poniedziałek, 27 kwietnia 2015

12. James i blondynka. Legilimens. Szpieg Crouch.

Hej!
Nie zmieściłam się w terminie z dodaniem rozdziału. Dwa tygodnie temu dowiedziałam się, że moja przyjaciółka jest umierająca i byłam całkiem rozbita, kompletnie nie miałam głowy do pisania, jednak jakimś cudem wyszła z krytycznego stanu i od paru dni jest lepiej. Mam nadzieję, że część Wam się chociaż w małym stopniu spodoba. Chciałabym jednocześnie prosić Was o opinie, wszelkie. Te pochlebne, jak i te niepochlebne. 
Pozdrawiam


     Mijały tygodnie, śnieg stopniał, a hogwarckie błonia skąpały się w blasku słońca. Uczniowie tłumnie wychodzili na dwór, zapominając o nauce. Dla siódmoklasistów był to cięzki czas, czas przygotowań do OWUTemów, egzaminu, od którego zależała ich przyszłość. Tylko James nie potrafił skupić się na tym, co powinno być dla niego najważniejsze. Parę tygodni temu McGonagall poinformowała go o śmierci jego matki. Nie umiał pogodzić się z tragedią, jaka go spotkała. Obwiniał się w pewien sposób. Jedynie Lilyanne trwała przy nim niezmiennie. Syriusz miał serdecznie dosyć jego fochów i ciągłego użalania się nad sobą. Jedna rozmowa, druga, trzecia... Nic nie przynosiło skutków. Zrezygnował. Remus nie umiał dotrzeć do Pottera, zresztą to nigdy nie było łatwe. Nauczyciele litowali się nad nim, nie wyciągali konsekwencji z braku zadania domowego, ale on nie chciał litości, chciał tylko sprawiedliwości. Stał na skraju Zakazanego Lasu, przybierając postać jelenia. Tylko w tym wcieleniu mógł gnać przed siebie, co tchu i choć na chwilę zapomnieć o tym, co rozdzierało go od środka. Położył się i wdychał zapach traw, działało to na niego kojąco. Parę metrów od siebie usłyszał czyjeś kroki. To była Narcyza. Szła w jego kierunku, znali się bardzo dobrze, choć nie pod tą postacią.
- Cześć. - powiedziała uśmiechnięta i pogłaskała zwierzę po pysku. Miała straszne cienie pod oczami, a mundurek z barwami Slytherinu wisiał marnie na jej ramionach. Rogacz spojrzał na nią i opuścił głowę. Nie chciał teraz jej towarzyszyć. Chciał mieć święty spokój, by móc w końcu pomyśleć, odpocząć. - Widzę, że jesteś smutny. Pobądź ze mną, posiedzimy razem. - Jeleń wstał i skierował się powoli w stronę Zakazanego Lasu. - Stój! - krzyknęła Narcyza, a na jej policzku wstąpiły rumieńce. "Co ja robię, do cholery, gadam do zwierzęcia" pomyślała, ale szybko zreflektowała się. Uznawała go za przyjaciela, wielokrotnie płakała przy nim, czego nie robiła przy nikim innym. - Zostań, proszę. Potrzebuję Cię. Wiem, że mnie rozumiesz.
     James ze złością tupnął kopytem o trawę i ciężko wypuścił powietrze, kierując się w stronę Narcyzy. Blondynka zwątpiła, przebiegł ją dreszcz. W końcu był to zwykły jeleń, mógł jej zrobić krzywdę, jeśli coś by mu się nie spodobało. Jednak ku jej zdziwieniu przeszedł parę metrów i pochylił przed nią głowę, by mogła go pogłaskać. Ulżyło jej. Po jej policzkach spływały dwie łzy. Zaczęło się.
- Kochany, nie wiem, co mam robić. Załamuję ręce. Nie jestem kompletnie przygotowana do egzaminów, czuję presję ze strony rodziny, wiem, że muszę to zdać jak najlepiej, a zwyczajnie mi to nie idzie. Do tego ten idiota... - Rogacz podniósł na nią wzrok. - Opowiadałam Ci. Mój "narzeczony"... Jaki on jest tępy... Mam go po dziurki w nosie... Dlaczego zgodziłam się na tak chore rzeczy. Każdy dyktuje mi, co mam robić. Nie pamiętam, kto ostatnio zapytał mnie o zdanie... Może gdybym dobrze się uczyła i była niezależna finansowo odcięłabym się od  rodziny, tak jak to zrobił mój kuzyn. Ale nie jestem! Mają mnie, nie wypuszczą. Bazują na mojej urodzie. To tylko każdy widzi. Nie pamiętam, kiedy ktoś ostatnio zapytał, czego JA chcę, jak JA się czuję. Ale to nieważne. Jestem beznadziejna. Tchórzliwa, zależy mi tylko na kasie i pozycji, nikt mnie nie lubi, wstydzę się swojego wnętrza. Mam parę osobowości i rozdwojenie jaźni. Wariuję. - usiadła pod drzewem i ukryła twarz w dłoniach. Zapłakała głośno. James był skonsternowany. Przez parenaście spotkań zdążył ją już trochę poznać i nawet polubić. Zobaczył w niej zupełnie inną Narcyzę. Wrażliwą, pełną dobrych chęci i inteligentną. Postanowił, że to czas, by się ujawnić. Poszedł za drzewo i przemienił się w człowieka. Blondynka podskoczyła i stanęła na równe nogi. Omal nie zemdlała, gdy zobaczyła go przed sobą.
- Potter, co Ty... - jej brązowe oczy zwęziły się małe szparki. - Animag! Psiamać... A ja Ci tyle powiedziałam, jaka ja jestem głupia! - zaczęła podążać w stronę zamku. Pierwsze krople deszczu spadły na jej czoło. Wściekła gnała przed siebie.
- Zaczekaj! - krzyknął James, prawie biegnąc. Dogonił ją i złapał za ramię. Jego nozdrza wypełnił zapach lawendy. Pachniała cudownie. Próbowała mu się wyrwać. - Nie walcz ze mną! Przestań! Chcę Ci pomóc! - złapał ją w swoje silne ramiona i okiełznał w ciągu sekundy. Poczuł przypływ adrenaliny, coś takiego, kiedy nigdy nie czuł przy Lilyanne. Zdziwił się i zszokowany opuścił ręce.
- O  co Ci chodzi, Potter? Masz mnie nigdy więcej nie dotykać, nigdy więcej na mnie nie patrzeć i nigdy więcej do mnie nie mówić! Jesteś bezczelny! Wykorzystywałeś mnie, śmiałeś się ze mnie za plecami...
- Nigdy się z Ciebie nie śmiałem. Sam jestem w ciężkiej sytuacji. - dziewczynie zrobiło się głupio, natychmiast przypomniało jej się, że jego matka nie żyje. - Nie udawaj teraz. Jesteśmy przyjaciółmi. - Narcyza zrobiła minę, jakby poczuła jakiś nieprzyjemny zapach. Nigdy nie miała przyjaciela. Nie wiedziała, co to znaczy.
- Nie orientuję się, na czym polegają takie chore układy, ale wydaje mi się, że na szczerości, co nie jest, jak widać, Twoją najmocniejszą stroną. Powiem McGonagall o tym, że jesteś niezarejestrowanym animagiem, na pewno się ucieszy.
- Nie rób tego, dogadajmy się! - Jamesa ogarnął strach, o jego drugiej postaci wiedzieli tylko przyjaciele. Poczuł, że popełnił błąd ujawniając się przed Narcyzą. Z drugiej strony nie mógł jej zmusić, by tego nie robiła. Im dłużej patrzył jej w oczy, im dłużej czuł jej zapach, zaczęło się dziać z nim coś dziwnego. Sam nie umiał tego opisać. Zawsze mu się podobała, nie startował do niej tylko dla zasady, była ze Slytherinu. Teraz jednak wyrzucał siłą z głowy twarz Lilyanne. - Umów się ze mną.
- Phi! - prychnęła pod nosem i zaśmiała się. - Jeżeli to jest Twoja karta przetargowa, to dziękuję, nie skorzystam.
- Nawet nie wiem, po co jeszcze z Tobą rozmawiam i po co się przed Tobą płaszczę...
- To nie rozmawiaj, nie jestem kolejną Evans, którą możesz dołączyć do swojej licznej kolekcji. - spojrzała w jego czekoladowe oczy. Widziała w nich pustkę. Nie umiała nic z nich wyczytać. Teraz przydałaby się Emily z jej cudowną zdolnością czytania w myślach. Zastanawiała się, czego on do cholery od niej chce. Była wściekła, a zarazem kamień spadł jej z serca, że w końcu zjawił się ktoś, kto chciałby z nią porozmawiać.
- Znam Cię i wiem, że nie jesteś taka, jak teraz. Wiem, że jesteś wrażliwą kobietą, pełną zalet, których inni w Tobie nie dostrzegają przez maskę, którą nosisz. - z każdym słowem topniała jej bariera, pierwszy raz ktoś bezinteresownie prawił jej komplementy, pierwszy raz od tak długiego czasu ktoś poznał ją od innej, lepszej strony. Zawsze miała słabość do takich mężczyzn, więc szybko poddała się impulsowi. Wspięła się na palce i złożyła na jego ustach pocałunek. Dawno się nie całowała. Wiedziała, że zwariowała, ale to było tak przyjemne. Wiedziała, że nigdy nic z tego nie będzie, ale chciała chociaż na chwilę uwolnić się od  tego całego gówna, w którym tkwiła. Nie obchodziła jej Lilyanne, nie obchodził jej Lucjusz. James odwzajemnił pocałunek, sam nie wiedząc, co robi. Pachniała tak cudnie, jej dotyk był tak aksamitny. Zbliżał się wieczór, wokół nie było żywej duszy, ale mimo to oboje czuli dreszczyk emocji, który dodawał ich pocałunkowi magii. Nagle usłyszeli dźwięk łamanej gałęzi. Oderwali się od siebie. - To na pewno zwierzę. - powiedział James i przyciągnął ją do siebie zdecydowanie, kładąc dłonie na jej talii. Cmoknął ją w usta.
- Muszę iść. Jutro, o 19, tutaj. - Narcyza skierowała się zdecydowanie w stronę zamku, a niebo nad ich głowami było już całkiem pochmurne.
- Nie mogę, bo... - jęknął Rogacz. Blondynka odwróciła się na sekundę i jednym spojrzeniem przekonała go do przybycia. Wiedział, że źle robi. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Lilyanne trzymała go na dystans, nawet nie byli parą. Nic złego się nie stanie, jeśli w końcu będzie mógł zapomnieć i trochę zrelaksować się u boku jednej z najpiękniejszych dziewcząt Hogwartu. Tego było mu potrzeba, a Lily postanowiła trzymać dziewictwo do ślubu. I to całkiem poważnie. Wiedział, że był w tym momencie skurwielem, ale mózg przy Narcyzie zaprzestał pracy.
~*~
     Emily stała w opuszczonej sali i czekała na Severusa. Stresowała się, odkąd wiedziała, że Syriusz ma mapę, na której widać, gdzie kto się znajduje. Miała jedynie nadzieję, że Peter zajmie go tak, jak obiecał. Dostał za to w końcu aż 20 galeonów i parę czekolad. Przebierała z nogi na nogę i tupała podeszwą o kamienną podłogę. Nagle drzwi otworzyły się z impetem. Do środka wszedł czarnowłosy, wysoki chłopak.
- Jesteś w końcu. - syknęła. Nie odpowiedział. Usiadł na zakurzonym krześle i wpatrywał się intensywnie w jej oczy. - Czego konkretnie ode mnie chcesz? Mieliśmy nie rozmawiać, miałam inwigilować ich do zakończenia Hogwartu.
- I po Hogwarcie również. Tego od Ciebie oczekujemy. Dostarczyłaś nam parę przydatnych informacji. Liczymy na więcej.
- Domyśliłam się, że po końcu roku szkolnego też będę musiała męczyć się z tym debilem. - przewróciła ze znudzenia oczami, ostatnie wypowiedziane słowo zabolało ją, musiała jednak grać. - To tylko po to mnie tu ściągnąłeś?
- Jestem tu w prywatnej sprawie.
     Snape wyglądał koszmarnie. Przetłuszczone włosy przyklejały mu się do czoła, a ziemista cera nabrała woskowego wyglądu. Cienie pod oczami były widoczne z odległości kilkunastu metrów, a siniaki na jego dłoniach nie wróżyły nic dobrego. Poza tym trzęsły mu się ręce i Emily czuła, że Ślizgon najprawdopodobniej nie zmieniał dłuższy czas ubrań.
- W jakiej?
- Musisz nauczyć mnie oklumencji. - Rudowłosa omal nie zachłysnęła się śliną. Nikt nigdy nie prosił jej o nic takiego, choć wiele osób wiedziało o jej zdolnościach.
- Kiedy mam to zrobić? Na to trzeba czasu, musisz się przygotować, musisz...
- Jestem przygotowany. Znam podstawy. Wiem, na czym to polega. Potrzebuję Twojej pomocy, żebym mógł wskoczyć na wyższy poziom.
- Jesteś przygotowany, powiadasz... - Emily zaśmiała się pod nosem. - Zobaczymy. - wyciągnęła różdżkę przed siebie, Severus wstał. - Legilimens!
     Przed jej oczami pojawił się mały Snape płaczący w kącie, ukrywający się przed pijanym ojcem. Ku jej zdziwieniu pani Pince biegała po całej kuchni w poszukiwaniu różdżki. Mały chłopiec płakał i zakrywał uszy dłońmi. Po pomieszczeniu latały talerze, przewracały się krzesła, powstała karczemna awantura. Obraz rozmył się. Teraz stała przy sali transmutacji w Hogwarcie. Zauważyła Severusa i Lilyanne, całowali się, całkowicie niezdarnie. Mieli może 12 czy 13 lat. Oboje mieli wypieki na twarzy i strasznie głośno oddychali. Emily skrzywiła się na ten widok, wspomnienie znów się zmieniło. Snape czatował pod łazienką prefektów. Poczekał, aż uczniowie zniknęli za rogiem i wypowiedział hasło. Słychać było dźwięk puszczonej wody. Skierował się w stronę pomieszczenia i obserwował półnagą Lily wchodzącą do wielkiego basenu. Wpatrywał się w nią, jak masuje się po ramionach, po piersiach, jego ręka spoczęła w spodniach.
- FU! - krzyknęła Addams i spojrzała ze wstrętem na Severusa.
- Co to miało być?! Miałaś mnie UCZYĆ! A nie przeglądać moje wspomnienia! Jeżeli komukolwiek o tym powiesz, to Cię zniszczę, rozumiesz? Jesteś kolejną osobą, którą stworzyłem, mogę Cię tak samo zniszczyć.
- Nie musisz mi grozić, nie chcę się dzielić z kimkolwiek takimi obrazami. Poza tym, jeżeli byś się przygotował, wiedziałbyś, że inaczej Cię nie nauczę. Ja mogę Cię tylko atakować. Cała siła jest w Tobie. Albo to masz, albo musisz odpuścić sobie naukę oklumencji.
- Próbuj jeszcze raz. - Snape wyprostował się i skierował rózdżkę w stronę Emily, gotowy się bronić.
- Legilimens!
~*~
     Lilyanne siedziała w Pokoju Wspólnym i rozmawiała z Mary na temat Jamesa. Była wniebowzięta, chciała w końcu się zgodzić i powiedzieć mu, że może zostać jego kobietą. Sprawdzała go na kilka sposobów, by uniknąć rozczarowań. Zdał. Nasłała na niego Fabrizię Loreno - Angielkę włoskiego pochodzenia, czarnowłosą piękność. Zdecydowanie odparł jej zaloty. Wysyłała mu anonimowe listy miłosne - wszystkie jej pokazał i wyśmiał ewentualną chęć spotkania się z nim. Ponadto zbliżyła ich do siebie śmierć jego matki. Pomogła mu stanąć na nogi i była dla niego największym wsparciem w najtrudniejszych chwilach. Sądziła, że spędzili ze sobą już tyle miesięcy, że może obdarzyć go zaufaniem. W głowie snuła plany na przyszłość, widziała już domek z ogródkiem i trójkę dzieci bawiących się ze sobą, dwie rude dziewczynki i chłopca. Ponadto chciała mieć mugolski samochód, urządzać przyjęcia rodzinne, wyjeżdżać na wakacje, chodzić na zabawy...
- A Sama-Wiesz-Kto? - entuzjazm Lily osłabł. Zapomniała. W dobie stresów przedegzaminacyjnych cisza przed burzą nie zwracała jej uwagi, żyła, jak dotąd i nie widziała w tym nic dziwnego. Myślała czasem o wojnie, ale w murach Hogwartu czuła, że to wszystko jej nie dotyczy. Sprawiała wrażenie, że nie do końca zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji.
- Jego już nie będzie. Jestem tego pewna. - uśmiechnęła się nerwowo i spojrzała w stronę dziury w portrecie, grube krople deszczu napastliwie uderzały o okno. Do środka wszedł Rogacz. - O, James! Jesteś w końcu. - wstała z kanapy, a na jej usta wstąpił niepewny uśmiech, spojrzała na Mary, by ta dodała jej odwagi.
- Cześć. - powiedział i wszedł na schody. Lily poszła za nim. Odwrócił się w pół drogi. - Przepraszam Cię, nie mam teraz siły na rozmowę, czy spacer, zresztą nie ma ku temu warunków, porozmawiamy jutro, OK? - dziewczyna nic  nie odpowiedziała, tylko przytuliła się do niego. Poczuła jego zapach wymieszany z zapachem lawendy. Coś jej nie grało.
- Dlaczego inaczej pachniesz?
- Nie teraz, Irytek zrobił mi kawał. - skłamał szybko i skierował się do góry. Poczuł wyrzuty sumienia, że jest wobec niej tak oschły. - Jeszcze raz przepraszam, naprawdę źle się czuję. Jutro porozmawiamy. - pocałował ją w policzek i po chwili zatrzasnęły się za nim drzwi dormitorium. Zdezorientowana Lilyanne zeszła do Mary i usiadła na kanapie.
- On coś kręci, mówię Ci. - powiedziała zdecydowanie MacDonald i spojrzała badawczo na  rudą. - Na pewno coś ukrywa.
- A może po prostu był zmęczony. - próbowała go usprawiedliwić Lily. - W końcu tyle go ostatnio spotkało... Nie zawsze musi mieć ochotę na moje towarzystwo.
- Ale na towarzystwo innej tak? - zapytała ironicznie Mary, a na jej policzki zapłonęły ze złości.
- O czym Ty mówisz? - spytała Evans czując, jak jej serce przyspiesza, a ręce zaczynają się pocić.
- Miał szminkę na dłoni. Musiał nią wytrzeć usta. Ale mogę się mylić...
     Lily zdenerwowała się, a jej plany legły w gruzach. Ośmieszyła się przed samą sobą. Może jednak Mary się myli i James jest niewinny, może nic takiego nie zrobił.
~*~
     Syriusz stał przed wejściem na Trzecie Piętro i rozglądał się nerwowo. W tym miejscu był umówiony z Bartym. Wypatrywał go na próżno, minęło już 10 minut odkąd powinien stawić się przed posągiem. Kiedy Łapa miał już zrezygnować, usłyszał za sobą wysoki głos chłopaka.
- Musiałem się wyrwać.
- Jesteś w końcu. Już prawie odszedłem. - powiedział czarnowłosy. - Dobra, co masz dla mnie za informacje?
- Najpierw kasa. - powiedział Crouch. Syriusz rozejrzał się, czy nikogo nie ma wokół i dał chłopakowi woreczek pełen galeonów. Jego oczy rozbłysły.
- No to gadaj.
- Mam niezłego newsa. Podobno Twoja lala Cię szpieguje.
- Że co?! - krzyknął Black i przyparł Barty'ego do ściany. - Kto Ci nagadał takich bzdur! Oddawaj kasę!
- W naszych kręgach tak mówią, że ma się dowiadywać, co się dzieje w Zakonie  Feniksa, dlatego z Tobą jest. Nic więcej nie wiem!
- Kto Ci to powiedział?! - Syriusz omal nie rozdarł chłopakowi koszuli.
- Avery.
- Co za sukinsyn...
- Black, zastanów się, nic nie rób pochopnie. Cudem mi to wypaplał. Nazywają ją Morticią, a ten debil w końcu sypnął, o kogo naprawdę chodzi. Zrobisz z tym co chcesz, ale Avery'ego zostaw w spokoju, dobrze Ci radzę.
     Syriusz odwrócił się i zaczął zbiegać po schodach. Krew uderzyła mu do głowy, poczuł, jak tętno mu przyspiesza. Czy ona mogła go aż tak zdradzić? Czuł, że musiał to wyjaśnić! Jeżeli nie zrobi tego teraz, zaraz, to oszaleje. W ekspresowym tempie kierował się w stronę Lochów. Wiedział, że prędzej czy później ja tam spotka, chociaż miałby na nią czatować godzinami. Po kilkudziesięciu minutach stania przy parapecie zaczął się uspokajać. Zganił siebie z myślach za to, że mógł uwierzyć komuś takiemu, jak Crouch. Muszą znaleźć nową wtykę. Usłyszał, jak śpiewa. Jej niski, seksowny głos odbijał się echem od pustych ścian. Zmierzała do Lochów. Wyszedł jej na przeciw. Omal się nie wywróciła ze strachu.
- O matko, ale mnie wystraszyłeś! Co tu robisz, chyba się nie umawialiśmy na dzisiaj?
- Musiałem Cię zobaczyć. - podszedł do dziewczyny i przytulił ją mocno. - Em?
- Tak? - podniosła głowę, spojrzała w jego oczy i uśmiechnęła się, zaciskając swoje dłonie na jego pośladkach.
- Nie, już nic.
- Zacząłeś, to dokończ! Wiesz, jak tego nie lubię!
- No dobra, chociaż to głupie... Mogłabyś mnie kiedykolwiek w jakikolwiek sposób zdradzić?
- Co?! - rudowłosa odsunęła się i spojrzała na niego, jakby był z innej planety. - Co Ty gadasz? Dobrze się czujesz? Myślałam, że tę kwestię już wyjaśniliśmy i mamy ją za sobą. Nigdy nikogo nie zdradziłam i gardzę takimi ludźmi i takimi związkami. Ktoś Ci czegoś nagadał?
- Nie, po prostu musiałem się upewnić.
- Kretyn. Ale i tak Cię kocham.
     Syriuszowi spadł kamień z serca. Było mu głupio, że przez kilkadziesiąt minut był przekonany, że Emily mogła kogokolwiek szpiegować. Była na to zbyt dobra i wiedział o tym doskonale, w końcu znał ją najlepiej na świecie. Jednak to był dla niego sygnał, że musi się bardziej pilnować i uważniej dobierać informatorów. Inaczej cały plan Zakonu Feniksa może legnąć w gruzach.

5 komentarzy:

  1. Uwielbiam czytać Twoje opowiadania. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisałam już, że uwielbiam twoje opowiadanie ;)? Szczególnie podoba mi się to, że tak dużo uwagi poświęcasz wojnie, a nie tylko problemom miłosnym nastolatków. Chociaż miłość też jest ważna.
    Ja tam jednak Rogacza rozumiem. Też by mnie szlag trafił, jakby ukochana osoba stwierdziła, że chce czekać z seksem do ślubu... I pewnie opierałabym się pokusie jeszcze krócej niż Rogacz.
    U mnie nowy rozdział http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć :)
    Zapraszam na nowy rozdział.
    Z pozdrowieniami - Huncwotka

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowa notka. Nie potterowska, ale zapraszam ;)
    hogwartowskie-miniaturki-drappelli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Emily
    Rozdział świetny
    Potter do dupek! Lily już mu zaufała, a to jest naprawdę mało prawdopodobne, a on tak poprostu całuje i umawia się ze ŚLIZGONKĄ i to w dodatku z Narcyzą! Jak mogłaś :( Przepraszam, że rozdział komentuję dopiero dzisiaj,ale ostatnio brak mi czasu i zaniedbuje wszystkie blogi wraz ze swoim
    Pozdrawiam
    Lavender Potter

    OdpowiedzUsuń