włosy i od razu pomyślał o Lily. "Lilyanne..." - błogi uśmiech wstąpił na jego twarz.
- Rogaczu, nie spóźnicie się na trening? - zapytał Remus z drwiącym uśmiechem, opierając się o drzwi dormitorium. Wyglądał na zmęczonego. Miał zaledwie jeden dzień i jedną noc odpoczynku w skrzydle szpitalnym po pełni. Chudł w oczach. A siniaki i zadrapania wydawały się wyraźniejsze niż kiedykolwiek przedtem.
- Nie, jeszcze idę na śniadanie przecież, a potem z Blackiem... Cholera! Gdzie go znowu poniosło? Dopiero zauważyłem... Szata leży pod łóżkiem. - powiedział Potter, trzymając skrawek materiału w dłoni. Skroń lekko zaczęła mu pulsować. - Czy on ciągle musi mi to robić? Nigdy nie wychodzimy razem na trening przez te jego lafiryndy! Trudno, schodzisz ze mną, Lunatyku? Niech Łapa się w końcu czegoś nauczy.
~*~
Syriusz obudził się w Pokoju Życzeń i uśmiechnął na wspomnienie poprzedniej nocy. Nozdrza wypełniał mu wciąż JEJ zapach. Zawróciła mu w głowie i to dość mocno. Był jej pierwszym mężczyzną. Napawało go to dumą. Odwrócił się na drugi bok, chcąc objąć Emily, lecz poczuł tylko chłód poduszki. Natychmiast otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. "Zniknęła..." - pomyślał. Zauważył tylko kawałek pergaminu, który leżał na skraju łózka. Natychmiast wziął go do ręki i przeczytał. "Co za baba! Jeśli myśli, że mogła mnie wykorzystać i zniknąć z mojego życia, to się myli! Przecież teraz WSZYSTKO się zmieniło." - Black odebrał to jako swego rodzaju porażkę, że ktokolwiek śmiał dać mu kosza i rzucił kartkę na ziemię. Pospiesznie ubrał się, patrząc na zegar, który wybijał 7:30. Schował pergamin do kieszeni, w razie jeśli będzie musiał go wykorzystać, będzie miał dowód spędzonej razem nocy. Szkoda, że nie zauważył, iż cała treść magicznie zniknęła chwilę po przeczytaniu.
~*~
- Lilyanne! Pozbieraj te cholerne ubrania z łazienki! Prawie bym się o nie zabiła! - krzyknęła Mary, stając w drzwiach do pokoju. Jej czarne oczy zaiskrzyły się ze złości. - Lilyanne! Ostatnio w ogóle mnie nie słuchasz!
- Daj spokój, dziewczyno. Byłam wczoraj na pierwszej randce w swoim życiu. Mogę się choć trochę tym nacieszyć? - spytała z przekąsem rudowłosa. Denerwowały ją ostatnio docinki przyjaciółki, która wciąż do czegoś się przyczepiała i wciąż miała o coś pretensje. - Nawet nie zapytałaś, jak się bawiłam!
- Ach, więc jak się bawiłaś?
- Widzę, że mało Cię to obchodzi. - Lily odwróciła głowę i machnęła różdzką, by zrobić porządek w dormitorium. Po chwili już było czysto. Zapanowała cisza.
- Wiesz, przykro mi, Evans. Ale kiedy TY zapytałaś, jak JA się czuję? Odkąd wróciłyśmy w tym roku do Hogwartu liczysz się tylko TY i TWOJE problemy, TWOJE sprawy. Gdzie w tym wszystkim jestem JA? Myślałam, że przyjaźń polega na czymś zupełnie innym. Przynajmniej przez ostatnie lata potrafiłyśmy normalnie z sobą rozmawiać. Teraz tego NIE MA. I wiesz,  wydaje mi się, że mogę mieć pretensje i czepiać się Ciebie. Jest o co, nie sądzisz? - spytała Mary, jakby czytając  w głowie Lilyanne. Ta speszyła się lekko. Wiedziała, że MacDonald miała rację. Zrobiło jej się głupio. - Wiesz chociaż, że Victor przyjeżdża za tydzień? Wiesz, że moja matka kazała mi zabrać po ukończeniu Hogwartu wszystkie swoje rzeczy i nie będę miała gdzie mieszkać? Wiesz, że mogę nie zaliczyć egzaminów? Wiesz, że nie będę miała za co żyć? Jasne, że NIE, Panno Nie-Widzę-Nic-Poza-Czubkiem-Własnego-Nosa! - Mary wyszła z pokoju zdenerwowana i trzasnęła ostentacyjnie drzwiami. Tak, jak miała to w zwyczaju robić Lily ostatnimi czasy.
- Przepraszam. - szepnęła do siebie. - Jestem do dupy przyjaciółką... - oczy rudej wypełniły się łzami. Wtuliła twarz w poduszkę.
~*~
Długowłosy blondyn ucałował lekko dłoń Narcyzy, uśmiechając się uprzejmie.
- Lucjusz Malfoy.
- Narcyza Black, znamy się przecież. - chciała przewrócić oczami, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Nie tak wyobrażała sobie kandydata na męża. Jedyne, co mogła przyznać, to że był przystojny. Przynajmniej w jej oczach. "Przystojny mitoman." - określiła go w swoich myślach wysłuchując opowieści o torturowanych przez niego mugolakach. Bellatrix przysłuchiwała się tej rozmowie z przyjemnością. "To najlepszy kandydat, jakiego Cyzia mogła sobie wymarzyć! Sam Czarny Pan uważa go za przydatnego czarodzieja." - pomyślała.
- Niebywałe! - skwitowała ostatnie zdanie historii Malfoya. Męczyło ją to. Dupek, który mówił i myślał tylko o sobie. Typowy egoista. - I potrafisz ich rozgromić całkiem SAM?
- Oczywiście! - wykrzyknął i zapowietrzył się. Odrzucił długie blond włosy z twarzy i uśmiechnął się tryumfalnie. - To nic trudnego. Kiedy zasilisz nasze szeregi, sama nie będziesz miała z tym problemu. W końcu jesteś siostrą sławnej Bellatrix!
- Nie przesadzaj, Lucjuszu. Moja sława dopiero nadchodzi, ja się dopiero rozkręcam. - Blackówna zaśmiała się złowieszczo pod nosem. - Właśnie, Cyziu. Musimy porozmawiać o Twojej niedalekiej przyszłości. Za parę miesięcy kończysz Hogwart. Musimy ustalić, co będziesz potem robić. - Narcyza westchnęła cicho i spojrzała z wyczekiwaniem na siostrę. Szykował się długi wykład... I ona musi to wszystko zapamiętać. Bella nie będzie się powtarzać.

poniedziałek, 9 marca 2015

2. Jak na ironię... + 3. Niespodziewana zmiana.

 To już ostatnie notatki sprzed 5-ciu lat. 
Niedługo pojawią się nowe, aktualne, mam nadzieję, że ulepszone. 
Pozdrawiam. :)

W wieży Gryffindoru na jednym z łóżek spała dziewczyna z burzą rudych włosów. Jej twarz i twarze współlokatorek oświetlał księżyc. Jutro miała nadejść pełnia. Porozrzucane pergaminy walały się z jednego kąta w drugi, tak samo jak zostawione na podłodze ubrania. Tak wyglądało dormitorium dziewcząt w klasie siódmej. Jedna z nich przebudziła się. Jasno niebieskie oczy ogarnęły jednym spojrzeniem pomieszczenie. Ciemne, falowane włosy były w całkowitym nieładzie. Wstała i podeszła do okna przez które widać było Zakazany Las. Tuż nad nim jaśniał srebrzysty księżyc, zalewając swoją poświatą błonia. Wystraszyła się, gdy sowa zapukała w szybę. Po chwili, gdy zalała ją fala chłodu, otworzyła kopertę.
Mary, tu Twój brat. Będziemy u Was na Balu Narodzeniowym z zespołem. Piszę, żebyś przygotowała się psychicznie. A tak na serio, to jak możesz, nie kłóć się znów z Gregiem. Co było, to minęło. Po co oboje macie do tego wracać. No, to do zobaczenia za tydzień, Kochana."
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
"Po tak długim czasie znów zobaczę tego idiotę." - pomyślała, ciesząc się w duchu. Ich rodzina od wielu pokoleń miała w swojej genealogii członków czystej krwi. Od nich wymagało się szacunku oraz dumy dla tego gatunku czarodziei. Co za tym szło? Nie mogli się spotykać z ludźmi "gorszej rasy". Oboje nie należeli do osób, które popierałyby zdanie rodziny, więc byli szykanowani. Victor przeprowadził się od razu po szkole do Francji, gdzie poznał świetnych ludzi. Miał niesamowity głos, to też od razu znalazł sobie zespół wśród znajomych. Jako, że Dumbledore bardzo dobrze wspominał tego ucznia, zaproponował im występ na Balu Bożonarodzeniowym. Teraz ona czeka. Z wytęsknieniem. Na kogoś, komu może powierzyć swoje najskrytsze obawy i lęki. Na kogoś, kto wysłucha, kto chce i umie słuchać. Dlaczego tak nie jest już z Lily? Z nią też ostatnio się coś dzieje. Coś, o czym nie chce mówić. Takie zachowanie całkowicie rozwala koleżeńskie więzy...
~*~
Niebo w Wielkiej Sali było zachmurzone. Powoli spadały z niego płatki śniegu, które rozpływały się w powietrzu. Na końcu stołu ślizgonów siedziała rudowłosa dziewczyna i pewien chłopak.
- Daj mi wyjaśnić... Słuchaj, Emily. Możemy o tym zapomnieć. Naprawdę. Jeśli tego właśnie chcesz. - powiedział, a na jego oczy spadła kurtyna czarnych włosów. Wyglądał na zmieszanego.
- Wiesz, Regulus... Owszem, chcę o tym zapomnieć. Tego po prostu nie było. Tak możemy się umówić. I nigdy nie powracamy do tego tematu. - położyła dłoń na jego dłoni, a jej twarz przyozdobił uśmiech, który niemalże natychmiast został odwzajemniony.
- Dziękuję.
- Słuchaj, Reg... Coś mnie martwi, a propos Ciebie. Co Ty robisz za wspólne interesy ze Snapem, Averym i Mulciberem? Odpuść sobie ich. Nie należysz do ludzi ich pokroju.
- Czy Ty naprawdę nie rozumiesz? Nie jestem taki, jak mój brat, jak Syriusz. On ma racje, jestem tchórzem. Ale inaczej już nie mogę. Już jest za późno. Rodzice... Ja nawet nie mam gdzie pójść. Malfoy i Bellatrix rozmawiali z Nim... Za rok kończę siedemnaście lat. Wtedy to ma się stać... Te kontakty są mi potrzebne.
- Ale Regulus, to Ty kierujesz swoim życiem, a nie Twoja chora rodzina! Ty myślisz, że co mi teraz jest? Oni chcą zwerbować moich krewnych. W przyszłości pewnie i mnie. Ale jesteśmy uparci, mimo wszystko. W porządku, może mam łatwiej, bo oni są tego samego zdania, co i ja. Ale myślisz, że gdybym miała odmienne, to dałabym się zmanipulować? Nigdy w życiu. Naprawdę, odpuść sobie ich. Zawsze masz mnie. A Syriusz to mimo wszystko Twój brat. Jest, jaki jest. Ale jeśli będziesz chciał się odciąć, pomyśli, że zmądrzałeś i Ci pomoże...
- Dość. Ja już zadecydowałem, nie rozmawiajmy o tym więcej. Chcesz jeszcze jednego tosta? - dziewczyna prychnęła pod nosem, wzięła torbę spod stołu.
- Baw się dobrze. - powiedziała i ruszyła żwawym krokiem przed siebie. Jej rude podskakiwały z każdym stąpnięciem.
- Addams. - obejrzała się i napotkała parę czarnych oczu.
- Czego chcesz, Snape?
- Widziałaś się wczoraj z Evans. Jeśli zrobisz to w najbliższym czasie, przekaż tylko, że to wszystko było totalną, a i fatalną pomyłką.
- Wiesz, Severus. Nie chcę nic już więcej mówić, ale zbyt dużo straciłeś w jej oczach. Jesteś po prostu spalony. - odwróciła się na pięcie i wyszła z Wielkiej Sali kierując swój krok na eliksiry.
~*~
Światło dzienne wpadało przez szparki w okiennicach do dużego pomieszczenia. W klasie jak zwykle panował codzienny gwar. Pewien okularnik zaczął rozglądać się nerwowo w poszukiwaniu rudej istoty.
- Witaj, Lily.
- O, James. To nie jest dobry moment na rozmowę. - zauważył jej sińce pod oczami, nieuczesane włosy, bladą twarz.
- Co się dzieje? - zapytał z troską.
- Nic, naprawdę nic. Ostatnio po prostu jestem zmęczona. I tyle. - uśmiechnęła się do niego lekko i zajęła miejsce.
- Mogę wyjątkowo dziś usiąść koło Ciebie? Emily wytrzyma z Blackiem tą godzinę. - dziewczynie było wszystko jedno, więc się zgodziła.
- Wiesz, Lily, cieszę się, że już ze sobą normalnie rozmawiamy. Dziękuję, że dałaś mi szansę.
- Dziękuję, że już tak często nie zachowujesz się jak kretyn.
- Już nie tak często? No nie. Za karę idziesz dzisiaj ze mną na kawę.
- Z miłą chęcią. - rozmowa toczyła się dalej, dopóki nie przyszedł nauczyciel.
- Dzień dobry uczniowie! Dzisiaj będziemy przygotowywać eliksir bujnego owłosienia. Bierzcie kociołki, szczurze ogony, resztę składników i do dzieła. Kto przygotuje wywar jak najlepiej, dostanie ode mnie eliksir niewidzialności! Tak więc do...
- No mówiłam, że przepraszam, do cholery!
- Poplamiłaś mi koszulę, którą własnoręcznie doprowadziłem do tak eleganckiego stanu po raz pierwszy w życiu!
- Debil! Och... Przepraszam, Panie Profesorze. My po prostu...
- Nic się nie stało, Black, zrób coś z tą koszulą. Wygląda okropnie. - powiedział Slughorn i usiadł za biurkiem.
- Potter, złaź z mojego miejsca.
- Emily, ja już zacząłem przygotowywać eliksir i umówiłem się z Lily, że to tylko na dzisiaj.
- No właśnie, Em. - Evans zarumieniła się lekko.
- Dobra, to z kim mam siedzieć? Gdzie Remus?
- Remus jest u ciotki, a Glizdogon w SS. Jest wolne koło Black'a.
- Lilyanne Evans, zabiję Cię za to, miej to na uwadze. - powiedziała rudowłosa i zmierzała do jedynego wolnego miejsca w sali.
- Matko, znowu Ty? - królewskie oczy chłopaka zwężyły się nieco, a czarne kosmyki opadły na jego ramiona. Westchnął i zabrał się do przygotowywania eliksiru. Dziewczyna zrobiła to samo. Otworzyła książkę. W kółko czytała tę samą instrukcję. Była dobra z eliksirów, ale dziś miała naprawdę bardzo zły dzień. W głowie przewijały jej się obrazy przyszłości. Wszystkie sny. Wszystkie chore sny. Poza tym Ognista wypita wczoraj z Regulusem przed i po spotkaniu z Lily zrobiła swoje. Głowa bolała ją niesamowicie, żołądek miał skurcze, a ciało było dziwnie zwiotczałe. Z nudów zaczęła machać różdżką. Przypadkiem trafiła w Snape'a. Wyrósł mu ogromny, zielony nos i pień zamiast... wiadomo czego. Cała klasa wybuchnęła śmiechem.
- Dość, spóźniacie się, nie robicie totalnie nic i stroicie sobie żarty. Wynocha z sali. Po pięć punktów odejmuję obojgu! Lily, pójdź z Severusem do Skrzydła Szpitalnego.
~*~
- Wiesz co, Addams. Mimo, że mnie zdenerwowałaś, to była cudowna akcja. Godna pogratulowania. Co teraz robisz?
- Skoro mnie wyrzucono, a czuję się jak zwłoki, chyba idę do dormitorium. Sen jest najlepszy na kaca. - Nieprawda. Na kaca najlepsze jest kremowe albo łyk Ognistej. Jak widzę, tak czy tak urwiesz się z zajęć, to chodźmy na to piwo do Pokoju Życzeń. - dziewczyna tylko przytaknęła. Było jej już totalnie wszystko jedno. Może przynajmniej porozmawia z nim o Regulusie.
- A Twoja rodzina, Emily, jest w dobrych kontaktach z rodzicami James'a.
- Tak się składa, że o tym wiem, Black.
- Uhuhu. Wyluzuj, Mała. - przeszli przez kilka korytarzy i par schodów, znaleźli się na miejscu. W środku zastała ich ogromna kanapa, barek. I oddzielne drzwi. Rudowłosa rozłożyła się wygodnie na sofie i westchnęła.
- To jeszcze nie to, ale już lepiej.
- Nalać Ci whisky czy wolisz piwo kremowe?
- Czym się strułeś, tym się lecz. Ognista. - poczuła w ustach gorzki smak alkoholu, odruchowo zamknęła powieki i wypuściła powietrze.
- Wiesz, Black. Dobrze, żeśmy w końcu przełamali lody, skoro, jakby nie patrzeć, mamy tych samych znajomych i jesteśmy na siebie skazani.
- Też się cieszę. - podali sobie dłonie na zgodę. Minuty mijały, a trunku zostawało coraz mniej... Oczy Emily zasnuły się mgłą...
-------------------------------------
Pokój Życzeń wyglądał na zdezelowany. Stolik był wywrócony do góry nogami, na podłodze walały się butelki po Ognistej Whisky, na ścianach pojawiło się kilkanaście napisów, wszystko było powywracane, jedynie kanapa stała na swoim miejscu. W tle leciał jedynie cicho blues... Dwójka nastolatków siedziała pod oknem. Oboje mieli butelkę w ręce.
- Black, ja j... jesz... Trzeźwieję już...
- Dobrze, że jakoś się trzymasz, Mała. - jego iście niebiańskie oczy zwężyły się, a usta rozciągnęły w ironicznym uśmiechu. Patrzył na tą rudą istotę, której loki były tak cholernie nieokrzesane, rumieńce na twarzy i te zaszklone oczy, plączący się język. Nawet w takim stanie potrafił stwierdzić, że jest słodka.
- Ty nie mów... Mała do m... mnie! - powiedziała dziewczyna, po czym wzięła łyk Ognistej. Wypuściła tylko ze świstem powietrze.
- No co się na mnie gapisz, Black? - dostrzegała tylko, jak przez tego aroganckiego i bezczelnego idiotę niebezpiecznie zmniejsza się odległość między nimi. Czuła, jak z sekundy na sekundę zaczyna być jej coraz bardziej niedobrze. Odruch wymiotny osiągnął efekt kulminacyjny, gdy jego wargi prawie dotknęły jej warg. Nie wytrzymała i zwymiotowała już na i tak już ubrudzoną koszulę chłopaka.
- Co do...?! Co... Na brodę Merlina... Obrzygałaś mnie! Addams, czy Ty mnie chociaż słuchasz, cholera?! - nawet wrzaski nie były w stanie wyprowadzić jej z agonii, w której znalazła się przed krótką chwilą. Black zdjął koszulę, położył ją na kanapie i zaczął czyścić za pomocą różdżki plamy po wymiocinach. W pełnej krasie można było teraz zaobserwować jego perfekcyjnie wyrzeźbione mięśnie. Lata treningów zrobiły jednak swoje, by ciało siedemnastolatka mogło zapierać dech w piersiach. Czarne kosmyki opadły mu na błękitne, królewskie oczy. Z pewnością wyglądał przystojnie, jednakże leżąca pod oknem dziewczyna nic sobie z tego nie robiła, jedynie patrzyła na niego z obrzydzeniem. Wydukała tylko ciche "przepraszam". Chłopak zatoczył się lekko. Poczuł, że sam ledwo trzyma się na nogach. Koszula była czysta, jednak na wszelki wypadek postanowił jej nie zakładać. Podszedł do marniejącej z chwili na chwilę istoty, która całkiem poległa na dywanie.
- Weź mnie pod prysznic, fatalnie się czuję... - powiedziała pod nosem i jak przez mgłę widziała Syriusza, który kuca przed nią, zarzuca sobie jej ręce na plecy i podnosi ją, zgrabnie, jak na ten stan, szedł w kierunku drugich drzwi. Na środku pomieszczenia znajdowała się ogromna wanna. Wiele elementów wystroju było kryształowych. Wiele luster ozdabiało to wnętrze.
- O nie, zabierz je, zabierz. - chłopak postawił dziewczynę na nogi.
- Emily, ja nie mogę. Słuchaj, rozbierz się sama, ja tego nie zrobię. Nie mogę tego zrobić. Jaki chcesz olejek do kąpieli?
- Cytrusowy. - rudowłosa znów osunęła się w ramiona chłopaka.
- Ok, jesteś pewna, że chcesz brać kąpiel?
- Jak najbardziej. Wykąp się ze mną, wykąp, wykąp. Tak będzie prościej. - powiedziała, choć język plątał jej się jeszcze trochę. Syriusz miał w głowie prawdziwy mętlik. Addams jednym ruchem zerwała z siebie bluzkę, zostając tylko w czarnym staniku. Przesunęła dłońmi po swoich piersiach, schodząc na brzuch, a potem niżej, zsuwając z bioder jasne jeansy. Została w samej bieliźnie. Wyglądała cholernie seksownie i atrakcyjnie. Widziała, że doprowadziła Gryfona, ba! Największego podrywacza w szkole do zakłopotania. Zauważyła to po wypiekach na policzkach i rozbieganym spojrzeniu. Podeszła do niego i przesunęła palcem po jego nagim torsie. Wspięła się na palce i pocałowała go w szyję. Zamknął oczy. Zdecydowanym ruchem złapał ją w talii i przyciągnął jak najbliżej do siebie. Odrzuciła włosy do tyłu i nieziemskimi oczami spojrzała na niego. Całkowicie niewinnie. Woda coraz bardziej wypełniała wannę. A on... On bardzo wolno pokonywał odległość dzielącą ich usta. Widział, że jest zmieszana. Jaką nieopisaną rozkosz poczuł, kiedy dotknął jej miękkich warg swoimi. Wyczuł, że ona miała podobne odczucia, gdyż zaczęła całować go zachłanniej. Jej drobne dłonie rozpięły jego spodnie i zsunęły je na dół. Black odsunął się gwałtownie.
- Ale Emily, jesteśmy pijani... To znaczy TY jesteś pijana.
- Ja chcę tylko się wykąpać. - figlarny uśmiech wpłynął na jej twarz. - Mogę przy Tobie zdjąć bieliznę? Nie wyobrażam sobie kąpać się w niej.
- Jasne... Żaden problem... - chłopak był coraz bardziej zażenowany i zakłopotany.
- Chyba jednak muszę prosić Cię o pomoc, wiesz? Mógłbyś? - stanęła plecami, a jego oczom znów ukazały się te cholerne zapięcia. Podszedł do niej. Przesunął dłonią od jej ramienia do biodra. Poczuła jego oddech na swoim karku. Przeszył ją dreszcz. Nigdy nie czuła czegoś podobnego. Zbędna część garderoby upadła na posadzkę. Odwróciła się do niego. Syriusz zobaczył najpiękniejsze piersi w życiu, pełne, nieskazitelne. Poczuł rosnące napięcie w jego zbędnej części garderoby. Emily zauważyła to, przez co na jej twarz wpłynął nikły uśmieszek. Trzymała chłopaka jednak na dystans... Jeszcze.