środa, 6 maja 2015

13. Kara Regulusa i Bellatrix. Samotność Remusa. Kolejna poważna wada Emily Addams.

Hej. Dziękuję tym, którzy NAPRAWDĘ czytają, o ile tacy są. Po niektórych komentarzach naprawdę widać, że są napisane tylko po to, aby były. Nie musicie się wysilać, lepiej już nic nie pisać, serio. Nie jestem idiotką, to trochę tak, jak poloniści wiedzą, kto nie czytał lektury.
Pozdrawiam. :)

     Czarny Pan przebywał w domu przy Elm Street - aktualnej siedzibie Śmierciożerców. Jak pewnie Wam wiadomo, zmieniali oni swoje położenie parę razy w miesiącu, gdyż tropiło ich wielu aurorów, pracowników ministerstwa i oczywiście członków Zakonu Feniksa. Za duże pieniądze dostawali bieżące informacje na temat śledztwa, które wszczęto już parę lat temu. Dzięki temu wiedzieli, kiedy i gdzie się przenieść. Bellatrix siedziała na krześle w jadalni i patrzyła ponuro w talerz przed sobą. Obok niej siedział Regulus, obojętnie wpatrując się w księżyc za oknem.
- Witam, moi drodzy przyjaciele. - powiedział wysokim głosem Lord Voldemort, czym wywołał u wszystkich zgromadzonych gęsią  skórkę. - Nie jestem zadowolony z Waszych ostatnich osiągnięć. Najbardziej zawiodłem się na mojej wiernej służebnicy Bellatrix i jej kuzynie, który nie tak dawno wstąpił, dzięki mojej ogromnej łasce, w nasze szeregi.
- Ależ Panie! Myśmy nie wiedzieli, że...
- Nie przerywaj mi! - krzyknął. W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Wszyscy  wstrzymali oddech. Wiedzieli, że był bezwzględny i mogą się po nim spodziewać wszystkiego. - I nie mów, że nie wiedzieliście! Mówiłem Wam jasno i wyraźnie, żeby Potterów nastraszyć, a nie zamaltretować ich na śmierć! Charlus żyje, ale nie zechce z nami współpracować! Dorea, na której najbardziej mi zależało, jest już parę metrów pod ziemią! I to wszystko z Twojej winy, Regulusie! Czy Wy jesteście aż tak tępi?! Czy nie rozumiecie najprostszych słów, jakie się do Was kieruje?! Teraz młody Potter knuje za naszymi plecami i razem z Zakonem Feniksa narobią nam niezłego majdanu! A wszystko przez niezrozumienie polecenia! Albo działaliście za moimi plecami! Bellatrix! - kobieta podskoczyła na krześle, a na jej dekolcie pojawiły się purpurowe plamy. Z trudem spojrzała w stronę Voldemorta, hamując w gardle płacz. Chciała wszystko wyjaśnić, ale w obecnej sytuacji nie było to takie proste. - Czy Ty zawsze musisz robić wszystko po swojemu?! Dosyć tego! Wszyscy tu jesteście dla MNIE i macie działać na MOJE usługi! Jakbym akceptował samowolkę, to nie byłoby tych wszystkich spotkań i jasnej hierarchii! Odsuwam Was na jakiś czas od wszelkich działań!
     Bellatrix spadł kamień z serca. Myślała, że kara będzie gorsza, choć tak czy tak ją to ubodło. Zaczęły krążyć legendy o jej wymyślnych torturach, budziła respekt i grozę, a teraz chcą jej to odebrać. Czarny Pan uśmiechnął się pod nosem. Zebrani w jadalni zaczęli szeptać.
- Ale to jeszcze nie wszystko... Lucjuszu?
- Tak, Panie?
- Zejdź proszę z tą dwójką do lochów i zajmij się nimi odpowiednio. - na twarz Voldemorta wpłynął wredny uśmiech i wypuścił ze świstem powietrze, prostując się na krześle. Poprawił sygnet na palcu i spojrzał prosto w oczy Regulusowi. Chłopak wzdrygnął się lekko, ale utrzymywał spojrzenie. Bellatrix nawet nie podniosła wzroku.
- Co to znaczy ODPOWIEDNIO? Chciałbym w pełni zrozumieć Twój rozkaz, Panie, by nie popełnić żadnego błędu. Wiesz, że jestem oddanym sługą. - spytał Malfoy rozglądając się po zgromadzonych, szukając wśród nich uznania.
- Na początek wystarczy parę godzin niezbyt  zaawansowanych zaklęć. Chcemy mieć z nich jeszcze jakiś pożytek, prawda? Ale musimy się upewnić, że nie popełnią już błędu i nie będą mordować kogoś, kto może być nam jeszcze potrzebny. Czy nie mam racji, Regulusie? Chyba się ze mną zgadzasz? - sala zawrzała od śmiechu Śmierciożerców. Wszyscy mieli uciechę, patrząc na takie widowisko, ciesząc się w głębi, że to nie ich dzisiaj sięgnie kara.
- Rozumiem.
     Lochy wypełniły się od spazmatycznych krzyków próbującej się bronić Bellatrix i całkowicie bezradnego Regulusa. Nie mogli zrobić kompletnie nic bez różdżek. Lucjusz jednak się nie przechwalał, potrafił wiele i w sytuacjach tego wymagających potrafił być naprawdę surowy i bezwzględny. Z jednej strony robił to dlatego, że chciał ratować własny tyłek i nie chciał podpaść Czarnemu Panu. Z drugiej, takie akcje zawsze sprawiały mu swego rodzaju chorą przyjemność. Chyba wszystkich Śmierciożerców łączyło to samo - fascynacja sprawianiem bólu. Godziny mijały, a kuzynostwo było coraz bardziej wymęczone, spragnione, głodne, zmęczone i obolałe. Ich skóra była pokryta setkami siniaków i krwiaków, jednak były to tylko niegroźne obrażenia zewnętrzne, które nie utrzymają się długo. Z pewnością bardziej bolała ich utracona godność i duma.
~*~
     Remus wpatrywał się żałośnie w księżyc i czuł lęk przed nadchodzącą wielkimi krokami pełnią. Bał się, że tym razem zostanie sam. James odciął się od przyjaciół i żyje w swoim świecie, Syriusza ciągle nie ma, a Peter... Peter też znika na coraz więcej godzin. Lupin zwykle czuł się winny, że przyjaciele narażają swoje zdrowie i życie na niebezpieczeństwo, ale teraz poczuł się samotny, jak nigdy. Targały nim różne myśli, ale najbardziej chyba zawiódł się, że przyjaciele tak łatwo odchodzą od celów, które sobie postawili. James w akcie chorej zemsty myśli tylko o tym, jak dopaść Voldemorta, nie patrząc na plan, który chciał wprowadzać Zakon Feniksa. Syriusz buja w obłokach razem z Emily, gada dużo, ale mało robi. Gdzieś to wszystko się rozeszło. Od świąt wszystko wyglądało coraz gorzej. Lupin poczuł dłoń na swoim ramieniu, co skutecznie wyrwało go z zamyślenia.
- Remus, dlaczego jeszcze nie śpisz? - spytała Mary ubrana w zwiewną, krótką koszulę nocną. Chłopakowi na ten widok zaczęło szybciej bić serce, chociaż nic nie dał po sobie poznać.
- Po prostu nie mogę.
- Nie kłam, przecież widzę od jakiegoś czasu, że marnie wyglądasz. - MacDonald wślizgnęła się na parapet przed nim i spojrzała wielkimi, niebieskimi oczami prosto w jego oczy. Były tak niewinne, tak czyste, tak piękne.
- A bo to tylko od jakiegoś czasu... - Lupin zaśmiał się nerwowo, czując jej dłonie na swojej talii. - Lepiej mi powiedz, dlaczego Ty nie śpisz.
- Nic mi nie mów, Lilyanne rozpacza, nie da się z nią normalnie porozmawiać, spać też się nie da, słysząc, jak gada do siebie.
- Lily? Co Ty gadasz. Czemu?
- Dzisiaj miała dziwne spotkanie z Rogaczem. Miał wysmarowaną dłoń szminką i pachniał lawendą. Uparcie twierdził, że Irytek zrobił mu jakiś kawał, ale minę miał nietęgą. Nawet nie chciał z nią rozmawiać. A ja oczywiście musiałam zwrócić jej uwagę na tę cholerną rękę i zasugerować jej inną babę.
- Nie, to niemożliwe. James jest za bardzo zapatrzony w Lily. Możliwe, że to Irytek. Kiedyś, jak Łapa zasnął na korytarzu po jednej z akcji, zmienił mu kolor włosów na blond. Także niewykluczone, że i tym razem coś zmajstrował. Zresztą wiesz, jak Rogacz teraz na wszystko reaguje...
- Kurczę, trochę mi teraz głupio. Muszę jej to wyperswadować w takim razie, byłam absolutnie pewna, że jest jakaś inna.
- Nie sądzę. - Lupin uśmiechnął się delikatnie i pocałował dziewczynę w policzek.
- Remus?
- Tak?
- Może pójdziemy w sobotę do Trzech Mioteł na piwo kremowe? - zapytała dziewczyna i zarumieniła się lekko. Lunatyk skrzywił się pod nosem i opuścił głowę. - Coś nie  tak?
- Na weekend muszę wyjechać do rodziny, potrzebują mnie znowu.
- Skoro tak, to może jutro przejdziemy się na spacer po kolacji?
- Ok, możemy się umówić, nie wiem, wstępnie 19.15.
~*~
     W Pokoju Wspólnym Slytherinu odbywała się balanga. Uczniowie siódmej klasy zrobili sobie imprezę przed OWUTemami, mimo, że był to środek tygodnia. Po pomieszczeniu walały się butelki po alkoholu i śmierdziało dymem papierosowym. Emily wraz z Narcyzą siedziały na jednej z kanap i popijały whisky. Rozmawiały o sensie wszechświata, o przyjaźni i z każdym łykiem były coraz bardziej wstawione.
- W ogóle to gdzie jest Regulus, widziałaś go dzisiaj? - spytała wesoło rudowłosa, próbując w tłumie bawiących się nastolatków wypatrzeć swojego ex-przyjaciela. Jak zwykle, po alkoholu, rozwiązał jej się język i chciała naprawiać wszelkie kontakty i najlepiej zbawić cały świat od kłótni i wojen.
- Nie. - Narcyza czknęła głośno i podskoczyła na sofie. - Cholera, znowu.
- Muszę go poszukać.
- Ale po co? Jesteś z Syriuszem, nie zdradzaj mi kuzyna! - blondynka zaśmiała się głośno, czkając. Emily spojrzała na nią ostro.
- Nigdy nikogo nie zdradziłam. Muszę poszukać Regulusa, bo chcę się z nim pogodzić.
- Po tej whisky wszystko jest takie abstrakcyjne, to nie jest dobry materiał na kumpla, on się zmienił, wiesz? - spytała Narcyza i opadła ciężko na sofę.
- Musi mi coś wyjaśnić i to teraz.
     Rudowłosa wstała i sprawdzała każde dormitorium w poszukiwaniu chłopaka. Przeszkadzała co niektórym parom w sytuacjach intymnych, ale nie zrażała się wyzwiskami sypiącymi się w jej stronę. Nikt nie lubił, jak panna Addams sobie popiła. Dawała się wtedy we znaki wszystkim uczniom Slytherinu. Nawet tym najmłodszym. W końcu, stwierdzając, że Regulusa nigdzie nie ma, postanowiła wyjść na korytarze, gdzieś przecież musiał być. Nie mógł po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Pomimo stanowczych protestów Narcyzy znalazła się w lochach. Ciężko oddychała, wstawiła się. Przetarła oczy i zaklęła pod nosem. Znów rozmazała makijaż. Przeszła kilkaset metrów i oparła się dłońmi o parapet, schylając głowę. Stała w takiej pozycji kilka minut. Wyciągnęła z kieszeni wymiętą paczkę papierosów i odpaliła jednego, zaciągając się mocno. Uwielbiała zabawę z wypuszczaniem dymu. W pewnym sensie  Narcyza była główną sprawczynią jej nałogu, zaraziła ją tym. Odpalała jednego za drugim, myśląc gorączkowo, gdzie mógłby podziewać się Regulus. Porzuciła myśl o pogodzeniu się. Teraz chciała tylko wykrzyczeć mu prosto w twarz, dlaczego go znienawidziła. Zniszczył jej opinię, zniszczył jej wiarę w damsko-męską przyjaźń, nie było go, gdy go potrzebowała, nie potrafił cieszyć się jej szczęściem. Można było wymieniać i wymieniać... Nagle usłyszała szybkie, zbliżające się kroki. Wystraszyła się, że może to być któryś z nauczycieli, a jej lotność umysłu w stanie  wskazującym nie pomagała jej wymyślić sensownej wymówki, dlaczego w środku nocy znajduje się pod wpływem alkoholu poza dormitorium, do tego paląc papierosy. Zamarła w miejscu. Kamień spadł jej z serca, gdy ujrzała przed sobą Syriusza. Jednak nie powitał on jej uśmiechem, czy pocałunkiem. Zmierzył ją lodowatym spojrzeniem i włożył ręce w kieszenie.
- Wiedziałem, że Cię tu znajdę. - powiedział sucho.
- Skąd?
- Pamiętasz to? - Black pomachał jej Mapą Huncwotów przed nosem. No tak, przecież oni mieli swoje wynalazki... Znów zapomniała. - Jesteś totalnie pijana.
- Wypiłam tylko trzy drinki, gorzej się dzisiaj czułam, pewnie dlatego tak to na mnie zadziałało.
- Nie kłam. - Syriusz ostro złapał ją za nadgarstek i przycisnął do kamiennej ściany. - Śmierdzisz, jak cała gorzelnia. To na pewno nie były trzy drinki. Zapomniałaś, że mieliśmy dzisiaj... - nie dokończył. Odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy. Rozmazany makijaż, potargane włosy. Zauważył paczkę papierosów na parapecie. Wziął jednego z paczki i odpalił. - No tak, zapomniałaś. Dlaczego zawsze, kiedy pijesz, zapominasz o całym świecie? Co Ty chciałaś osiągnąć? Do tego w takim stanie włóczysz się koło Lochów, ktoś mógłby Ci coś zrobić!
- Ale z mojego domu nikt mnie nie tknie, rozumiesz?
- Pewna jesteś? Wszystkich byś broniła, jesteś zbyt naiwna! Gdzie oni byli, kiedy potrzebowałaś pomocy? Śmiali się z Ciebie, razem z całą resztą Hogwartu, kiedy mój braciszek rozpuścił paskudne plotki na Twój temat! I co, gdzie byli ci wspaniali Ślizgoni, co?!
- Dlaczego nagle się mnie czepiasz?! Jak Ty imprezowałeś, było wszystko dobrze, jak ja od czasu do czasu się napiję, to robisz ze mnie najgorszą! Nie pamięta wół, jak cielęciem był!
- Ale ja z tego zrezygnowałem. Dla Ciebie! Już tego nie potrzebuję, a Ty UDAJESZ, że tego nie potrzebujesz!
- Wcale o to nie prosiłam! - Emily poczuła, jak gotuje się w środku. Miała dość tej bezsensownej dyskusji. Nie dość, że cały wieczór nie miała na dobrą sprawę z kim pogadać o tym, co ją dręczy, to teraz jej własny facet robi jej wykład na temat alkoholu, jakby był jej ojcem. Paranoja.
- Fakt, nie prosiłaś. Ale tak działa miłość, wiesz? Że mimowolnie, z własnej woli zmieniasz się na dobre pod wpływem i dla drugiej osoby. I jeśli Tobie to nie odpowiada, to droga wolna, idź sobie i baw się z tymi swoimi Ślizgonami, staczaj się na dno, gwarantuję Ci, że wtedy nikt nie wyciągnie do Ciebie ręki!
- Ja też jestem Ślizgonką, zapomniałeś już? - Syriusz poczuł, jakby go spoliczkowała. To był cios poniżej pasa. Za cholerę nie chciała zrozumieć sensu jego wypowiedzi, chciała się tylko do czegoś doczepić. Przecież doskonale wiedziała, że akceptował ją taką, jaka jest. Bo była dobra, ciepła, kreatywna, delikatna. Mógł wymieniać jej zalety godzinami... Ale alkohol ją niszczył. Miał wrażenie, że z czymś sobie nie radzi, dlatego ucieka w tak płytki stan. I w sumie chyba tylko to powstrzymywało go od zrobienia sobie przerwy. Zresztą, sam nie chciał się poddać. Pierwszy raz. Choć dziewczyn mógł znaleźć na pęczki.
- Fakt, chyba przez ostatnie miesiące zapomniałem. Bo nie zachowujesz się tak, jak oni. Jesteś inna. Ale w tym stanie zachowujesz się identycznie, jak wszyscy. - złapał jej twarz w dłonie i złożył pocałunek na jej czole. - Jutro będzie Ci głupio, ale pamiętaj, że kocham Cię Addams. Nie niszcz sobie i nam życia.
     Zostawił ją samą z myślami. Przypartą do ściany. Z pustą paczką papierosów na parapecie.
~*~
      Następnego dnia przy śniadaniu Lilyanne siedziała kompletnie przybita. Rozmawiała w nocy z Mary o Jamesie, ale sama miała już mieszane uczucia. Zmienił się ostatnio, lecz wiele osób winiło o to śmierć jego matki. Syriusz uparcie wpatrywał się w zdechłą Emily siedzącą przy stole Ślizgonów. Remus wesoło rozmawiał z Mary prawie całe śniadanie, a Peter objadał się za czterech. Czyli prawie wszystko w normie. Jedynie Narcyza nieobecnie mieszała łyżką w swojej owsiance.
- Nie sądzisz, że już starczy? - zapytała Addams, spoglądając podejrzliwie na koleżankę.
- Ale co...? - blondynka nieprzytomnie oderwała wzrok od posiłku i spojrzała w oczy Emily z obłąkanym uśmiechem na twarzy.
- Na bronę Merlina, kobieto! Co Ty piłaś w nocy po moim wyjściu! Jesteś kompletnie nieprzytomna! Zjedz coś w końcu, bo niedługo już całkiem znikniesz! Wszystko na Tobie wisi. Jedz!
     Ich rozmowę przerwał jęk Avery'ego. Spojrzały obie w jego stronę, wskazywał palcem na koniec stołu Ślizgonów, gdzie siedział Regulus. Emily stanowczo odłożyła puchar z wodą i zapowietrzyła się. Zwróciła się do Severusa i już chciała zapytać, co się stało, ale zamilkła pod wpływem jego lodowatego spojrzenia. Mimo swojego żałosnego stanu zrozumiała. Stwierdziła, że nie będzie się wtrącać i opuściła głowę, próbując wyrzucić z głowy obraz pobitego chłopaka, który zwracał na siebie coraz większą uwagę uczniów. Narcyza zerwała się na równe nogi i podbiegła do kuzyna. Kompletnie zapomniała o tym, co zaplanowała na wieczór. Chciała dowiedzieć się, kto mu to zrobił.
- Regulus, dlaczego tak wyglądasz?! Co Ci się stało?!
- No domyśl się. - powiedział słabym głosem nawet na nią nie patrzeć.
- Gdzie byłeś w nocy? Emily Cię szukała parę godzin! - chłopak lekko drgnął. "Jednak mnie nie przekreśliła." pomyślał, nie komentując słów kuzynki. - Spójrz na mnie! Gdzie byłeś?
- Nie Twoja sprawa!
- Uciekłeś z Bellatrix, prawda? - spytała, chociaż wewnątrz znała już odpowiedź. - Wstawaj! Idziemy do Skrzydła Szpitalnego!
     Avery podszedł do dwójki nastolatków.
- Regulus, ona ma rację, musisz tam iść. Jesteś NAM wciąż potrzebny. - kiwnął na Mulcibera, a jego blond włosy znów wpadły mu w oczy. Po chwili wzięli już chłopaka pod ręce i pod bacznym wzrokiem wszystkich uczniów wyprowadzili go z Wielkiej Sali. Narcyza wzruszyła ramionami w stronę Emily, zabrała torbę i poszła za nimi. W drzwiach zderzyła się z Jamesem. Zaczerwieniła się lekko. Nie uszło to uwadze Lilyanne  i Syriusza, którzy obserwowali całą sytuację. Szepty ogarniały całe pomieszczenie.
- O, cześć. - powiedział chłopak, łapiąc ją lekko za nadgarstek.
- Witaj, Potter. Nie mam czasu na pogaduchy. Do wieczora. - stanowczo wyrwała się z delikatnego ucisku i przyspieszonym krokiem dogoniła Ślizgonów prowadzących Regulusa. W oczach Lilyanne pojawiły się łzy.
- Co  tam? - spytał James, siadając przy stole Gryfonów. - Coś mnie ominęło?
- Nie, ale nas chyba coś ominęło. - powiedziała Mary, wpatrując się w niego uparcie. Chłopak zaśmiał się w głos.
- Jak mogłeś... - wysyczała Evans. - I to jeszcze z NIĄ.
- O co Wam chodzi? Macie równo pod kopułą? Zderzyłem się z nią w drzwiach! Liluś, ogłupiałaś, czy co? - spytał, głaszcząc dziewczynę po głowie. - Chodź tu, Głuptasie. - przytulił ją do swojej piersi i napotkał surowy  wzrok Syriusza. Oboje już chyba wiedzieli. - Ale cieszę się, że przynajmniej jesteś o mnie zazdrosna, to znaczy, że Ci na mnie w końcu zależy!

9 komentarzy:

  1. Mam wrażenie, że to o mnie mówisz we wstępie.
    Cóż, nie wszyscy umieją pisać wspaniałe, długie komentarze lub wytykać Ci błędy (skoro sami piszą gorzej).
    Dla nich samo „Fajnie”, to po prostu pochwała.
    Jeśli o mnie chodzi, to przeczytałam wszystko i jest to jeden z blogów, który czytam regularnie.
    W tym rozdziale trochę za mało się działo, ale też świetny :)
    http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Nie, akurat nie o Ciebie chodziło. :) Nie chcę wskazywać palcem i nie będę tego robiła. Po prostu chciałam zwrócić uwagę na to, że tak się dzieje, a to jest mi niepotrzebne. :)
      Pozdrawiam, niedługo z pewnością Cię odwiedzę. :)

      Usuń
  2. Droga Emily
    Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Oczywiście już to zrobiłam :)
    Rozdział świetny. Regulus i Bellatrix zasłużyli na karę. Wogóle im nie współczuję. Jakby nie zabili Dorei, to może... Ale nie, bo gdyby jej nie zabili, to nie mieliby kary... A zresztą... Po prostu kretyni.
    Mam nadzieję, że Lilka nie uwierzy temu perfidnemu egoiście. A jak coś, to mam nadzieję, że Syriusz przemówi jej do rozsądku. Wrr... Jak ja go nie cierpię.
    Współczuję Remusowi. Nikt z nim nie został :( Ci, co obiecali, że zawsze z nim będą podczas pełni, mają inne sprawy. Kiedy Lupin powie Mary, że jest wilkołakiem? To będzie prawdziwy test wierności :)
    Pozdrawiam
    Lavender Potter
    Ps. U mnie nowy rozdział po miesięcznej przerwie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Emily
      Nominowałam Cię do LBA. Szczegóły tutaj:
      http://james-poter.blogujaca.pl/liebster-blog-award/

      Usuń
  3. Zastanawiam się, ilu Śmierciożerców przystąpiły do Voldemorta z potrzeby serca (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało), a ilu po prostu przeraziło się jego potęgi i dla świętego spokoju się przyłączyli.
    Tu mi coś nie pasuje: "Pomimo stanowczych protestów Narcyzy znalazła się w lochach. Ciężko oddychała, wstawiła się. Przetarła oczy i zaklęła pod nosem. Znów rozmazała makijaż. Przeszła kilkaset metrów i oparła się dłońmi o parapet, schylając głowę." a potem chyba gdzieś jeszcze jest wspomniane, że jednak jest w lochach, czyli skąd tam wziął się parapet? Chyba że okno z widokiem na wodorosty w jeziorze ;)
    Trochę dziwne, że żaden z nauczycieli nie zainteresował się stanem Regulusa (i reszty Ślizgonów też, bo jak cały stół rano zdychał, to dobitnie świadczyło to o jakiejś grubej imprezie...)
    Jestem ciekawa, jak rozwinie się sytuacja z Jamesem i Lily...

    Zapraszam także do mnie na nowy rozdział :)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem na tym blogu po raz pierwszy, od niedawna zaczęłam czytać blogi o huncwotach. W tym rozdziale nie dzieje się zbyt dużo, ale mam nadzieję, że w kolejnym będzie :). Zgadzam się z oNyks co do faktu, że żaden nauczyciel nie zainteresował się stanem Regulusa, ale może w następnym rozdziale tak się stanie? Hm, kto wie. Jestem ciekawa jak potoczy się cała historia. Czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam
    Elena
    Przy okazji zapraszam do mnie ---> http://czykiedysmiwybaczysz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć :)
    Zapraszam na nowy rozdział na www. huncwotka.mylog.pl
    Z pozdrowieniami
    Huncwotka

    OdpowiedzUsuń