wtorek, 10 marca 2015

4. Błąd? + 5. Jest tylko władza i potęga.

Witam.
Czas na części napisane parę dni temu. 
Mam nadzieję, że będzie czytało się nieco lepiej. 
W tym poście wstawię od razu 2 notki, które na mylogu są podzielone.
Pozdrawiam.
Wzięła głęboki oddech i weszła do wanny. Jej nozdrza wypełnił słodki zapach cytrusów. Światło nagle stało się mniej natarczywe, a w łazience zapanował półmrok. Black stał naprzeciw niej i wpatrywał się w nią intensywnie królewskimi, błękitnymi oczami. Bez koszuli, z opadającym, czarnym kosmykiem na alabastrowe czoło wyglądał, jak dla niej, całkiem przystojnie. Wszelkie bariery i chęć zgrywania niedostępnej stopniały, gdy tylko dołączył się do kąpieli.
~*~
Regulus Black, uczeń Slytherinu krążył pod Pokojem Życzeń i mało co obchodziło go, że jeśli znów zostanie złapany przez woźnego - będzie układał przez dwa tygodnie dokumenty w jego kantorku. Pamiętał, że obiecał JEJ, iż będą tylko przyjaciółmi, że zapomną o ostatnim feralnym wieczorze, ale on wcale nie chciał. Widział ukradkiem, jak wchodziła z jego bratem do tego pokoju. Minęło już parę godzin. Co mogło zmienić się przez ostatnie dni? Przecież wcale nie uważała go za partię równą sobie. Dlaczego nagle postanowiła spędzić z nim  TYLE czasu? Regulus denerwował się coraz bardziej. Tak bardzo chciałby przeniknąć przez ścianę, mieć moc, by sprawdzić, co dzieje się parę metrów obok niego. Miał złe przeczucia. Poczuł przeszywający, niemiły dla ciała chłód. Właśnie po raz kolejny przeżył bliskie spotkanie z Krwawym Baronem. Otrząsnął się i prychnął z pogardą w jego stronę, nonszalancko odrzucając ciemne włosy z oczu. I nagle w jego głowie zaświtała jedna myśl. No jasne, przecież to takie łatwe! Czemu wcześniej o tym nie pomyślał!
- Baronie! Hej! Krwawy Baronie!
~*~
- Lilyanne Evans! Natychmiast wyłaź z tej łazienki, do cholery jasnej! - Mary stała tuż przy drzwiach, przestępując z nogi na nogę. Rudowłosa siedziała tam już ponad godzinę! - Lily, bo zaraz sama tam wejdę i Cię przegonię, a tego byś nie chciała!
- No już, chwila! Najpierw same mnie namawiałyście, żebym w końcu umówiła się z Potterem, a teraz żyć człowiekowi nie dajecie i wywalacie z łazienki, co to ma być? - drzwi otworzyły się. Stanęła w nich rudowłosa, wysoka dziewczyna. Miała na sobie prostą, choć chyba ciut krótką, zieloną sukienkę, świetnie pasującą do koloru jej oczu, które podkreśliła lekko delikatnym makijażem. Do czarnego plecaczka włożyła narzutę.
- Po co Ci to? - zdziwiła się Mary.
- Nie do końca wiem, Potter kazał wziąć, żebym nie zmarzła.
- W zamku?
- Podobno mamy iść na miasto. - zachichotała Lily.
- Evans, wychodzisz na miasto z huncwotem późnym wieczorem, łamiesz regulamin i masz z tego ubaw? Nie poznaję Cię. - Mary nie mogła nadal wyjść z podziwu, co stało się z jej współlokatorką. Jeszcze nie tak dawno syszała tylko, jaki to Potter nie jest beznadziejny.
- Ja siebie też, ale wiesz co? Podoba mi się to coraz bardziej. - zaszczerbiotała radośnie i wyszła, trzaskając drzwiami. Zapomniała, jak to denerwuje biedną  Mary, która ostatnio coraz częściej martwiła się tym, że Evans umykają pewne rzeczy pod wpływem kapitana drużyny Quidditcha.
~*~
- Co za frajer! Zniszczę go! - Regulus walił pięściami w ścianę, raniąc sobie dłonie o zimny kamień. W jego głowie echem odbijały się słowa Krwawego Barona. Jak mgła to okropne wspomnienie znów rozlało się w umyśle zazdrosnego nastolatka.
- I co, co robią?
- Leżą.
- Leżą? - zdziwił się Regulus. Zmartwił się, że Emily mogło się coś stać.
- Tak, leżą w wielkiej wannie wypełnionej po brzegi bąbelkami i najwyraźniej dobrze się bawią. - Krwawy Baron zachichotał ironicznie i odleciał w bliżej nieznanym kierunku, śmiejąc się pod nosem z osobistej tragedii chłopaka.
A Regulus miał w głowie najróżniejsze myśli i scenariusze. Od ośmieszenia Emily, aż po zabicie własnego brata. Tak bardzo go w tej chwili nienawidził...
~*~
Wpatrywali się w siebie z pożądaniem. Black bardzo powoli zmniejszał odległość między nimi. Oboje czuli narastające napięcie. Emily nie umiała się powstrzymać i wyciągnęła rękę, by odgarnąć mu niesforny kosmyk z czoła. Ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek. Jego usta błądziły coraz dalej. Rudowłosa odchyliła się mimowolnie i westchnęła.
- Robię coś nie tak? - spytał, patrząc na nią badawczo. W odpowiedzi dziewczyna pokręciła przecząco głową. Zbliżyła do niego swoją twarz i spojrzała głęboko w jego oczy. Poczuła mrowienie w dole brzucha. Przymknęła oczy, oddawała się delikatnym pieszczotom. Po chwili całowali się, najpierw powoli, subtelnie. Jednak z każdą sekundą byli wobec siebie bardziej zachłanni... Dłonie Syriusza błądziły po jej nagim, mokrym ciele. Oboje doskonale wiedzieli, do czego to prowadzi. Pragnęli jednak więcej i więcej.
- Chcę Ciebie. - wyszeptał jej do ucha. Emily przeszedł dreszcz. Czy tak miał wyglądać jej pierwszy raz? Z chłopakiem, z którym pozornie nic jej nie łączy? Po dużej dawce alkoholu? Wiedziała, że to jest to, czego chce w tej właśnie chwili. O nic siebie nie pytając wyszli z wanny. Black wziął ją w swoje silne, męskie ramiona i przeniósł do sypialni, której wygląd zmienił się diametralnie. Na środku stało wielkie łóżko, otoczone lustrami. W pokoju panował półmrok. Świece oświetlały nieznacznie ciała dwójki nastolatków. Ich języki igrały ze sobą, gdy stali naprzeciwko siebie. Syriusz podniósł Emily za pośladki i posadził na skraju łóżka. Zaczął całować jej nogi, skupiając się na wewnętrznej stronie ud. Dziewczyna szalała pod wpływem pieszczot i spragnionego spojrzenia chłopaka. Wtopiła długie, białe palce w jego czarne włosy, domagając się więcej. Jego usta przeniosły się na podbrzusze, wędrując coraz wyżej. Milcząc, podpierał się tuż nad nią, patrząc jej prosto w niewinne, przestraszone oczy. Wybiła go z tropu...
- A Ty, chcesz mnie? - w odpowiedzi pocałowała go. Chwilę później poczuła ból między udami, który jednak z każdą chwilą zamieniał się w coraz  większą rozkosz. Wchodził w nią wolno, delikatnie. Skupiał się tylko na niej i na jej ciele. Kochali się namiętnie bardzo długo. Pod wpływem emocji wbiła paznokcie w jego plecy...
-----------------------------------------------------

Promienie słońca próbowały przedrzeć się przez grube zasłony do Pokoju Życzeń, nieznacznym jednak udało się wpaść do środka i wplątać się w rude włosy Emily. Stary, drewniany zegar zaczął wybijać godzinę 7:00. Syriusz ani drgnął, jednak Addams przeciągnęła się leniwie, przecierając oczy. Ostatkami sił próbowała przypomnieć sobie poprzedni dzień, a przede wszystkim wieczór i noc. Odnotowywała w głowie kolejno dialogi, zdarzenia i TO,  co się stało. Jęknęła cicho... "To wszystko nie tak miało być... Wszystko popsułam..." Początkowo nie chciała pokazywać się nikomu na oczy, sądziła, że Black od razu rozpowie o zaistniałej sytuacji. Najgorsze w tym wszystkim było to, że dla chwilowej fanaberii poświęciła ostatnią rzecz, którą miała w sobie najcenniejszą. Oddała ją zwykłemu niedojrzałemu frajerowi. "Wróć! Przystojnemu frajerowi!" - sama siebie skarciła zaraz za tę myśl i zaklęła pod nosem. Już dłuższy czas była w nim zakochana, ale świetnie to ukrywała pod płachtą obojętności i wredoty. Nikt by się nie domyślił, nawet Lilyanne. A teraz... Teraz wszystko legło w gruzach. Cała jej opinia, całe jej dotychczasowe życie. Tłumaczyła siebie natłokiem problemów - z rodziną, z Czarnym Panem, z przyjaciółmi, z nauką... Ale wiedziała, że to nie ma nic wspólnego z tym, co zrobiła. Panicznie bała się konsewkencji swojego czynu. Podniosła się z łóżka, spojrzała na niego z czułością. Było jej tak dobrze, jedno musiała przyznać, nawet nie wyobrażała sobie, że mogło być jej z kimkolwiek aż tak cudnie. Zaczęła zbierać swoje rzeczy. "Będę udawać, że nic się nie stało!" postanowiła, zapinając jeansy. Przeczesała przed lustrem włosy. Zaczęła przynajmniej wyglądać, jak człowiek. Stanęła przed łóżkiem, pocałowała Blacka w ramię i zostawiła mu kawałek pergaminu, mrucząc pod nosem jakieś zaklęcie.
Hej! Dziękuję za miły wieczór i towarzystwo. Mam jednak nadzieję, że to, co się stało, zostanie tylko między nami i nic nie ulegnie zmianie. Całuję, E."
~*~
W pokoju wspólnym Ślizgonów na jednej z kanap siedziała blondynka, obgryzająca nerwowo paznokcie. Była bardzo ładna. Wysoka, szczupła, a wielkie, ciemne oczy hipnotyzowały przy pierwszym spojrzeniu. Nie miała jednak przyjaciół. Nie traciła na to czasu. Poświęcała go tylko tym, którzy w przyszłości będą mogli jej coś zaoferować, w czymś pomóc. Narcyza nigdy nie należała do osób bezinteresownych. Tak wychowywano ją i jej siostrę - Bellatrix. Wmawiano im, że coś takiego, jak uczucia wyższe nie istnieje. Nie mówiąc już o podziale na dobro i zło. Matka sióstr mawiała: "Powiem Wam to raz i lepiej zapamiętajcie, Czarny Pan twierdzi, iż nie ma dobra i zła. Jest tylko władza i potęga... I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę. My do nich nie należymy." Zazdrościła Belli, że bezkrytycznie i z pasją przyjmowała wszystko, co mówili rodzice i ich przyjaciele. Bardzo chciała dołączyć do ich świty. Podchodziła do tego z niezdrowym wręcz podnieceniem. Wczoraj nadszedł dzień, kiedy Bellatrix mianowano na Śmierciożercę, spełniło się jej największe marzenie. A Narcyza? Nie jest pewna swojej przyszłości i swoich pragnień. Robi to, czego od niej wymagają najbliżsi, bo sama nie ma żadnego planu. Całe życie wszyscy wokół podejmowali za nią wszelkie decyzje. Nie musiała nawet wybierać ubrań czy koloru ścian we własnym pokoju. O doborze towarzystwa nie wspominając. Nagle podskoczyła z przestrachem na kanapie. Na oparciu siedział dorodny puchacz. Odebrała od niego pocztę i natychmiast otworzyła list. "No, to cała  sobota z głowy, na wysłuchiwaniu opowieści Belli." - pomyślała ze znudzeniem. Jedyne, co przez chwilę ją zmartwiło, to to, że siostra ma dla niej kandydata na męża, zreflektowała się jednak i uspokoiła, przecież ona i tak nie wybrałaby sobie nikogo lepszego.
~*~
James Potter szykował się na trening Quidditcha. Długo walczyli ze Ślizgonami o boisko. Myślał już, że przegrają to starcie, ale miło się zaskoczył, gdy dostał pozwolenie na ćwiczenia. Od razu obwieścił to całej drużynie i od tej pory czekał na dzień, kiedy będzie mógł wsiąść na miotłę i trochę porozkazywać chłopakom. Stęsknił się za tym. Ostatnio wszystkim mało było beztroski wśród zła, które rozchodziło się w świecie magii w zawrotnym tempie. Spojrzał na siebie w lustrze i z dumą poprawił odznakę kapitana drużyny na piersi. Zmierzwił i tak już poczochrane włosy i od razu pomyślał o Lily. "Lilyanne..." - błogi uśmiech wstąpił na jego twarz.
- Rogaczu, nie spóźnicie się na trening? - zapytał Remus z drwiącym uśmiechem, opierając się o drzwi dormitorium. Wyglądał na zmęczonego. Miał zaledwie jeden dzień i jedną noc odpoczynku w skrzydle szpitalnym po pełni. Chudł w oczach. A siniaki i zadrapania wydawały się wyraźniejsze niż kiedykolwiek przedtem.
- Nie, jeszcze idę na śniadanie przecież, a potem z Blackiem... Cholera! Gdzie go znowu poniosło? Dopiero zauważyłem... Szata leży pod łóżkiem. - powiedział Potter, trzymając skrawek materiału w dłoni. Skroń lekko zaczęła mu pulsować. - Czy on ciągle musi mi to robić? Nigdy nie wychodzimy razem na trening przez te jego lafiryndy! Trudno, schodzisz ze mną, Lunatyku? Niech Łapa się w końcu czegoś nauczy.
~*~
Syriusz obudził się w Pokoju Życzeń i uśmiechnął na wspomnienie poprzedniej nocy. Nozdrza wypełniał mu wciąż JEJ zapach. Zawróciła mu w głowie i to dość mocno. Był jej pierwszym mężczyzną. Napawało go to dumą. Odwrócił się na drugi bok, chcąc objąć Emily, lecz poczuł tylko chłód poduszki. Natychmiast otworzył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. "Zniknęła..." - pomyślał. Zauważył tylko kawałek pergaminu, który leżał na skraju łózka. Natychmiast wziął go do ręki i przeczytał. "Co za baba! Jeśli myśli, że mogła mnie wykorzystać i zniknąć z mojego życia, to się myli! Przecież teraz WSZYSTKO się zmieniło." - Black odebrał to jako swego rodzaju porażkę, że ktokolwiek śmiał dać mu kosza i rzucił kartkę na ziemię. Pospiesznie ubrał się, patrząc na zegar, który wybijał 7:30. Schował pergamin do kieszeni, w razie jeśli będzie musiał go wykorzystać, będzie miał dowód spędzonej razem nocy. Szkoda, że nie zauważył, iż cała treść magicznie zniknęła chwilę po przeczytaniu.
~*~
- Lilyanne! Pozbieraj te cholerne ubrania z łazienki! Prawie bym się o nie zabiła! - krzyknęła Mary, stając w drzwiach do pokoju. Jej czarne oczy zaiskrzyły się ze złości. - Lilyanne! Ostatnio w ogóle mnie nie słuchasz!
- Daj spokój, dziewczyno. Byłam wczoraj na pierwszej randce w swoim życiu. Mogę się choć trochę tym nacieszyć? - spytała z przekąsem rudowłosa. Denerwowały ją ostatnio docinki przyjaciółki, która wciąż do czegoś się przyczepiała i wciąż miała o coś pretensje. - Nawet nie zapytałaś, jak się bawiłam!
- Ach, więc jak się bawiłaś?
- Widzę, że mało Cię to obchodzi. - Lily odwróciła głowę i machnęła różdzką, by zrobić porządek w dormitorium. Po chwili już było czysto. Zapanowała cisza.
- Wiesz, przykro mi, Evans. Ale kiedy TY zapytałaś, jak JA się czuję? Odkąd wróciłyśmy w tym roku do Hogwartu liczysz się tylko TY i TWOJE problemy, TWOJE sprawy. Gdzie w tym wszystkim jestem JA? Myślałam, że przyjaźń polega na czymś zupełnie innym. Przynajmniej przez ostatnie lata potrafiłyśmy normalnie z sobą rozmawiać. Teraz tego NIE MA. I wiesz,  wydaje mi się, że mogę mieć pretensje i czepiać się Ciebie. Jest o co, nie sądzisz? - spytała Mary, jakby czytając  w głowie Lilyanne. Ta speszyła się lekko. Wiedziała, że MacDonald miała rację. Zrobiło jej się głupio. - Wiesz chociaż, że Victor przyjeżdża za tydzień? Wiesz, że moja matka kazała mi zabrać po ukończeniu Hogwartu wszystkie swoje rzeczy i nie będę miała gdzie mieszkać? Wiesz, że mogę nie zaliczyć egzaminów? Wiesz, że nie będę miała za co żyć? Jasne, że NIE, Panno Nie-Widzę-Nic-Poza-Czubkiem-Własnego-Nosa! - Mary wyszła z pokoju zdenerwowana i trzasnęła ostentacyjnie drzwiami. Tak, jak miała to w zwyczaju robić Lily ostatnimi czasy.
- Przepraszam. - szepnęła do siebie. - Jestem do dupy przyjaciółką... - oczy rudej wypełniły się łzami. Wtuliła twarz w poduszkę.
~*~
Długowłosy blondyn ucałował lekko dłoń Narcyzy, uśmiechając się uprzejmie.
- Lucjusz Malfoy.
- Narcyza Black, znamy się przecież. - chciała przewrócić oczami, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Nie tak wyobrażała sobie kandydata na męża. Jedyne, co mogła przyznać, to że był przystojny. Przynajmniej w jej oczach. "Przystojny mitoman." - określiła go w swoich myślach wysłuchując opowieści o torturowanych przez niego mugolakach. Bellatrix przysłuchiwała się tej rozmowie z przyjemnością. "To najlepszy kandydat, jakiego Cyzia mogła sobie wymarzyć! Sam Czarny Pan uważa go za przydatnego czarodzieja." - pomyślała.
- Niebywałe! - skwitowała ostatnie zdanie historii Malfoya. Męczyło ją to. Dupek, który mówił i myślał tylko o sobie. Typowy egoista. - I potrafisz ich rozgromić całkiem SAM?
- Oczywiście! - wykrzyknął i zapowietrzył się. Odrzucił długie blond włosy z twarzy i uśmiechnął się tryumfalnie. - To nic trudnego. Kiedy zasilisz nasze szeregi, sama nie będziesz miała z tym problemu. W końcu jesteś siostrą sławnej Bellatrix!
- Nie przesadzaj, Lucjuszu. Moja sława dopiero nadchodzi, ja się dopiero rozkręcam. - Blackówna zaśmiała się złowieszczo pod nosem. - Właśnie, Cyziu. Musimy porozmawiać o Twojej niedalekiej przyszłości. Za parę miesięcy kończysz Hogwart. Musimy ustalić, co będziesz potem robić. - Narcyza westchnęła cicho i spojrzała z wyczekiwaniem na siostrę. Szykował się długi wykład... I ona musi to wszystko zapamiętać. Bella nie będzie się powtarzać.

4 komentarze:

  1. Widać sporą różnicę między częścią sprzed kilku lat, a najnowszą. Oczywiście zmiana poszła w dobrym kierunku :).
    Nie wiem jakie masz doświadczenie, ale przy pierwszym razie ból zmienia się w nieziemską rozkosz tylko w filmach porno i literaturze kobiecej ;). No i osobiście nie rozumiem, dlaczego dziewczyny traktują dziewictwo jak największy skarb, przecież to tylko niewielki kawałek tkanki... Ale to takie osobiste przemyślenia.
    Bardzo podoba mi się twoja Narcyza. Przez tą jej obojętność i brak własnej woli w ciekawy sposób obrazujesz świat czarodziejskiej arystokracji
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział! Prosiłaś mnie, bym ci mówiła, o nowych postach u mnie wiec, mówię :) Bardzo fajnie piszesz. Mnie również proszę powiadamiać o nowych rozdziałach. Weny!
    http://fremionemiloscbezkonca.blogspot.com/2015/03/zemsta-fred-z-bogiego-snu-budzi-mnie.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze. Cholerny Syriusz, żal mi Regulusa :( Rozdział świetny, jesteś pierwszą znaną mi blogerką, która naprawdę umie pisać :p
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda mi Regulusa :/ Ale wole Syriusza więc jest dobrze :) Widać poprawę w pisaniu. Te rozdziały a poprzednie - przepaść.
    Życie Narcyzy na twoim blogu nie jest takie jak ja sobię je wyobrażałam. No i odbiegasz od kanonu zmieniając różnicę wieku między Huncwotami a Panną Black. - Podoba mi się to :D
    Znalazłam jakieś literówki, ale do niczego więcej przyczepić się nie mogę.
    Pozdrawiam i lece dalej Dora <3

    OdpowiedzUsuń