poniedziałek, 23 marca 2015

8. Pomieszane z poplątanym.

 Zastanawiam się, czy nie zawiesić bloga. Nie wiem, co mam zmienić w tym, co piszę. A może w ogóle przestać pisać...
~*~
Minęły dwa dni. Hogwart obiegła wieść o śmierci Syriusza, a zaraz potem o jego cudownym ozdrowieniu. Tak, udało mu się wyjść z ciężkiego stanu i mógł już nawet się poruszać i rozmawiać, jednak nie chciał. Przez głowę przechodziło mu wiele różnych myśli. Godzinami leżał w łóżku, wpatrując się w padający deszcz za oknami skrzydła szpitalnego. Pluł miksturami pani Pomfrey, wstawał, kiedy mu kazano. W środowe popołudnie Emily przygotowywała się do wyjścia. Dowiedziała się od Lily, że Black nie chce nikogo widzieć. "Trudno, muszę spróbować" - pomyślała. Rozmowa z Lilyanne była krótka i mało przyjemna. Czuła się podczas niej, jak człowiek gorszej kategorii. Jednak nie miała teraz czasu na rozmyślanie, dlaczego tak jest. Domyślała się, że chodzi o jej stosunki ze Ślizgonami. Mało kto pomyślałby parę miesięcy temu, że Emily mogłaby zmienić towarzystwo i poglądy. Teraz jednak mało kogo dziwił już jej widok z Narcyzą. Można stwierdzić, że zaczęła wytwarzać się między nimi dziwna więź. Addams rozmawiała z dyrektorem o swojej misji. Wiedziała już o Zakonie, chciała pomóc, narażając siebie na ogromne niebezpieczeństwo. Dumbledore próbował odwieść ją od tego irracjonalnego pomysłu, jednak koniec końców dogadali się. Gra na dwa fronty. Mało kto umiałby tak żyć. Emily ubrała się cieplej, wzięła zapakowany z kuchni kawałek ulubionego ciasta Syriusza i ruszyła do Skrzydła Szpitalnego. Cała drżała w środku. Wmawiała sobie, że robi to wbrew sobie, że to część jej misji, jednak w sercu cieszyła się, że w końcu go zobaczy. Bardzo się bała przez te parę dni. Spokojnym krokiem mijała korytarze. Jej rude włosy były perfekcyjnie ułożone. Podkreśliła swoją urodę lekkim makijażem. Wiedziała, że wygląda dobrze. Mimo wszystko nie dodawało jej to pewności siebie. Nie była pewna, jak Syriusz zareaguje na jej osobę. Poza tym musiała na spokojnie wyjaśnić z nim sytuację dotyczącą plotek krążących po Hogwarcie odnośnie ich wieczoru spędzonego w Pokoju Życzeń. Stanęła przed Skrzydłem Szpitalnym, pod którym obrażone nastolatki całą zgrają odpuściły czekanie, by móc odwiedzić Gryfona i tłumnie zaczęły się rozchodzić. Emily prychnęła z pogardą pod nosem i pchnęła wielkie drzwi. Zobaczyła go w rogu sali wpatrującego się w sufit. Podeszła do pani Pomfrey.
- Dzień dobry, ja chciałam odwiedzić Syriusza. Emily Addams. - pielęgniarka spojrzała na nią badawczym wzrokiem. Wiedziała, że to była ta dziewczyna, przez którą rozpoczęło się całe starcie.
- Proszę, o ile Cię nie wygoni. Ale nie na długo! - zastrzegła i odeszła do kantorka. Rudowłosa mniej pewnym krokiem szła w stronę chłopaka. Dostrzegł ją. Wpatrywał się w nią nieprzerwanie cały czas. Już myślał, że nigdy nie przyjdzie.  Nie wiedział tylko, co nią do niego kieruje. Wyglądała pięknie. Czuł, że się za nią stęsknił. Całe lata bycia naczelnym podrywaczem rozmywały się, gdy tylko miał ją w zasięgu swojego wzroku. Kto by pomyślał, że przez jedną noc i długie miesiące ignorowania go tak to wszystko się potoczy.
- Cześć. Chciałam Cię odwiedzić, chyba, że nie masz ochoty, to...
- Cześć. Miło Cię widzieć. Wszystkich bym się spodziewał, tylko nie Ciebie. - Emily uśmiechnęła się lekko i usiadła przy jego łóżku wpatrując się intensywnie w jego oczy. - Możesz zostać.
- Dzięki. Coś Ci przemyciłam. Nie wiem, czy możesz wszystko jeść, czy nie... Byłam w kuchni i przyniosłam Ci kawałek ciasta czekoladowego. - mrugnęła do niego okiem. - Lepiej się już czujesz?
- Tak, dużo lepiej. Skąd wiedziałaś, że to moje ulubione? Nie wiem, czy mogę, ale zostaw, i tak zjem. Tylko w nocy, bo ta nawiedzona baba nie daje nikomu odporu, póki nie pójdzie spać. - Black przewrócił oczami i próbował usiąść, słabo to wyglądało, ale w końcu mu się udało.
- Uparty, jak osioł jesteś. Nawet gorzej.
- Wiem, taki już mój urok. - uśmiechnął się perliście. - Słuchaj, chciałem z Tobą o czymś porozmawiać.
- Ja też.
- To zacznij w takim razie pierwsza.
- Nie, Ty zacząłeś, ja wcięłam Ci się w zdanie, przepraszam. Taki już MÓJ urok. - uśmiechnęła się do niego i zamilkła.
- Okay, w takim razie... Przed moim, uznajmy to, niefortunnym wypadkiem mówiłaś, że ktoś Cię wyzywał rzekomo z mojego powodu. Nie przerywaj mi, proszę. Nie wiem, co to oznacza, chcę na wstępie wyjaśnić, że ja nie miałem z tym nic wspólnego, cokolwiek się nie wydarzyło. Nawet James nie wie, co robiliśmy tamtej nocy. Nikomu się nie zwierzyłem. Może byś się po mnie tego nie spodziewała, ale potrafię trzymać język za zębami. Nie chciałem z Ciebie zrobić kolejnego trofeum i nadal nie chcę. - Emily poczuła, że zalewa ją fala gorąca. - Jesteś jedyną kobietą w moim życiu, a poznałem ich wiele, czego teraz żałuję, do której mam zupełnie inne  podejście. Coś się we mnie zmieniło. Dużo myślałem przez ten czas, kiedy tu leżę, prawie w ogóle nie śpię. - dziewczyna przyjrzała mu się, teraz bardziej niż przedtem dostrzegła znikające już krwiaki na skórze, sińce pod oczami. Zabolało ją to w środku i poczuła się odpowiedzialna za jego tragedię. - Em, ta jedna noc zmieniła we mnie wszystko. Przepraszam Cię, jeśli masz przez to kłopoty, ale mogę Ci nawet złożyć wieczystą przysięgę, że to nie  ode mnie ktoś się dowiedział.
- Wierzę Ci. - odparła i położyła dłoń na jego dłoni. Ulżyło jej. Głaskała kciukiem jego nadgarstek, tęskniąc coraz bardziej za ciepłem jego ciała, a był tak blisko. - Wiesz, tak pomyślałam, że przyjmę Twoją ofertę złożoną w dość dziwnych okolicznościach a propos pójścia razem na bal w tę sobotę. Pod warunkiem, że wyzdrowiejesz.
- Ja nie wyzdrowieję? - zaśmiał się w głos. - Już jutro stąd wyjdę, zobaczysz. - przeczesał palcami jej miedziane włosy, przysunął się bliżej, poczuł intensywnie jej słodki zapach. Tak, był pewien, że trzymał w rękach to, czego chciał najbardziej. Dystans między nimi zmniejszał się coraz szybciej, aż w końcu oboje poczuli swoje gorące, miękkie wargi. Całowali się delikatnie, tak, jakby jedno nie chciało zranić drugiego, jakby chcieli, by ta chwila trwała jak najdłużej. Ich języki igrały ze sobą, podczas gdy dłonie Emily pieściły kark Blacka. Wyglądali pięknie. Jak para, która spotkała się po tygodniach rozłąki, a od ich ostatniej bliskości minęło zaledwie kilka dni. Nie mogli się od siebie oderwać, całując się zachłanniej. Nie usłyszeli skrzypiących drzwi, nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuje.
~*~
W Pokoju Wspólnym Gryfonów na kanapie przed kominkiem siedziała para nastolatków. Śmiali się i wygłupiali zwracając na siebie uwagę wszystkich. Nie przeszkadzało im to, zachowywali się tak, jakby świat wokół nie istniał. Jednak po paru minutach zaciętej bitwy na poduszki opadli z sił.
- Lily, jesteś szalona. - powiedział Rogacz wybierając jej pierzę z włosów. Wyglądała ślicznie, nawet czerwona, jak piwonia i mokra od potu.
- Wiem, czasem nawet bardziej niż Ty. Kurde, ciągle pada ten cholerny  deszcz. A mamy połowę grudnia! Zaraz bal, święta, a pogoda jest bardziej żałosna niż życie Smarka. - Gryfon na te słowa zaśmiał się w głos. Podobała mu się taka  Lilyanne. Przy bliższym poznaniu była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażał.
- Wyostrzył Ci się humor, widzę. - powiedział Potter z uśmiechem na twarzy.
- Stwierdziłam tylko fakt. - mrugnęła do niego i zasępiła się trochę. - Ciekawi mnie, co z Syriuszem.
- Jeśli chcesz, możemy iść i sprawdzić. - zaproponował Rogacz.
- Nie, on nie chce z nikim rozmawiać.
- Zawsze można spróbować. - dwójka nastolatków wstała z kanapy i bez słów skierowała się ku wyjściu. Korzystając z mapy Huncwotów i skrótów pod Skrzydłem Szpitalnym znaleźli się w mniej niż pięć minut.
- Dobry wynalazek. - mrugnęła Lily.
- Wiem, pomysł nasz, wykonanie Remusa, jak zawsze, zresztą. Wchodzimy? - spytał, dziewczyna  kiwnęła potwierdzająco. Pchnęli wielkie drzwi, zawsze był z nimi problem. Ich oczom ukazała się niecodzienna scena. Wręcz szokująca. Przy łóżku Blacka zobaczyli Emily, co gorsza, całującą chłopaka. Stali, jak wryci kilkadziesiąt sekund, a dwójka nastolatków zaczęła sobie odważniej poczynać. James przeszedł parę kroków do przodu, chciał wiedzieć, co tu się, do cholery, dzieje. Jednak Lily złapała go stanowczo za rękę i odciągnęła, pokazując palcem, że ma być cicho. Skierowali się do wyjścia.
- Widziałaś to? - krzyknął Potter. - Mnie nie chce widzieć, a ją całuje, jakby nigdy nic!
- Ciszej! - zganiła go. - Chodź, schowamy się, poczekamy, aż wyjdzie. Ty pójdziesz do Syriusza, ja pogadam z Emily. Tak będzie chyba najrozsądniej. Chociaż z nią ostatnio prawie nie da się rozmawiać... Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Nie podoba mi się cała ta sytuacja. - za drzwiami usłyszeli nagle donośny głos pani Pomfrey.
- Co to ma być! Przed tą młodzieżą nie ma już żadnej świętości! Tu leżą chorzy! Proszę wyjść, koniec odwiedzin! A pan, panie Black, dobrze się już czuje? Bo miksturkę już niosę! - drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z impetem i na korytarz wyskoczyła zarumieniona dziewczyna. Kręciło jej się w głowie z wrażenia i zaczęła się śmiać. Mina pielęgniarki była bezcenna. Czuła się, jak nastolatka wymykająca się na papierosa. Poprawiła sweter i skręciła w stronę Lochów. Poczuła, jak ktoś łapie ją za łokieć, odruchowo wyciągnęła różdżkę.
- Spokojnie, to ja, Lily. Musimy pogadać, nie sądzisz?
- O czym?
- O Tobie i Blacku. Chodź do kuchni na herbatę. - Emily westchnęła ciężko, chciała zostać sam na sam z pięknymi wspomnieniami sprzed chwili i wziąć długą, relaksującą kąpiel. Z jej planów nie zostało nic. Rozwiała je Lilyanne z miną nie znoszącą sprzeciwu.
~*~
Narcyza Black rozczesywała swoje piękne włosy przed lustrem i z zadumą wpatrywała się w swoją twarz. Musiała przyznać, że wyrosła na naprawdę atrakcyjną kobietę. Za parę dni stanie się pełnoletnia. W jej rodzinnym domu odbędą się jej oficjalne zaręczyny z Lucjuszem. Zjawią się same ważne osobistości. A co ona ma do zaoferowania? Będzie kulturalna i grzeczna, jak zwykle. Ale ile razy można w kółko gadać o tym samym? Chociaż... Teraz rozmowa zejdzie na inny temat. Na temat jej i Malfoya. Nie było jej to na rękę, nic do niego nie poczuła. Ma go cały czas za nadętego, zapatrzonego w siebie bufona. Wciąż chciało jej się śmiać na myśl, jak napinał się, opowiadając o swoich osiągnięciach w torturowaniu mugolaków. Sam Argus Filch mógłby brać z niego przykład! W końcu tak tęskno było mu do przywrócenia kar cielesnych... Próbowała wyobrazić sobie  swoje życie za parę lat i widziała przed sobą tylko pustkę. Nie wiedziała, czy będzie żyła, czy będzie szczęśliwa, czy może nawet będzie miała dziecko. Odkąd poznała swoją pierwszą i ostatnią miłość marzyła o córce. Pięknej, małej blondyneczce, której mogłaby ofiarować wszystko, czego jej nie dano. Jednak Cravey postradał zmysły. Zadbała o to jej niezastąpiona siostra - Bellatrix, gdy tylko dowiedziała się o jego plugawym pochodzeniu. Oczywiście sprawę zatuszowano tak, by nikt nie dowiedział się, że Narcyza miała cokolwiek wspólnego z osobą pokroju tego chłopaka. Jednak ona wiedziała, że ich związek był prawdziwy i jedyny w swoim rodzaju. Pamiętała o tym i nie potrafiła wybaczyć siostrze tego, co zrobiła rzekomo dla jej dobra. Nie kochała Bellatrix. Wiedziała, że zrobiła jej ogromną krzywdę, zresztą nie pierwszy raz i nie tylko ona w tej pieprzniętej rodzinie. Powinna być dumna z nazwiska. I fakt, była, ale tylko pozornie. Nie potrafiła już nawet się zaprzyjaźnić. Często miewała stany depresyjne, z których jednak zmuszona była szybko się otrząsać, by nie wzbudzać podejrzeń. Zawsze wyniosła, zimna i arogancka. Taki był prosty schemat każdego Blacka. Każdego, oprócz jej kuzyna. Czarnej owcy. Skrycie podziwiała go za jego odwagę i upór. Mało kto potrafiłby sprzeciwić się rodzinie z tak wielkimi wpływami. Jedyne, co mogła dla niego zrobić jego matka, to wyrzucić z drzewa genealogicznego, podobnie, jak Andromedę. Co działo się z jej drugą siostrą, tego nie wiedziała. Odeszła w zapomnienie, nie utrzymywała z nikim kontaktu. Po prostu zniknęła. Chodziły plotki, że wyszła za mąż, jednak nikt nie mógł tego potwierdzić. Nawet, jeśli tak było, nie wiedzieli, za kogo. Przykre było ich życie. W jej oczach po raz pierwszy od dawna pojawiły się łzy. Od razu je otarła i wstała z krzesła.
- Nie jestem słaba. Nie jestem słaba. Nie jestem słaba. - powtarzała na głos, chodząc w kółko po pokoju.
~*~
Czas do balu minął zaskakująco szybko. Od tygodnia nie mówiło się o niczym innym. Dziewczyny z podnieceniem opowiadały o kreacjach, które zakupiły na tę okazję, a chłopcy przechwalali się, kogo to nie zaprosili. Ponadto przyozdobiono choinki w Wielkiej Sali i zaczarowano sufit tak, że teraz padał z niego śnieg, jak na dworze. W końcu, po tylu dniach deszczu. W dormitorium dziewczyn z Gryffindoru wrzało. Lilyanne była ogromnie podniecona, ojciec wysłał jej bordową, krótką sukienkę wiązaną na szyi i złote pantofle. Nigdy nie nosiła takich rzeczy i nie mogła się doczekać, aż James ją zobaczy. Coraz bardziej podobały jej się komplementy płynące z ust przystojnego Gryfona. Zaczął się najszczęśliwszy czas w jej życiu. Pierwsza... miłość? Pogodziła się ze swoimi przyjaciółkami i na dodatek dostała w prezencie super-kieckę! Mary też tryskała radością, po bardzo długim czasie spotkała się ze swoim bratem, Victorem, który przyjechał wraz z zespołem, by zagrać na balu. Mniej optymistyczne było to, że wraz z nim w Hogwarcie pojawił się jej były chłopak - Greg. Jednak obiecała, że nie będzie zachowywała się niestosownie. Postanowiła całkowicie odpuścić ten temat. Umalowała mocno wielkie, niebieskie oczy i lekko podkreśliła szminką pełne, zmysłowe usta. Długie, kręcone włosy podpięła z jednej strony srebrną spinką. Miała na sobie przylegającą do ciała srebrną suknię i wysokie szpilki. Bez wątpienia wyglądała, jak gwiazda! Była jedną z najpiękniejszych dziewczyn w całej szkole, jednak ona nigdy w to nie wierzyła. Chciała tylko przeżyć ten wieczór spokojnie, bez kłótni, których ostatnio było tak wiele w ich kręgach. Miała nadzieję na relaks. Tylko czy będzie jej to dane przy tym cholernym gumochłonie, którym był Greg?! Znów musiała się uspokoić. Nie będzie łatwo. Zdawała sobie z tego sprawę.
~*~
Wielką Salę przyozdobiono w piękne, białe kokardy i unoszące się nad głowami uczniów lampiony. Srebrno-białe choinki nadawały pomieszczeniu klasy. Na podeście dla nauczycieli zrobiono miejsce na zespołu, a po obu stronach ustawiono stoły. Podekscytowani balem nastolatkowie tłumnie zaczęli się schodzić, była już prawie 20-ta. Dawno nikt nie zorganizował w Hogwarcie takiej imprezy. W okolicznościach nadchodzącej wielkimi krokami wojny było to coś, czym mogli odreagować. W drzwiach Wielkiej Sali czekał Syriusz Black ubrany w oficjalny, czarny frak. Większość damskiej części szkoły nie mogła skupić wzroku na innym obiekcie. Wiedział o tym, lecz teraz denerwował się, że Emily nagle coś odbije i nie przyjdzie. Bał się, że go wystawi i wyjdzie na kompletnego durnia. Ledwo doszedł do siebie po ataku Snape'a, ale chciał tu być dla niej. Miał zaplanowany cały wieczór, co do godziny. Zaczął skubać skórki przy paznokciach i przygryzać wargę. "To słodkie." - pomyślała Emily, krocząc dumnie korytarzem. Długa, zielono-srebrna suknia powiewała za nią. Gorset idealnie podkreślał jej spory biust, a rozkloszowany dół jej kobiece biodra. Dobrała do tego srebrną kolię i skromne, srebrne kolczyki. Zauważył ją. Zaparło mu dech w piersiach. Zwrócił uwagę na jej spięte włosy, które odsłaniały smukłą szyję. Była piękna. W mocnym makijażu wyglądała bardziej kobieco, niż dziewczęco. Podnieciło go to. Podszedł do niej.
- Madame... - wyciągnął ramię, które złapała drobną dłonią. - Cudownie wyglądasz.
- Dziękuję, Pan również, Monsieur. - uśmiechnęła się do niego. Weszli do Wielkiej Sali nie bacząc na to, że połowa szkoły wpatruje się w nich ze zdziwieniem. Siedzący w rogu sali Regulus również ich dostrzegł. Uderzył z całej siły pięścią w stół. To wszystko nie tak miało być! Nie po to  powiedział jej o wszystkim, żeby teraz... Ale był głupi. Był bezdennie głupi, zresztą nie pierwszy raz. Właśnie tracił kobietę swojego życia.
~*~
Lilyanne Evans tańczyła w objęciach Jamesa Pottera. Wdychała zapach jego męskich perfum. Jak zwykle, znów lekko kręciło jej się przy tym w głowie. Lubiła, jak głaskał ją lekko po włosach. Był przy tym tak delikatny. Nie posądzała go o to, że posiada drugą, lepszą stronę. Nie żałowała, że dała mu się bliżej poznać. Nie żałowała ani jednej chwili z nim spędzonej. Ba! Cieszyła się, jak nastolatka z tych spotkań, które dawały jej nie lada satysfakcję. James był dumny. Czuł, że trzyma w ramionach najpiękniejszą kobietę na świecie. Wiedział od wielu lat, że to ta jedyna. Parę innych dziewczyn przewijało się przez jego życie, ale żadna nie dorastała jej w żadnym aspekcie nawet do pięt. Chwycił ją za podbródek i spojrzał w migdałowe, intensywnie zielone oczy. Widział w nich radość. Pochylił się lekko i dotknął jej warg swoimi. Po raz kolejny w tym tygodniu cały świat wokół przestał się dla nich liczyć, a dla Lilyanne - nawet szkolny regulamin!
- Lily, już jakiś czas chciałem się Ciebie o coś zapytać.
- Tak? - spytała z powagą i pozornym spokojem, choć w środku cała trzęsła się ze strachu. Nie wiedziała, jak powiedzieć mu, że to nie ten moment. Nie chciała go spławić. Nie chciała zniszczyć tego pięknego wieczoru.
- Chciałbym wiedzieć, czy zechciałabyś być ze mną? - nadzieja w jego oczach była w tym wszystkim przytłaczająca.
- James, chcę, ale jeszcze nie teraz. Musisz wiedzieć, że już prawie wszystko ułożyłam sobie w głowie, jednak potrzebuję jeszcze troszkę czasu. Człowiek powinien być pewien swoich wyborów. Nie chcę żadnego z nas skrzywdzić. Chyba to rozumiesz?
- Jasne, że tak, Liluś. Tak tylko spytałem. - wtulił się w jej włosy. Mimo wszystko był zawiedziony. Nie do końca tak wyobrażał sobie jej odpowiedź.
~*~
Mary MacDonald podpierała ścianę. Co rusz podchodził do niej jakiś chłopak i chciał z nią zatańczyć, lecz ona spławiała każdego, który się napatoczył. Oglądała bawiących się ze sobą przyjaciół i zakochane w sobie pary. Trochę było jej przykro, że ona tak nie potrafiła. Obserwowała swojego brata na scenie i to sprawiało jej jakąś tam radość. Widziała, że odnajduje siebie w tym, co robi i była z tego zadowolona. Zawsze tego mu życzyła. Miał niesamowitą charyzmę i niesamowity głos. Poza tym świetnie grał na gitarze i potrafił komponować muzykę. Wielki talent. Dobrze, że to się nie zmarnowało. Victor zresztą zawsze był ambitny. Zdziwiła się, że nie wylądował w Ravenclawie, jednak w jego życiu przyjaciele zawsze znajdowali się na pierwszym miejscu. Może dlatego, że od dziecka tylko na nich mógł liczyć. Nie do wiary, ile można było znaleźć poranionych psychicznie osób w tej szkole. I pomyśleć, że to przez jednego, chorego człowieka, który postanowił poselekcjonować magiczny świat... Z rozmyślań wyrwał ją głos Grega.
- Mamy przerwę, chciałbym z Tobą porozmawiać. - Mary zmierzyła go chłodno wzrokiem, nic nie odpowiedziała. Wróciła do oglądania przyjaciół. - Musimy porozmawiać, rozumiesz?
- Nic nie muszę, odpuść sobie i lepiej stąd idź, póki jeszcze jestem miła.
- Dlaczego przestałaś się do mnie odzywać?
- Pytasz poważnie? - zaśmiała mu się w twarz. Nie sądziła, że może być aż tak bezczelny! Co za typ! - Wiesz, sądziłam, że oficjalne rozstanie nie jest potrzebne w momencie, kiedy znalazłeś sobie nową dziewczynę, chciałam Ci to ułatwić.
- Ja z inną dziewczyną? Możesz mi przypomnieć, kiedy? - blondyn zmieszał się, a jego rozbiegane, brązowe oczy starały się znaleźć jakiś interesujący obiekt, na którym mogłyby się skupić.
- Jak odświeżysz sobie pamięć, wtedy porozmawiamy. Nie lubię, kiedy ktoś robi ze mnie idiotkę. A teraz idź stąd, nie chcę, żebyś oddychał moim powietrzem. - powiedziała twardo i spojrzała na niego z wrogością. Zauważył to Remus, który znajdował się parę metrów od nich.
- Jak możesz, po tak długim czasie? - spytał Greg z wyrzutem.
- A Ty, jak mogłeś? Ile razy mam Ci mówić, daj mi spokój, rozmawiam z Tobą tylko przez wzgląd na mojego brata, tak już dawno zarobiłbyś w twarz!
- No dalej, proszę, uderz mnie.
- Daj mi S-P-O-K-Ó-J!
- Zdaje się, że Mary grzecznie Cię prosi, abyś zostawił ją samą, zgadza się? - spytał Lupin zdecydowanym tonem. Chłopak zmierzył ich oboje.
- A więc to tak, nie myśl, że sobie odpuszczę.
- Dobrze zauważyłeś. - Remus objął dziewczynę w talii. - A teraz zostaw nas samych.
Greg poirytowany odszedł od pary. Nie mógł sobie wybaczyć, że tak świetna laska przeszła mu koło nosa na rzecz jakiejś irytującej groupie, której wyglądu nawet nie pamiętał. Pierwszy raz zdarzyła mu się zdrada w obecności Mary. Nigdy wcześniej nie dał się złapać. Głupiec.
- Dzięki, uratowałeś mnie od tego imbecyla.
- Nie ma za co. - Lupin uśmiechnął się i poprosił dziewczynę do tańca, gdy zespół zaczął znów grać.
~*~
Emily wychodziła z Syriuszem pod rękę z Wielkiej Sali. Bawili się świetnie, nie licząc paru incydentów, kiedy wymalowane dziewczyny chciały odbijanego albo odważniejsi po procentach faceci prosili ją do tańca. Mimo wszystko można było ten bal uznać za najbardziej udaną imprezę roku. Szli tak, jakby nie wiedzieli, gdzie nogi ich niosą, ale oboje wiedzieli - kierowali się do Pokoju Życzeń. Bez słów, chcieli tego samego. Chcieli znów się ze sobą połączyć w ogniu namiętności.
- Wejdź pierwsza. - powiedział Black otwierając dziewczynie drzwi. Jej oczom ukazała się piękna komnata z ogromnym łóżkiem, wypełniona palącymi się świecami, tak, jak ostatnio.
- Pięknie tutaj. - westchnęła, osuwając się na kanapę. Była nieziemsko zmęczona. Leniwie zdjęła pantofle z nóg. Syriusz schylił się i zaczął masować jej stopy. To było cholernie przyjemne, tak, jak jego pocałunki składane na gładkiej skórze. Mimowolnie przymknęła oczy, odlatywała. Chłopak zauważył to i wstał cicho z ziemi.
- Emily, śpisz?
- Nie. - szepnęła cicho i otworzyła zmęczone oczy.
- Słuchaj, znów dużo rozmyślałem i wiem, że to wszystko strasznie szybko... Wychodzę po prostu z założenia, że jak się czegoś chce, to się o to walczy od razu, a nie po stosownym czasie, rozumiesz? Zresztą, dla nas coś takiego nie istnieje... Chciałem wiedzieć, czy chciałabyś poświęcił najdłuższy rozdział swojego życia mojej osobie? - wyciągnął zza pleców najśliczniejszą różę, jaką widziała w życiu.
- Oczywiście, że chcę! Pod warunkiem, że jak opuścimy Hogwart, to Ty będziesz gotował i nie będziesz rozrzucał brudnych ubrań po domu!
- Nie obiecuję, ale... - widząc jej minę dokończył. - Ale się postaram. A propos tego kwiata... Jak zauważyłaś, różni się od wszystkich, które miałaś okazję w życiu spotkać. Sam go zaczarowałem. W każdym momencie, kiedy będzie Ci źle albo będziesz chciała czymkolwiek się ze mną podzielić, zacznij do niego mówić, a usłyszę Cię i znajdę w każdym możliwym miejscu na ziemi.
- Jak? - spytała zdziwiona.
- Nie pytaj, trochę musiałem się postarać. Dziękuję, że zgodziłaś się towarzyszyć takiej szalonej głowie, jak moja. - powiedział z uśmiechem. Zbliżył się do jej twarzy, była najpiękniejsza ze wszystkich istot w całej galaktyce. Zaczął ją całować, zsuwając na dół jej suknię. Odsunęła się od niego i pomogła zrzucić z siebie niepotrzebną garderobę, pozbywając się przy okazji jego ubrań. Podszedł do niej od tyłu i zaczął całować jej odsłoniętą szyję. Był to najbardziej zmysłowy widok, jaki widział w ciągu ostatnich paru miesięcy. Drżała pod wpływem jego pieszczoty. Czuł to i sprawiało mu to nie lada satysfakcję. Jednym ruchem rozpuściła włosy i stanęła przodem do niego. Znów ujrzał cudowne, pełne piersi i wzgórek łonowy, który posiadał parę włosków. Dotknął go dłonią i uśmiechnął się do niej.
- Kochaj się ze mną. - powiedziała poważnie. Nie musiała dwa razy powtarzać. Chciała tego najbardziej z całego serca. Dziś nie pamiętała o umowie ze Snapem ani o rozmowie z Dumbledorem. Dziś była tylko jego. Poczuła dłonie na swojej talii. Przeniósł ją na łóżko. Palcami pieścił jej łechtaczkę. Były tak zwinne, że każdym ruchem sprawiały jej niebywałą przyjemność. Wzdychała coraz głośniej, na jej policzki wstąpił rumieniec. Podnieciła się. Powoli doprowadzał ją do orgazmu napawając się tą chwilą... Cieszył się, że kobieta jego marzeń poddaje się jego grze. Cała sytuacja przepełniona była erotyzmem. Poczuł, że stała się mokra. Wsunął jeden palec do środka, poruszając miarowo. Jęknęła. Głośniej, głośniej i głośniej. Wbiła paznokcie w chłodną pościel. Jej ciało wygięło się w łuk. Szczytowała. Black był z siebie dumny, ale to nie było wszystko. Czuł napięcie w kroku. Nigdy w życiu nic nie doprowadziło go do takiego wzwodu. Zaczął całować ją po piersiach i starł kropelki potu z jej czoła. Oparł się nad nią na dłoniach. Zauważyła zarys mięśni na silnych ramionach. Spojrzała mu prosto w oczy. Ich usta złączyły się w pocałunku. Ręką rozsunął jej nogi i wszedł w nią delikatnie, ale zdecydowanie, wgniatając ją lekko w łóżko. Zakręciło jej się w głowie.
- To będzie długa noc, Em... - obiecał jej, przygryzając lekko jej ucho.

6 komentarzy:

  1. Heej, nie przestawaj pisać! Sama kiedyś miałam mnóstwo blogów z opowiadaniami, m.in. potterowskimi właśnie i po 1. żałuję, że je usunęłam, a po 2. żałuję, że obecnie sama nic nie tworzę... Nie wiem czemu, tłumaczę się wenotwórczym zastojem, ale podejrzewam, że to przez brak czasu...
    Nawet jeśli nie masz zbyt wielu czytelników, pisz sama dla siebie. Niestety współcześnie ludzie tworzą piszą blogi na zasadzie jakichś urodowych poradników, bawią się w jakieś tumblry, etc, etc, więc myślę, że stąd to niskie zainteresowanie.. Można powiedzieć, że blogi z opowiadaniami są już prawie jak zabytki. Miłe dla wyobraźni zabytki. :D W każdym bądź razie pozdrawiam Cię.

    ~omnivium.mylog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do LBA! Gratuluje! Więcej informacji na blogu:
    http://fremionemiloscbezkonca.blogspot.com/2015/03/lba.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem nie powinnaś zupełnie porzucać tej historii. Jeśli masz wątpliwości - zrób sobie przerwę, przemyśl wszystko od początku (mi to zawsze pomaga, gdy cierpię na brak weny). Według mnie twoje opowiadanie ma ogromny potencjał - piszesz ciekawie, sama historia zapowiada się na bardzo wciągającą (w końcu niejednoznaczni bohaterowie grający na dwa fronty, tacy jak Emily, dają ci ogromne pole manewru, jeśli chodzi o sam kierunek prowadzenia historii)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz nominację do LBA! :) - http://emily-fox-life-in-hogwart.blogspot.com/2015/03/nominacja-do-lba-d.html /Lisek

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tak.
    Po pierwsze chciałabym Cię powiadomić o nowej miniaturce.
    A po drugie napisać, że chętnie przeczytałabym to, co się na tym oto blogu znajduje, lecz z prostego powodu( nie lubię blogów z seksem i brutalnością), boję się zaczynać, a raczej boję się, że mogłoby mi się spodobać, lecz potem musiałaby zaniechać czytania tej historii. Pomimo iż opowiadanie nie jest w moim typie, wspieram Cię mentalne w tym co robisz ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. PS. nominuję cię do LBA - może to trochę zmniejszy twój pesymizm dotyczący dalszych losów bloga? :). Szczegóły na http://nocturne.blog.pl/lba/

    OdpowiedzUsuń