piątek, 3 kwietnia 2015

10. Zastraszenie Potterów, Bellatrix i Motocykl.

     Przy Bordeaux Alley 23 już dawno wstało słońce. Przygotowania do Wigilii w domu państwa Evans szły pełną parą. Wielką, zieloną choinkę przyozdobiono w najróżniejsze bombki i łańcuchy oraz przypięto światełka. Dla przyjaciół Lily, którzy nigdy nie robili tego własnoręcznie było to nowe, ekscytujące doświadczenie. James usilnie chciał się dowiedzieć, w jakim celu ubiera się drzewo, które śmierdzi i z którego co chwila na podłogę upadają pojedyncze igiełki.
- Przecież trzeba to sprzątać! To bez sensu! Nie możemy po prostu zaczarować tej choinki tak, jak robi się to w naszym świecie? Będzie mniej roboty! - powiedział, starając się zgarnąć zmiotką bałagan na szufelkę. Nie bardzo wiedział, jak się za to zabrać. Wyglądało to komicznie.
- Nie, James. My mamy taką tradycję. Dla mugoli to niezwykle ważne. Dzieje się tak na całym świecie i nikt nie narzeka. Poza tym spójrz na nią. - wskazała nosem na drzewo. - Czy nie wygląda ślicznie? Tu nie używa się magii i nigdy się nie używało. Jestem jedyną czarownicą w rodzinie.
- Nie pomyślałem o tym. Pierwszy raz jestem na świętach gdzieś poza domem, a zwłaszcza u rodziny mugolskiej. Nie jestem przyzwyczajony, musisz dać mi czas. - mrugnął do Rudowłosej. W salonie znalazła się reszta przyjaciół.
- Co będziemy teraz robić? - zapytała Mary, siadając na wygodnej kanapie.
- Możemy ulepić bałwana! - oczy Lily rozbłysły, pojawiły się w nich łobuzerskie iskry. - Tak! Już dawno tego nie robiłam...
- A co to bałwan? - spytał Peter. Remus pacnął go książką w głowę. Petunia, która właśnie wyszła z kuchni załamała ręce i spojrzała błagalnie na matkę.
- Mamo, oni są z innej planety! - przewróciła oczami i zrobiła nadąsaną minę. Potter uśmiechnął się pod nosem.
- Tunia! Nie wolno tak mówić! To są nasi goście i przyjaciele Lilyanne!
- Nie przeproszę! - blondynka założyła ręce i oparła się o ścianę. Jej nozdrza rozszerzały się z każdym oddechem.
- Mamuś, ona nam po prostu zazdrości. Całe życie tak było, odkąd dostałam list z Hogwartu stała się nie do zniesienia, bo ona nie urodziła się inna, jak ja.
- Zamknij się, jesteś zwykłym dziwadłem! Nigdy Ci nie zazdrościłam, jesteś świruską! Jeżeli myślisz, że chciałabym być kimś takim, jak Ty, to się mylisz! Brzydzę się Tobą! - Lily  zawstydziła się, że w jej rodzinnym domu, jej własna siostra tak ją znieważyła w obecności przyjaciół. Zrobiła się czerwona na twarzy. Nie chciała wszczynać kłótni. Odwróciła się na pięcie i wybiegła z salonu. Mary poszła za nią. Matka obu dziewcząt ukryła twarz w dłoniach. Już chciała coś powiedzieć, ale...
- To jest Twoja siostra, dziewczyno! Ją boli to, co mówisz! Rozumiesz? Ona Cię kocha, a Ty nie doceniasz tego, jak wspaniałą przyjaciółkę masz koło siebie. Zastanów się nad sobą, nie wolno Ci nią pomiatać! - James stanął na wprost Petunii. Spojrzał na jej kościste dłonie, na których było widać ślady po zmywaniu naczyń. Uciekała w pracę. Nie chciała ich tutaj. - Lilyanne nas zaprosiła, bardzo chciała, żebyśmy przyjechali. Gdyby nie to, już byśmy sobie stąd pojechali. Ja nie lubię być nieproszonym gościem. Ale zostaję tu ze względu na nią, bo to wspaniała osoba. I póki tu jesteśmy, nie pozwolę Ci więcej obrazić Lily, zastanów się nad tym, co powiedziałem. - dziewczyna spojrzała mu w oczy. Podkochiwała się w nim, kiedyś na peronie zrobił im kawał, od  tamtej pory zawiesiła na nim oko. Zrobiło jej się głupio. Nie mogła wytrzymać spojrzeń wszystkich w pokoju. Wróciła do kuchni i znów szorowała blaty, które dopiero co wypucowała na błysk. Blond kosmyki oswobodziły się spod starannie zrobionego końskiego ogona i wpadały jej w oczy. Przeklęła pod nosem.
~*~
     W domu państwa Potterów panował chaos. Rodzice Jamesa  pieczołowicie zabezpieczali wszystkie dokumenty i rzucali zaklęcia ochronne na mury. Byli przybyci brakiem jedynego syna u ich boku, tym, że być może na dniach będą musieli porzucić miejsce, w którym żyli nieprzerwanie tyle lat. Dorea Potter była uzdrowicielką w szpitalu Munga. Miała długie, kręcone kasztanowe włosy i ogromne, szare oczy. Była spokrewniona z rodem Blacków, stąd też jej niebanalna uroda, której nikt nie mógł odmówić. Charlus był od niej parę lat starszy, jego włosy czarne, jak heban wciąż były w nieładzie, a okrągłe okulary co chwila zsuwały się na orli nos.
- Kochanie, słyszałeś to? - spytała Dorea, jej oczy rozszerzyły się ze strachu, w dłoń pochwyciła różdżkę.
- Ćśśś. - Charlus przyłożył palec do ust. Na około domu słyszeli dziwny świst. Woda w pucharze zaczęła lekko drgać, a ogień w kominku ruszał się tak, jakby do środka wpadł wiatr. - Ktoś tu jest.
     Bellatrix stała na zewnątrz w długiej, czarnej sukni, a jej kręcone włosy oplatały bladą  twarz. Kopnęła parę razy w drzwi, śmiejąc się przy tym złowieszczo. W oddali za drzewami stał Regulus i Rudolf.
- Wyłazić! - krzyknęła przeraźliwie, rzucając zaklęcia w dom. Niestety wszystkie z nich odbijały się od murów i kobieta musiała robić uniki. Zdenerwowało ją to. Nie mogła przebić się do środka. Gorączkowo myślała, co mogłaby zrobić w takiej sytuacji. Musi jakoś wywabić ich na zewnątrz. - Wyłazić natychmiast! Skoro nie chcecie ze mną rozmawiać, złożę wizytę Waszemu plugawemu synalkowi, dalej, Dorea! Bratanicy nie wpuścisz?
     Drzwi otworzyły się z impetem. Stanęła w nich starsza kobieta. Jej długa, granatowa szata powiewała na wietrze. W ręku ściskała różdżkę. Obok niej stanął jej mąż.
- Czego od nas chcesz, nie wstyd Ci pojawiać się tutaj? Walburgia nie byłaby zadowolona wiedząc, że odwiedziłaś ciotkę. My zresztą też nie jesteśmy z tego powodu szczęśliwi.
- Wierz mi, Ciotuniu, że mnie również nie sprawia to przyjemności. Gdybym tylko mogła nie pojawiałabym się w tym ohydnym miejscu. Dolina Godryka... Tfu. - splunęła Potterom pod nogi i uśmiechnęła się szeroko, nawijając na palec kosmyk swoich kręconych włosów. - Jestem tu z... Tak jakby z poselstwem.
- Kto Cię przysyła? - spytał Charlus, robiąc krok do przodu. Przeczuwał, jaka będzie odpowiedź. Jego żona prężnie działała w Zakonie jako uzdrowiciel, a on jako auror. Byli bardzo cenni dla  organizacji.
- Głupi, czy tylko udaje? - spytała retorycznie. - Sami-Wiecie-Kto. - powiedziała wykrzywiając usta. Zauważyła, jak Potter chciał wypowiedzieć zaklęcie. Była pierwsza. - Incarcerous! - z końca jej różdżki zmaterializowały się pętle krępujące małżeństwo. Starali się wyrwać, jednak bez skutku. Bellatrix przywołała Rudolfa i Regulusa, za pomocą magii wnieśli Doreę i Charlusa do domu.
     Rozejrzeli się po wnętrzu. Większość wolnej powierzchni wypełniały zdjęcia Jamesa, Syriusza, Dumbledore'a i rodziny Potterów. Rozglądali się po każdym pomieszczeniu. Widać było, że chcieli coś ukryć, jednak ciężko było cokolwiek znaleźć. Musieli bardzo się postarać i zrobić to tuż przed ich przybyciem. Panowała atmosfera strachu. Bellatrix spojrzała na szklaną wazę, która z pewnością była rodzinną pamiątką. Zauważyła błysk przerażenia w oczach Charlusa. Z uśmiechem na twarzy zbiła drogocenną rzecz. Porcelana rozsypała się z hukiem na kawałki. W powietrzę uniósł się pył. To z pewnością były czyjeś skremowane zwłoki. Śmierciożercy roześmiali się.
- No cóż, powiedziałabym przepraszam, ale nie czuję, abym była Wam winna przeprosiny. Gdybym miała więcej czasu, zabawilibyśmy się w grę, w pytania i zadania, magicznie. - przysunęła się niebezpiecznie do małżeństwa. - Ale mam tu do wykonania rozkaz. Chodzi o Waszą działalność w plugawym Zakonie Feniksa. Bardziej przydatni będziecie nam.
- Nigdy! - wykrzyknął Charlus, robiąc się coraz bardziej czerwony od sideł. - Nigdy nas do tego nie zmusicie!
- Spodziewałam się takiej odpowiedzi. Regulus, chodź. Poćwiczysz sobie zaklęcie niewybaczalne na żywym fantomie. - Bellatrix zaśmiała się w głos i przyciągnęła chłopaka za kołnierz, wręczając mu różdżkę do ręki. Rudolf przypatrywał się całej sytuacji z wygodnej kanapy. Spojrzał pod stolik, gdzie leżał zwinięty pergamin. Schylił się i wziął go do ręki. Na liście znajdowały się nazwiska mugolaków chronionych przez Zakon. Pokazał to Belli.
- Bosko. - wysyczała pod nosem, widząc przerażone miny Potterów. - Regulus! - krzyknęła. - Do roboty!
Chłopak drżącą ręką wyciągnął różdżkę przed siebie i wymierzył ją w stronę ciotki. Nie mógł wytrzymać jej spojrzenia. Miał na uwadze to, że to mimo wszystko jego rodzina.
- Dalej! - poganiała go Bellatrix. - To zdrajcy naszej rasy! Jak to nie podziała, pójdziemy po ich synalka!
Regulus opuścił wzrok. Zacisnął wargi. Poczuł pod powiekami piekące łzy. W momencie opanował się, ogarniała go wściekłość i rozgoryczenie. Miotały nim najróżniejsze emocje. Przez jego głowę przewijały się obrazy Syriusza z Emily, James drwiący z niego, jego matka, prawiąca mu kazania o wierności wobec  czystości krwi i rasy czarodziejów.
- Crucio! - wykrzyknął, a z jego różdżki wystrzelił ostry promień. Przejmującą ciszę przerwały przenikające wrzaski Dorei. Charlus trząsł się ze strachu, chciał pomóc żonie, ale nie mógł. Bał się o syna, wiedział, że Bellatrix pójdzie po niego, cokolwiek się tu nie stanie.
~*~
W domu rodziny Addamsów wigilia mijała w radosnej atmosferze, mimo zaginięcia babci. Było mnóstwo pysznych potraw, cała góra prezentów (w tym parę dla Syriusza) i prześliczne ozdoby znajdujące się na kominku i przy żyrandolach. Wszyscy siedzieli przy długim, suto zastawionym stole, spożywając miód pitny. Powoli zaczynało się robić późno.
- Mamo, my już pójdziemy, chcę Syriuszowi pokazać mój motocykl.
- Ty i te Twoje wynalazki... Dobrze, chociaż nie pochwalam jazdy na tym czymś. - powiedział Alastor, kręcąc głową. - Ona jest szalona. - zwrócił się do Syriusza.
- Pozwól jej na odrobinę rozrywki, sam dobrze wiesz, jakie zasady narzucone są w Hogwarcie. Trzeba odpocząc od tego rygoru! Zakaz wychodzenia nocą z dormitoriów, nie można posiedzieć na korytarzach, trzeba się ciągle uczyć. Idźcie, dzieciaki. - Armina ciepło uśmiechnęła się do dwójki nastolatków kończąc swój trunek. Emily i Łapa mrugnęli do siebie porozumiewawczo. To właśnie w środku nocy daleko od ich pokoi rozpoczął się gorący romans. Rudowłosa złapała chłopaka za rękę i pociągnęła do obskurnego pomieszczenia, gdzie przy drzwiach znajdował się ogromny, czarny Harley. Dziewczynie zaświeciły się oczy na jego widok.
- Jak ja się za nim stęskniłam! - pisnęła, dosiadając maszyny. Wcisnęła sprzęgło i przekręciła gaz. Usłyszała nasłodsze mruczenie maszyny i poczuła wibrację pod dłońmi. Wciągnęła głęboko powietrze. Zamarzyła nagle o jeździe. Wiedziała jednak, że na  ośnieżonej nawierzchni daleko nie zajedzie. Syriusz przyglądał jej się z zaciekawieniem.
- Co się z tym robi? - zapytał.
- Przemieszczasz się. Gdzie chcesz. To mugolski wynalazek, prowadzisz i jeździsz po drodze. Ja go jednak trochę ulepszam. - mrugnęła do chłopaka i zgasiła maszynę. Wstała i schyliła się w stronę silnika. - Muszę go trochę wyczyścić.
- Teraz?
- Nie, Głuptasie. - zaśmiała się w głos. - Przy okazji.
- Jak go ulepszasz? To znaczy, że co więcej może?
- To znaczy, że może latać! - powiedziała podekscytowana, a w jej oczach pojawiły się wesołe iskierki. Uwielbiała rozmawiać o swoim wynalazku. - Poza tym trochę musiałam się namęczyć, ale umieściłam przycisk, który powoduje ogromne przyspieszenie, chociaż powinnam trochę nad tym popracować, nie działa w pełni sprawnie jeszcze, ale to kwestia czasu. Przerabiam go oczywiście tylko za pomocą magii, choć czasem i ona nie działa. Wtedy jeżdżę po mugolskich szrotach i szukam części zamiennych. - na jej ustach pojawiał się coraz większy uśmiech, kiedy Black robił się coraz bardziej zdziwiony. Nie wiedział kompletnie, o czym ona mówiła, ale chyba nawet nie chciał wiedzieć. Ufał jej i karmił się jej pasją. Spodobało mu się to.
- Jesteś bardzo mądrą czarownicą, wiesz? - zapytał, łapiąc ją w talii.
- Wiem. - odpowiedziała nieskromnie i zaczęła go całować, głaszcząc jego policzek brudną od smaru dłonią. Gdy oboje poczuli falę gorąca w dole brzucha, odskoczyli od siebie. Coś pukało w okno.
- Sowa? - spytała Emily i przechwyciła od niej list. - Do Ciebie. - Black rozerwał pieczęć i wodził oczami od lewej do prawej strony.
- Regulus... - powiedział pod nosem. Rudowłosa wyrwała mu pergamin z ręki, a jej oczy rozszerzały się z każdym kolejnym zdaniem.
- Wsiadaj, jedziemy! - krzyknęła, podając Syriuszowi kask. - Nie bój się, nie pozabijam nas, wkładaj to na głowę!
~*~
     Grupa przyjaciół siedziała w pokoju dziennym państwa Evans. Byli już najedzeni po kolacji. Peter spał na górze. Rodzice Lily i Petunia też położyli się już dawno do łóżek, a czwórka Gryfonów grała w Eksplodującego Durnia. James leniwie rozłożył się na dywanie i co chwila spoglądał na rudą, uśmiechając się pod nosem. Przeżyli dziś wiele romantycznych chwil, wyłączając z tego sprzeczkę z Petunią. Był szczęśliwy, chociaż tęsknił za rodzicami. W środku czuł jakiś niewytłumaczalny niepokój. Mary ziewnęła szeroko.
- Aaaach. - wyciągnęła ręce w górę i zamruczała, jak kotka. - No, Kwiatki. Dosyć tego dobrego. Nażarłam się, ubierałam z Wami choinkę, lepiłam wielkiego bałwana. Jestem zmęczona. Idę spać. - stwierdziła i wstała z kanapy. Remus przyglądał jej się z zaciekawieniem.
- Może jeszcze jedna runda? - zapytał, wskazując na grę.
- Mary ma rację. - powiedziała Lily. - Jest już dosyć późno. Powinniśmy się położyć, jutro rozpoczynamy o 9 świątecznym śniadaniem.
- Przecież to środek nocy. I to ma być Boże Narodzenie! - jęknął James.
- Coś Ci nie pasuje, Potter?
- Nie, wszystko dobrze, Stokrotko. - chłopak wysłał rudowłosej buziaka. Nagle usłyszeli huk. Wszyscy zerwali się na równe nogi. Mary przysunęła się do Lupina.
- Co to było? - zapytała przerażona. Jej oczy wypełniły łzy. Wiedziała, że przynosi pecha.
- Sprawdzę. - powiedziała Lily i podeszła do okna. W górze ledwo dostrzegła szybko przemieszczający się dym. Nie wiedziała, co to mogło być. - Remus, podejdź tu na chwilę. Co to jest? - zapytała, wskazując na dziwne zjawisko. Chłopak głośno przełknął ślinę.
- James, mamy gości. Śmierciożercy.
- Jak to Śmierciożercy? Skąd oni tutaj? - zapiszczała Mary.
- Muszę iść do rodziców i do Petunii! - krzyknęła Lily, wbiegając na schody. Potykała się co drugi stopień.
- Czekaj, nie idź tam sama!
     Państwo Evans obudzili się sami, schodząc do salonu. Peter spał w najlepsze. Wszyscy jednak machnęli na niego ręką, nawet zapach słodyczy nie był w stanie go dobudzić. Gryfoni musieli wyjaśnić mugolom, kim są śmierciożercy, co może się wydarzyć, czego mogą chcieć i kto stoi na ich czele. Petunia trzęsła się ze strachu, chowając się w kanapę. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a przed nimi stanęła Bellatrix ubrudzona krwią. Oczy miała wypełnione obłędem. Lilyanne nie znała jej dobrze, jednak słyszała wiele mrożących krew w żyłach opowieści na temat jej wyczynów. Oczy zaszły jej łzami. Co oni teraz zrobią sami, skazani na nią? Nie znali nawet żadnych zaklęć, przynajmniej tak jej się wydawało. Nic jej nie przychodziło do głowy.
- Witam. Potter, szukam Ciebie. - powiedziała Bella, przywołując palcem dwójkę towarzyszy. Do salonu weszli Rudolf i Regulus. Gryfoni zdziwili się na jego widok. - Ano, tak. Koledzy ze szkoły. Jaki ten świat mały. - zaśmiała się w glos po raz kolejny. Jej oczy zwęziły się w małe szparki. - Pokaż im. - zwróciła się do Ślizgona. Podciągnął rękaw szaty. Ich oczom ukazał się Mroczny Znak. Wszyscy byli w szoku. On miał dopiero 16 lat! Cała trójka miała zakrwawione ubrania.
- Czego ode mnie chcesz, Jędzo? - spytał James, stając oko w oko z Bellatrix.
- O tym porozmawiamy na samym końcu, póki co, mogę Ci powiedzieć, że rodzice kazali Cię pozdrowić. - uśmiechnęła się wrednie, a Regulus i Rudolf wybuchnęli złowieszczym śmiechem. Mary przysunęła się bliżej Remusa, a rodzice Lilyanne i Petunia wcisnęli się głębiej w kanapę. Sprężyła zaskrzypiała. Wzrok Śmierciożerców skupił się na mugolach. - No właśnie, oto z kim się zadajecie. - wskazała palcem na sofę. - Z takimi... Ludźmi, którzy wydali na świat szlamę!
- Nie mów tak o niej! - krzyknął Potter i rzucił się na kobietę. Czuł jej słodki zapach wymieszany z cierpkim zapachem krwi. - Nie wolno Ci, rozumiesz? Jeszcze raz, a...
- A co? - zapytała ironicznie, jednym ruchem różdżki wysłała go na koniec pokoju. James uderzył się głową o kant szafki i stracił przytomność.
- Rogacz! - krzyknął Remus.
- Stać! Levicorpus! - Lupin zawisł za nogę w powietrzu. Mary zdobyła się na odwagę, poczuła, jak jej serce płonie ze złości. Jak oni mogli kogokolwiek tak traktować! Niszczyć czyjeś życie, dla zachcianki Sami-Wiecie-Kogo. Rudolf już spętał rodziców Lilyanne i jej siostrę, raniąc ich boleśnie zaklęciami. Lilyanne straciła różdżkę, wpadła w szczelinę między deskami w podłodze i nie mogła jej znaleźć. Gorączkowo szukała na kolanach tak ważnego kawałka drewna. Poczuła stopę na plecach. Odwróciła głowę i zobaczyła nad sobą Regulusa z drwiącym uśmiechem na twarzy.
- Tego szukasz? - spytał, trzymając w dłoni jej różdżkę.
     W tym samym czasie Mary chciała rzucić zaklęcie na Bellatrix, jednak ona jak zawsze była lepsza.
- Petrificus Totalus! - MacDonald z hukiem upadła na podłogę. Z jej oczu płynęły łzy. Petunia krzyczała coraz głośniej. - Och, zamknij się, głupia dziewucho! Jęzlep! - dziewczyna zamilkła i poruszała bezgłośnie ustami. Wskazała głową na rodziców Evans. - A im, co zrobiłeś?
- Zemdleli z bólu, jak Potterowie. - zaśmiał się Rudolf. Regulus wciąż trzymał stopę na plecach Evans. Bellatrix uśmiechnęła się na ten widok, rozwaliła wszystkich w ciągu paru minut. Triumfowała. James zaczął się przebudzać. Nonszalanckim krokiem zmierzała w jego stronę. Ukucnęła tuż obok niego. Jej wielkie, czarne oczy błyszczały nienaturalnie, odbijając światło latarni ulicznych zza okna.
- Zmuś rodziców do odejścia. - szepnęła mu do ucha i przejechała mu różdżką po twarzy.
- Skąd? - Rogacz udał głupiego.
- Nie rób ze mnie idiotki! - wybuchła Bellatrix, wstając na równe nogi. Złapała chłopaka za włosy. - Z cholernego Zakonu! To jest tylko ostrzeżenie! Masz tydzień! - kopnęła go w twarz i skierowała się do drzwi. - Idziecie? - Regulus zdjął stopę z pleców Evans, rzucił jej różdżkę na podłogę i splunął na jej twarz.
- Obleśna, ruda szlama. - wysyczał pod nosem, z oczy Lilyanne popłynęły łzy. Wyszli, trzaskając drzwiami. Remus upadł z hukiem na podłogę. Głuchą ciszę wypełnił głośny płacz Mary.

5 komentarzy:

  1. W końcu udało mi się nadrobić zaległości na twoim blogu. Robi się coraz mroczniej. Trzymasz w napięciu, dobrze wyczuwalna jest atmosfera wojny, nawet w trakcie, pozornie beztroskiego, okresu świąt. Bardzo podobała mi się scena ze sprzeczką Lily i Petunii. Także bardzo fajnie opisałaś konflikt wartości, jaki w błyskawicznym tempie musiał rozpatrzeć Regulus. Zazwyczaj jest opisywany w ffach jako człowiek bez uczuć. Ale myślę, że po prostu był bardzo młody i nieświadomy konsekwencji swoich decyzji.
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że wcześniej nie odpowiedziałam, ale miałam urwanie głowy i twój komentarz z pytaniem gdzieś mi umknął w nawale innych zajęć.
      Okultyzm nie jest mi obcy, jednak nigdy nie zajmowałam się nim na większą skalę (ale moja wiedza wystarcza, by w razie potrzeby wiedzieć, gdzie i jakich informacji szukać, by uzupełnić braki). Osobiście bliższe są mi pierwotne kultury i wierzenia opierające się na kulcie natury. W życiu prywatnym uskuteczniam m.in. ziołolecznictwo.
      Na potrzeby pisanej historii dość często szukam nowych informacji, jednak nie są to zupełnie obce mi tematy. Mój tata jest rodzinną wiedźmą, więc siłą rzeczy przez całe życie nasiąkłam trochę wiarą w niekonwencjonalną medycynę ;), a sama, dla ciekawości zgłębiłam dodatkowo wiedzę i wiarę przeszłych pokoleń - astrologia, mitologia słowiańska, magiczna moc minerałów etc.
      I oczywiście ogromną inspiracją jest dla mnie proza Lovecrafta :)

      Usuń
  2. Droga Emily
    Piszę komentarz jeszcze raz, bo nie wiem, czy poprzedni się dodał :)
    Zostawiłaś na moim blogu prośbę, abym weszła na twojego bloga. Zrobiłam to i nie żałuję. Piszesz świetne opowiadania. Przeczytałam wszystkie rozdziały i uważam, że masz talent.
    Petunia podkochuje się w Jamesie? Nigdy bym się tego nie spodziewała. No ale cóż, ona świetnie potrafi ukrywać uczucia... Dobrze, że Rogacz stanął w obronie Lily. Evansówna nie powinna tak naskakiwać na swoją siostrę.
    Potterom nic się nie stało? Mam nadzieję, że nie. Ta krew na Bellatrix, Rudolfie i Regulusie nie była zbyt pocieszająca..
    Mimo wredności Petunii, mam nadzieję, że jej i państwu Evans nic się nie stało... A jakby państwo Potter i państwo Evans zostali zabici... James i Lily by się załamali. Jednak coś mi się zdaje, że zeszliby się i buntowali, że w tej chwili chcą wstąpić do Zakonu Feniksa. Jednak coś mi tu nie pasuje... Nie zabili rodziców Lily? To nie podobne do Belli. Nie no... Regulus nie byłby w stanie zabić, ale Bellatrix...?
    Pozdrawiam
    Lavender Potter
    Ps. Mogłabyś mnie powiadamiać o nowych rozdziałach?

    OdpowiedzUsuń
  3. BLOG ZOSTAŁ DODANY DO STOWARZYSZENIA POTTERÓW

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie nowy rozdział :) Serdecznie zapraszam :)
    http://hogwart-oczami-kate.blogspot.com/2015/06/17-zamany-nos-i-co-ty-tu-robisz.html
    PS. Zaległości na Twoim blogu postaram się szybko nadrobić! Dawno mnie tu nie było ;;

    OdpowiedzUsuń